Ewelinko to było tak, że robiłyśmy sobie z siostrą moją i jej koleżankami rano śniadanie i kawę i Krzyś kręcił się między nami, w pewnym momencie moja siostra zalała kawy stojące na blacie w kuchni i nie przesunęła na tyle daleko, żeby Krzyś nie sięgnął, a że on lubi kawę to wziął chwycił za ucho kubka i wylał ledwo zalaną kawę, dobrze, że nie był to wrzątek. Po tym wszystkim rozebrałam małego i siostra poleciała z nim pod prysznic a ja się poleciałam ubrać, bo byłam jeszcze w koszuli. Po tym jak się ubrałam, wzięłam Krzysiowi jakieś ubranko i potrzebne rzeczy do przyjęcia w szpitalu, bo karetka była już w drodze. I pojechaliśmy, w karetce małego próbowali opatrzyć ale się nie dało, miał w sobie tyle siły, że troje dorosłych ludzi nie potrafiło go utrzymać. W szpitalu spędziliśmy 48h, na drugi dzień Krzyś miał założony opatrunek na tydzień, po tyg mieliśmy się zgłosić do poradni w szpitalu na zdjęcie opatrunku. Powinnam Krzysiowi jeszcze smarować tą ranę po oparzeniu, ale robię teraz juz to sporadycznie, a rana i tak goi się w miarę ładnie. Na szyi nie ma już śladu, na dekolcie trochę gorzej, ma przebarwienie, ale tam miał bardziej poparzone