Ja wypowiem się tak bardziej ogólnie.
Sama ma dziecko, które zaczyna chodzić i wszędzie go pełno.
Uważam, że te wszelkie blokady, zabezpieczenia itd może i jakoś ułatwiają życie, ale mimo to dzieciaki są niewyobrażalnie pomysłowe i potrafią zrobić sobie krzywdę czymkolwiek albo w pustym pokoju. Gdyby człowiek się nad tym stale zastanawiał, to można oszaleć. Ja kieruję się po prostu zdrowym rozsądkiem i przede wszystkim mam dziecko cały czas na oku, a jeśli używam piekarnika czy jakiegoś niebezpiecznego urządzenia, to mały siedzi w łóżeczku. Jak dla mnie to te zabezpieczenia były bardziej upierdliwe niż pilnowanie - np. zdejmowanie blokad z uchwytów, kiedy czegoś potrzebuję, zwłaszcza w kuchni, gdzie co chwilę się coś otwiera.
Nie popadajmy w przesadę, kiedyś nie było tych wszystkich wynalazków i dzieci też się chowały. I zgadzam się z przedmówcami, że trzeba też pozwolić na różne drobne wypadki. Niestety dziecko nie nauczy się co to "gorące", dopóki tego nie dotknie i nie pojmie zasad grawitacji, jeżeli się nie przewróci.
Nie można popadać panikę. Co z tego, że zabezpieczę stół, jeżeli mój syn potrafi ruszyć z taką energią na czworakch, że co i rusz przewraca się na nos. Albo podrapie sobie buzię opakowaniem chusteczek. Po prostu trzeba wyeliminować oczywiste zagrożenia, ale też pogodzić się z tym, że siniaki, guzy i zadrapania są nieodłącznym elementem dzieciństwa;-)
Do MłodegoTaty - jeżeli tak bardzo martwisz się o bezpieczeństwo dziecka, możesz kupić kask do nauki chodzenia. Mnie namówił mąż, ale koniec końców nie używam go, bo pilnuję małego, ale może z czasem będę mu zakładać jak zacznie bardziej rozrabiać. Zachęcali mnie znajomi, zwłaszcza kiedy ktoś ma dom w płytkach albo schody. Producenci twierdzą, że taki kask chroni głowę przed poważnym urazem, ale nie wiadomo na ile i czy maluch nie będzie tego zdejmował.
Niemniej taki wynalazek jest i niektórzy rodzice sobie chwalą.