reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

angielski dla dzieci

Miłe Panie,
Jestem pracownikiem kuratorium i mamą i mam swoją opinię jeśli chodzi o kursy dla 2 latków

Niestety można zrobić więcej złego niż dobrego. Zmuszając na siłę dziecko do lekcji, kiedy ono jeszcze nie rozumie naszych oczekiwań i nie potrafi im sprostać, oczekując rezultatów i sprawdzając ile już rozumie, ile zna wyrazów itp. kładziemy nacisk na produkt końcowy a nie na przyjemność i gotowość do uczenia się. Jest to niedobry prognostyk na przygodę ze szkołą, która się dopiero rozpoczyna dla naszej pociechy.

Jeśli jest to dla nas dużym nakładem finansowym, nie decydujmy się na kursy, ponieważ one są zazwyczaj bardzo drogie.


Pozdrawiam!
 
Ostatnia edycja:
reklama
Ridzia, dzięki za wypowiedź.

Idealną metodę na uczenie dzieci języków znali nasi przodkowie - nie bez powodu w zamożnych domach przed wojną zatrudniano nianie i guwernantki Francuzki, Niemki... właśnie po to, żeby dzieci miały żywy kontakt z językiem. I to działało. Często bywało też tak (a zdarza się i dziś), że niania "z ludu" mówiła innym językiem, więc dzieci łykały często ukraiński czy np. jidisz. Bodajże pierwszym językiem Wittgensteina był jidisz, bo więcej czasu spędzał z nianią-Żydówką niż z rodzicami (ale może mylę z innym znanym filozofem). Dziś też czasem można na placach zabaw usłyszeć "zaciągające" ze wschodnia maluchy z nianiami Ukrainkami.
Babcia mojego męża z domu znała jidisz i polski, ze szkoły hebrajski, a z podwórka niemiecki i rosyjski (wychowywała się przed wojną w Łodzi). Potem w gimnazjum uczyła się jeszcze łaciny i francuskiego. Do końca życia władała świetnmie tymi 5 językami, których nauczyła się w dzieciństwie, a francuskim, angielskim i językami skandynawskimi posługiwała się biernie - tzn. bez problemu czytała w tych językach, a francuski i angielski rozumiała też mówiony, ale sama b. słabo mówiła.
No, ale ja tymczasem nie mam kasy na anglojęzyczną nianię i snu z powiek mi to nie spędza. ;)
Sama zaczęłam się uczyć angielskiego w wieku lat 13, w LO jeszcze nie byłam w nim zbyt biegła, ale na studiach zagranicą opanowałam go naprawdę bardzo dobrze, teraz niestety osłabł przez brak kontaktu na codzień.
Rosyjskiego uczyłam się tylko w podstawówce, ale potem miałam z nim od czasu do czasu kontakt i do dziś bez problemu się dogadam, i czytam.
Niemieckiego uczyłam się w LO i na studiach, i mam jako tako opanowaną gramatykę, rozumiem pisany tekst jeśli nie jest skomplikowany, i dogadam się w prostych sprawach typu zakupy, ale nic ponadto. Znam też odrobinę chorwacki, bo uwielbiam ten kraj i przez jakieś pół roku brałam lekcje indywidualne, z czystej pasji. W przyszłości chciałabym iść na kurs niemieckiego, albo rosyjskiego (jakoś nie mogę się zdecydować), żeby sobie odświeżyć to, co po szkole zostało mi w głowie.
Mój synek póki co ma w przedszkolu angielski, i będzie go też miał w szkole, niestety tylko 2 razy w tygodniu, zobaczymy, jak pójdzie mu dalej z tym i innymi językami.
 
Czyli Ridzia widzę, że potwierdzasz te moje zasłyszane opinie. I dobrze.

Skoro jesteś pracownikiem kuratorium i masz co nieco wspólnego z dziećmi i młodzieżą. Co zatem powiesz o koloniach czy obozach językowych?
 
Wprawdzie pracuję trochę w innej działce, ale z tego co zaobserwowałam, to najlepiej jechać na sprawdzone kolonie z polecenia.

Bywa tak, że obóz jest za granicą, a wszyscy mówią tam po polsku, lekcje są traktowane jako poranna pogawędka o wszystkim i o niczym, bez żadnych ram i profesjonalnego prowadzącego.
Dobrze, jeśli przed wyjazdem można zapoznać się z materiałami, jakie będą używane do lekcji, porozmawiać z nauczycielem. Z reguły taki kurs ma inny format niż lekcje w systemie całorocznym, jest nacisk na mówienie, słownictwo, wspólne projekty angażujące całą grupę - tak przynajmniej powinno być, bo latem, gdy umysł wypoczywa najlepsze są luźniejsze lekcje.

Trzeba dużo pytać, jeśli zauważymy, że organizator się miga od odpowiedzi i peszy, to pewnie coś jest nie tak. Nie bójmy się pytać o kwalifikacje nauczycieli opiekunów, z tym może być bardzo różnie.
 
Ostatnia edycja:
Dzięki Ridzia za odpowiedź. Ja planowałam wysłać dziecko raczej w Polskę, bo jest jeszcze za małe na wyjazd zagraniczny. Ale to temat na inny wątek :)
 
dokładnie ja też się z tym zgadzam, że małe dziecko od razu zacznie być dwujęzyczna. Po pierwsze tak sugerowałoby mi moje doświadczenie (chodziłam dawno dawno temu w przedszkolu, później w podstawówce) i taka nauka nie miała w ogóle większych efektów. Jeśli to jest traktowane jako zabawa czy oswojenie z przyszłą nauką ok. Ale nie możemy tutaj mówić o jakiejkolwiek nauce na 100%. Z reszta to sugerowała by postawa dużych szkół językowych. Speak Up uczy dopiero końcówkę podstawówki. Tak samo inni. Przypuszczam, że nie bez kozery. Bo takie efekty można zmierzyć poprzez różnego rodzaju testy. Małe dziecko nie będzie wiedzieć o co chodzi. A w dodatku na tego typu zajęciach uczy się raczej słówek i podstawowych prostych zwrotów.
 
Nie zdecydowałabym się na angielski w przedszkolu gdyby zajęcia odbywały się na zasadzie lekcji. To tylko może dziecko zniechęcić. Nauka przez zabawę i takie "przypadkowe" poznawanie nowych słówek przynosi efekty. Przynajmniej u nas, ale kontakt z językiem jest stały.
 
Poczytałam i dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy. Sama niedawno zastanawiałam się czy już nie czas posłać dziecko na dodatkowy angielski. Martusia nie chce na razie o tym słyszeć. Podoba jej się angielski prowadzony przez panią w szkole, zarówno lekcje jak i dodatkowa godzina tygodniowo z tą samą nauczycielką (bezpłatnie). Na tym więc na razie poprzestaniemy a ja poszukam jakiś ciekawych piosenek lub zabaw w internecie.
 
Myślę, że dobrze robisz. Szczagólnie jeśli dziecko nie chce iść na dodatkowe zajęci. To mogłoby ją tylko zniechęcić do dalszej nauki. Pewnie lepiej, żeby jak najdłużej nauka języka kojarzyła jej się z zabawą a nie przymusem. My sobie bardzo chwalimy takie rozwiązanie w przedszkolu.
 
reklama
Lepsze szkoły mają w ofertach naukę języka dopiero dla dzieci około 11-12 lat. owszem, wcześniej możemy dziecko przyzwyczajać do języka, ale do profesjonalnych szkół bym nie posyłała 7 czy 8 latka. w speak up na przykład mają tak, ze na kurs można zapisać dopiero 12 letnie dziecko, które samo będzie w stanie się mobilizować do nauki. przynajmniej są świadomi tego, że nie są wstanie nauczyć 7 latka i nie wyłudzają pieniędzy.
 
Do góry