No to teraz ja
Wypuścili mnie ze szpitala we wtorek a jeszcze tej samej nocy do nich wróciłam
Około północy skurcze się zrobiły mocne i regularne. Leżałam na łóżku i się zastanawiałam czy mi wody nie odchodzą bo tak mi ciekło po skurczu. W końcu ok 2.30 zdecydowałam że jednak jedziemy, szpital jest 20min od nas, jak dojechaliśmy po 3 to ledwo szłam. Na porodówce okazało się że rozwarcie 4cm. Podłączyli mnie pod ktg i czekaliśmy na rozwój sytuacji. Rozwarcie słabo postępowało. dostałam czopki ale nie pomogły dużo. O godz 8 dostałam kroplówkę z oksytocyną, a ok 10 zastrzyk przeciwbólowy. Ten zastrzyk pozwolił mi nabrać sił. Potem skakałam na piłce, siedziałam na worku, byłam zmęczona cholernie, a do tego czułam że zbliżały się bóle parte. Gdzieś koło południa podłączyli mnie do tlenu, miałam 8cm rozwarcia. Położna (bardzo miła młoda dziewczyna) zbadała mnie, zrobiła masaż szyjki i skoczyło na 9cm. Kiedy przyszedł lekarz o 13 i zbadał mnie, stwierdził że niestety główka nie jest w kanale, ja jestem umęczona partymi, które wstrzymywałam jak mogłam bo nie było 10cm, i dziecko też umęczone tylogodzinnymi skurczami więc zdecydował że cesarka.
Od tamtej pory wszystko pamiętam jak przez mgłę, cewnikowanie, przewiezienie na salę operacyjną. Pamiętam jak anestezjolog powiedział w momencie skurczu że to już ostatni
Chwilę potem zzo i błogostan. Wreszcie nic nie bolało
anestezjolog ze mną żartował a ja nawet nie zauważyłam jak szybko mi dziecko wydobyli. Pokazali mi go a ja się rozpłakałam. Wycierali mi łzy i się uśmiechali. Słyszałam jak płacze i ja też płakałam ze szczęścia
Poród do łatwych nie należał ale powiem wam że już nie pamiętam jak to bolało
Maluszek wszystko wynagradza.