A my mamy zbiorową chandrę jesienną chyba: dziecko marudne, kot marudny, ja bym też pomarudziła, ale nie ma kiedy

Wczoraj mała cały dzień praktycznie nie spała, co rusz żałośnie popłakiwała, a jedyne co ją do pionu stawiało to rozmowa

Nawet noszenie przez tatusia nie było cool, tylko właśnie gadanie z nią - zaczynam się bać, co będzie, jak ona na serio zacznie mówić, bo buzia już teraz jej się nie zamyka

Mimo marudności udało mi się znowu wyskoczyć na zakupy, tym razem czysto teoretyczne, bo poprzednie porządnie budżet nadszarpnęły, ale chodziło bardziej o przyzwyczajanie rodziny, że mama też wychodzi;-)
Za to weekend mamy przechlapany, bo znowu zostajemy same: okazało się, że na ostatnim wyjeździe mieliśmy starcie z jaskółką-kamikadze, która tak sprytnie nas staranowała, że przebiła chłodnicę

Nie uwierzyłabym, że to możliwie, gdybym na własne oczy nie widziała, no ale skutek jest taki, że trzeba auto robić i mąż jedzie z nim na rodzinną wieś, gdzie ceny 3 razy niższe niż we Wro (tu nam zaśpiewali 1/3 ceny auta

) Liczę tylko na to, że choć pogoda będzie w końcu znośna, bo ciężkiej depresji dostaniemy siedząc znowu kołkiem w domu... z dobrych wieści udało mi się załatwić opiekunkę do Młodej (i siebie przy okazji

). Okazało się, że moja własna ciotka szuka takiej pracy, żeby dorobić do emerytury, więc bardzo chętnie się nami zajmie, a że jest niezwykle energiczna, to jak sądzę wtydzień doprowadzi nam dom do sterylnej czystości i pogotuje na zapas a przy okazji może i Florkę zdyscyplinuje:-)
Miłego dnia mimo paskudnej pogody!:-)