reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Ciąża i poród przy PCO ????????

kochana moze i nie jestem chora, nie wiem co to znaczy miec PCo ale wiem ze jezeli bedziesz mocno wierzyla ze i tym razem sie uda to Bozia cie wspomożone i zobaczysz ze na raczkach bedziesz nosic drugiego szkraba :)...
Razem z Nadzia trzymamy kciuczki Kochana :*!!!
Dasz rade ;)..
 
reklama
Witam
Po długim staraniu o dziecku u mnie równiez stwierdzono pco dodatkowo u męża problemy z jakością nasienia. O swojej chorobie nic nie wiedzialam - nie mam typowych objawow PCO - miesiączki idealnie regularne co 28 dni, jestem szczupła zadnego hirsutyzmu itd. Teraz leczymy się oboje. od wyników męża zależy czy będę miała indukowaną owulację - jesli jednak jego wyniki nie beda zadowalajace stymulacja nie ma sensu - lekarz powiedzial ze zostaje nam in vitro. I pewnie do tego dojdzie bo z moim pco i jego problemami raczej mamy niewielkie szanse na naturalne poczęcie.To dla mnie bolesna sprawa bo wszystcy pytają nas o dziecko (jestesmy 6 lat po slubie) a ja nie chce się tłumaczyc bo cięzko mi mowi o tym komus kto i tak tego nie zrozumie bo go nie dotyczy
 
Hejka Kobietki!

Ja też mam PCO. O dziecko staralismy się od 2,5 roku i też wszyscy dokoła wciąż nas nagabywali KIEDY W KOŃCU COŚ SIĘ POJAWI :baffled:, co mnie strasznie denerwowało bo czułam się gorsza i nie za bardzo chciałam na ten temat opowiadac każdemu kto mnie męczył pytaniami o dziecko.
Mnie lekarze dawali bardzo małe szanse na dziecko.

Miałam bardzo nieregularne miesiączki a owulacji chyba w ogóle.
Rok temu odkryłam zioła Ojca Grzegorza (mieszanka nr. 3 ale ma tez inne, w tym na PCO) i po nich (możecie wierzyc lub nie) moje cykle zaczeły być całkiem normalne. Wykres temperatury nie przypominał już zygzaka bez ładu i składu ale widac było niższe i wyższe tempki.

A jak już cykle były w miarę ok to Ginówa przepisała mi Clo i jak na razie po pierwszym braniu clo - rośnie we mnie mała Fasolina.

Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
 
Witajcie!
Jestem mamą 17-sto miesięcznego Cytruska. Wcześniej miałam problemy z regularnością cyklu ( czasem i trzy miesiące przerwy) oraz brakiem owulacji. Jako 24 letnia kobietka postanowiłam udać się do specjalisty i zorientować się o co chodzi, gdyż ciągłe wywoływanie miesiączki mnie nie bawiło. Wszelkie badania ( a było ich mnóstwo) oraz usg+ monitorowanie cyklu wskazywało na PCO oraz hiperprolaktynemię. Przez długi czas usg wykazywało dużą ilość pęcherzyków oraz brak pęcherzyka wiodącego. A jednak po dwóch latach leczenia ( praktycznie podstawowego) udało sie uzyskać ten wiodący. Przy okazji dokonano poprawek w mojej historii leczenia: policystyczne jajniki bez zespołu. Pod koniec drugiego roku zaszłam w ciążę, która zakończyła się w 5 tygodniu. Postanowiłam sobie odpuścić na jakiś czas, zregenerować się ( brak mierzenia temperatury, własnej obserwacji - zaniechałam wszystkiego) . Kiedy po jakimś czasie znowu nie pojawiła sie miesiączka niczego się nie spodziewałam a jednak po trzech tygodniach spóźnienia dopadły mnie mdłości. Test POZYTYWNY, betahcg wskazała na 5/6 tydzień ciąży.
Od początku brałam Duphaston, ale poza tym całą ciążę wspominam cudownie. Cały czas byłam aktywna, pisałam i broniłam pracy dyplomowej. Ciągłe wyprawy, wizyty, dobrze spałam. A poród?
Cytrusek sie nie spieszył. Oj nie :-)
W dniu porodu zostałam juz w szpitalu i tak sobie bytowałam "szalejąc" na schodach. Przy czwartym teście oksytycynowym lekarz się zlitował i zrobił indukcję ( w innym wypadku pewnie przenosiłabym kolejny tydzień).
Poród był błyskawiczny ( uprzedzano mnie że tak jest przy indukcji). Rodziłam naturalnie do 9 cm ale niestety Cytrus owinął sie pępowiną i w rezultacie wylądowałam na stole operacyjnym w pełnej narkozie. Walka o laktacje była ogromna, wszyscy mi radzili abym sobie to wreszcie odpuściła ale z czasem, przy pomocy świetnej położnej ( prywatnie) odzyskałam laktację i powoli cysio wyparł butelkę. Odstawiłam go ostatecznie w wieku 13 miesięcy.
Co do rozwoju: chłopak duży, silny ( wszystko co związane z siłą mięśni wykonywał wczesniej niz na swój wiek - dzwiganie głowy, raczkowanie, wstawanie przy meblach i chodzenie). Ze szpitala wyszedł z minimalnym spadkiem masy ciała a na cyśku się rozszalał ( do momentu chodzenia ciągły 97 centyl). Teraz również je wszystko i dużo.
Oj rozpisałam sie ale mam nadzieję, że te wywody przydadzą się choć trochę :tak:
Pozdrawiam gorąco w te mroźne dni
 
czesc dziewczynki :)))
wkoncu cos znalazlam o PCO ale malo tu osob cos zaglada???
ja na PCO lecze sie juz troche lat ale pozno zostalo u mnie wykryte i jajniki mialy juz liczne pecherzyki oraz sa trocheeee powiekszone niestety dotego insulinoopornosc co udalo mi sie ja wyrownac wsumie ponoc to cud bo lekarz powiedzial ze przez cale zycie bede miec z insulina problemy. Leczylam sie clostybezytem zapomnialam jak sie pisze :))ale nic z tego mimo ze jestem szczupla mam niska insuline ten lek na mnie nie idzie wiec po 2latach zmienilam lekarza dodam ze po tym leku robily mi sie torbiele czynnosciowe same znikaly ale balam sie ze kiedys nie znikna...
teraz lecze sie w krakowie za mna jest jedna stymulacja zaszczykami ale nic... jedna inseminacja tez nic z tego, a do tego nie ma meza w polsce a latka leca postanowilismy zrobic in vitro boje sie dalej czekac pierwsze in vitro sie nie przyjelo niestety delikatnie bylam przestymulowana wyciagli ze mnie az 30 pecherzykow 13 super sie rozwijalo a do zamrozenia poszlo 6 :))) teraz jestem po criotransferze i czekam w niepewnosci czy sie uda czy nie... gratuluje tym co sie udalo i ja tez mam nadzieje ze bede miec taka mala kruszynke :))) mam nadzieje ze nie zanudzilam pozdrawiam
 
reklama
Witam,
Postanowiłam napisać bo sama cierpię na PCO. Aczkolwiek mogę powiedzieć, ze już nie cierpię bo spełniło się moje największe marzenie.
Razem z mężem chcieliśmy mieć dzieci, niestety stwierdzono u mnie PCO - wręcz książkowe PCO - nadmierne owłosienie, otyłość, złe hormony, nieregularny obfity okres, no i najgorsze problemy z zajściem w ciążę. Na szczęście trafiłam do dobrej Pani doktor (ma tytuł profesora), której konikiem jest właśnie PCO. Najpierw szereg badan, potem leczenie lekami. Niestety to nie przynosiło skutku, ciąży brak. Następnym krokiem była laparoskopia, którą robiła mi Pani profesor. Zabieg był na początku grudnia i w trakcie drugiego cyklu miesiączkowego stało się - 2 kreski na teście ciążowym. Ponieważ były długie starania trudno nam było od razu uwierzyć, dlatego po tygodniu znów zrobiliśmy testy (w sumie zrobiliśmy ich 8 :-) ), no i oczywiście USG i badanie betaHCG. No i zostało potwierdzone - jesteśmy w ciąży :-), która przebiegała wzorowo, a od 2 tygodni mamy już na świecie naszą księżniczkę Wiktorię Annę :-)

Odnośnie porodu - był wręcz ekspresowy. Bóle - przypominające bóle miesiaczkowe, ale i bóle jakie mi towarzyszyły jak miałam zaparcia (od połowy ciąży do jej końca), zaczęły się około 9 rano. Na początku lekko bolało, około 11:30-12:00 zaczynały być bardziej bolesne więc zadzwoniłam po męża. Nie sądziłam, że to już te bóle.... Ponieważ stawały się coraz boleśniejsze pojechaliśmy na izbę przyjęć, gdzie stwierdzono skórcze do 2-3 minuty i rozwarcie na 4 cm, wiec przewieziono nas prosto na porodówkę (była godz. 13:30). Po 1 godzince przyszła położna (przychodziła co chwila, ale o ten moment mi chodzi) i stwierdziła rozwarcie na 10 cm i drugi etap porodu - party. 10 minut później na swiecie była moja córeczka. W sumie w szpitalu poród trwał 1 godzinkę. Takie najgorsze bóle (wierzcie mi - naprawdę BOLI, wręcz niewyobrażalnie) trwały od ok. 12... stopniowo się natężały do samego porodu. Po wyjściu główki wszystko mija, totalnie mija.
Jeszcze jednym etapem bólu (ale to chyba się rzadko zdarza) było szycie krocza, albo mam takie wrażliwe, albo lekarz był średnio delikatny, albo znieczulenie źle zadziałało.
Jednak mając na ramionach swoje wyczekane dziecko reszta jest już najmniej ważna :-)

Życzę wszystkim wytrwałości, wiary, cierpliwości i spokoju. Nie można za dużo o tym myśleć, trzeba się kochać - i duchowo i cieleśnie ;-) i na pewno będzie dobrze!
 
Do góry