Dumis, powiem Ci na własnym doświadczeniu. Zmienić można niestety tylko siebie, nie kogoś innego... Przykre, ale prawdziwe. Jednak ktoś mi prowiedział, że związek to 'system naczyń połączonych' - jedno się zmienia, to i drugie musi się zmienić. Zacznij od siebie.
Ja tez miałam taką sytuację z mężem: dziwne ukrywane telefony, smsy nie wiadomo od kogo, potem się dowiedziałam o niej. Rozpaczałam, pytałam dlaczego, prosiłam. Świat mi się zawalił, schudłam potwornie. I nic. On zrobił się wstrętny, dokuczał mi, robił awantury o byle co. I kłamał. Udowadniał, że jestem nikim. I wiesz co? Wzięłam się w garść i zajęłam sobą. Nie dlatego, ze jemu uwierzyłam, że jestem taka beznadziejna. Wprost przeciwnie - wmawiałam sobie, że jestem fajna i też mi się coś dobrego od życia należy. Zaczęłam wychodzić do znajomych, zwiedzać miasto, chodzić na koncerty, wystawy (nawet jak nie masz kasy, to coś bezpłatnego organizują, czesto dla dzieci też). Pomyśl co Ciebie interesuje i zajmij sie tym. Wiem, że to trudne i trzeba się zmuszać do normalnego życia, że o radości nie wspomnę. Ale efekt był taki, że mężuś wraca do domu, a ja zamiast mu płakać i robić wyrzuty, roześmiana mówię: wiesz byłam dziś tu i tu, żałuj, było super. Widziałam to i to... Pojutrze idę gdzieś tam. Jak mowil, że będzie dłużej w pracy (jasne...), to ja na to: dobrze, bo ja mam to i to na dziś zaplanowane. Też mnie nie będzie... ALE BYŁ ZDZIWIONY! Normalnie aż miło było zobaczyć te miny. Jakby nagle zrozumiał, że nie jest pępkiem mojego świata!!!! I zaczęło mu zależeć. Nawet zaczął wychodzić ze mną zamiast 'siedzieć w pracy po godzinach'. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale zacząl się o mnie starać od nowa. Tylko ja już byłam inna
i to co było już nie wróci-to ślepe zakochanie i zapatrzenie w tego "jedynego". Ale i tak na zgliszczach można budować. Może już ostrożniej, może już nie pałac a zwykły dom, ale można. POWODZENIA