Słuchajcie,dziś odwiedziłam teściową w pracy(pracuje w przedszkolu jako kucharka),no i oczywiście chciała sie pochwalić wnuczkiem no i wzięla go prosto z wózka

(spał wcześniej),no i mały wpadł w taka histerię,że ouspakajałam go przez kolejne pół godziny.Na nic się zdały tłumaczenia,że widzi babcie rzadko i jej nie zna,że spał i się wystraszył,że ma zły dzień,bo wychodzą zęby.Musiałam wysłuchać monologu na temat wychowywania dzieci,pouczen dotyczących skazy białkowej,zmiany lekarza itd. itp.Ale jestem umęczona

.Gdyby mnie oto nie poprosiła siostra męża,to bym nie poszła.Ale nigdy więcej.Niedzielne obiadki raz na dwa miesiące w zupełności wystarczą,no i tylko w obecności męża(przynajmniej on staje po mojej stronie).Wśród tych wszystkich "mądralińskich" bab poczułam się jak jakaś wyrodna matka.

No i humor mam do d...!