U nas dzisiaj pierwsze ktg... robilam w szpitalu przez nfz... babka mnie podlaczyla do jakiegos starego aparatu, nie sprawdzila sobie ze mam lozysku na scianie przedniej wiec, w trakcie badania wychodzila caly czas a ten aparat sie odlaczal. Do tego mala raczej akurat spala, masakra. 30min stracone. Z wynikami poszlam do swojej gin - trzeba powtorzyc. Juz mnie podlaczyla do lepszego aparatu, na nim sama wyczula ze lozysko jest z przodu (ja nawet nie wiedzialam ze to jakas roznica) wiec przylozyla glowice w inne miejsce gdzie lepiej bylo slychac serduszko. W międzyczasie znalazlam jakis sklepik i sobie pojadlam, zeby troche mala rozbudzic. A i tak ruszala sie na poczatku badania... pozniej troche pospala i znowu ruszala sie na koniec. Powiedzialy ze juz wyniki sa ok, ale informacyjnie: nie jedzcie glodne na to badanie (ja zjadlam lekkoe sniadanie wczesniej) i jak macie lozysko z przodu to na wszelki wypadek powiedzcie jesli nie wykonuje badania Wasz lekarz...
w ogole bez sensu z tymi ruchami. Kobieta mi powiedziala ze przyjmuje sie za norme ze dziecko nie powinno spac dluzej niz 10min... i wie ze to ma sie nijak do rzeczywistosci, ale jak nie bedzie sie ruszac to powtarzamy badanie. 

co za bezsensowne podejscie.



