hejka!
czytam o wyczynach spacerowych waszych szkrabów :-)
u nas nawet nawet...
tak to wygląda: wychodzimy na spacer wg rytmu dnia o 10 i jesteśmy ok. 2 godzinek. to jest czas tylko dla młodej i może robić co chce! biegać, skakać, uciekać itp. :-) nie planuję w tym czasie żadnych spraw, zakupów itp. (w przeciwieństwie do mojej koleżanki, której
czas dla dziecka jest przy okazji jej wyjścia z domu

)
najpierw idziemy na plac zabaw i tam hulaj dusza! :-) ślizgawka, huśtawka (choć mało), piasek, mostki itp. zbieranie petów i ciumkanie kamyków też wpisane w zabawę ;-)

po godzince idziemy do parku na trawkę, schody i tam już się wycisza aby potem grzecznie wejść do wózka (zmęczona ;-)) i jechać do domu. przed klatką jeszcze powłazi po podeście w tam i z powrotem i padnięta sama chce iść do domu.
jak nie chce albo się awanturuje to robię jej pa pa i patrzę co zrobi ;-) zazwyczaj rusza za mną :-)
po takim wybiegu pada moment na drzemkę
a w ogóle to widziałam dzisiaj smutny obrazek na placu zabaw :-(
dziewczynka, z 10-11 lat z nadwagą siedział sobie z babcią na jednej z drewnianych zabawek i co jadła? słodkiego batona!

rany! nie dość, że sporo przy kości jak na swój wiek to babcia jeszcze zadowolona, że wnusia wcina tyle kalorii!

mała nie wyglądała na nieszczęśliwą ale można by jej zaserwować mniej kaloryczną przekąskę - ech...
a w ogóle (po raz 2 ;-)) to spaliłam w święta garnek od kundziowej zupy :-) siedzę w necie i słyszę coś jakby zimne ogni strzelały

zerwałam się a tm wody nie ma, samo mięso

ale nie zdążyło się spalić ;-) pierwszy raz mi się przytrafiło coś takiego!

a co to znaczy? jestem nałogowcem! :-

-)
jutrzenka ja dalej nie wiem


