reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Bycie rodzicem to codzienna przygoda pełna wyzwań, ale też pięknych chwil. Chcemy poznać właśnie te momenty, które sprawiają Ci największą radość! Napisz w kilku zdaniach , co najbardziej cieszy Cię w rodzicielstwie, a możesz wygrać atrakcyjne nagrody ufundowane przez Bella Baby Happy 💛<

reklama

Otyłość w ciąży

Zawsze mam wrażenie, że we wszystkie święta jest kumulacja nieszczęść i wypadków... [emoji17]

Napisane na WAS-LX1 w aplikacji Forum BabyBoom
 
reklama
Ja też czekam na zwrot i będę kupować wózek :D

Colorado najlepsze jest to, że za granicą rzadko się obserwuje takie zachowania. Ja nie wiem czy Polacy buractwo mają we krwi czy jak? Do tego teraz z widoczną ciąża obserwuję to wspaniałe zjawisko jak staję na końcu jakiejś długiej kolejki, a wszyscy nagle zaczynają gapić się w sufit i na ściany, żeby przypadkiem nie na mnie bo jeszcze będę chciała się wbić na początek. Ja sama wolę postać niż o to prosić i wysłuchiwać chamskich komentarzy...

w57v9n73fe3ysoga.png
Ja wczoraj stałam w kolejce na poczcie, chciałam sobie usiąść, bo się na schodach zasapałam, to jakiś babiszon usiadł dosłownie przede mną na ławeczce. Pocieszam się, że karma wraca, na szczęście nie stałam długo.

Zawsze mam wrażenie, że we wszystkie święta jest kumulacja nieszczęść i wypadków... [emoji17]

Napisane na WAS-LX1 w aplikacji Forum BabyBoom
Mieszkam na przeciwko szpitala, karetka za karetką podjeżdża...

Co do buractwa, no niestety, u nas Polaków jest to narodowa przypadłość. Szczególnie rzuca się to w oczy za granicą. Powiem wam, że jak słyszę język polski w sklepie, jak jestem u mamy w Niemczech, to my przestajemy ze sobą rozmawiać po polsku, bo jak taka zaczepi, to nie dość, że nie wie kiedy skończyć, to wypytuje o takie rzeczy, że szok. Że nie wspomnę nic o wspaniałe kulturze naszych rodaków... ale tak to jest w małych miejscowościach, do dziur nie pojedzie normalny człowiek, chcący się rozwijać zawodowo... w 90% przypadków są to buraki-słoiki.
 
Ka, masz rację, w święta to się lubi wszystko kiełbasić. Od blahych rzeczy typu awaria telewizora, po jakieś większe problemy... Mam nadzieję, że z tym maluchem nic poważnego :/

Luiza, to nie kwestia wielkości miejscowości, w jakiej się mieszka. To kwestia indywidualnej i zbiorowej mentalności. Tak jak w tej przychodni u gina, jak facet nie wpadnie, żeby innej niż jego łania frania ciężarówce ustąpić miejsca, tak i jego dziewczyna na to nie wpadnie. A jak sama byłaby w takiej sytuacji, też pewnie by sobie pomyślała coś dosadnego...

Nie wszyscy Polacy są burakami na szczęście, tylko nawet jeśli ci drudzy są w mniejszości, to są i tak rażąco widoczni ...

Mnie zawsze bawi, jak jedziemy nad nasze morze na wakacje, przed sezonem zwykle, i jak właściciele podpytują, skąd jesteśmy, my odpowiadamy, że ze śląska, a oni wtedy czasem oddychają z ulgą, albo się wręcz cieszą, bo ślązaków lubią, jakiegoś powodu. A my takie ślązaki, jak z koziej *** trąba [emoji16] nie wiem co takiego ludzie z innych regionów robią, że tak podpadają [emoji16] to już jakieś stereotypy chyba :)

[emoji170] 21.08.2018 [emoji170]
8une3e3knh2uwklu.png
 
Ja to w ogóle nie lubię takiego generalizowania, ze Warszawiak to taki, z małej miejscowości taki a skądś tam jeszcze inny.


Wesołych Świąt dziewczyny:)
 
Ty tak serio myślisz?
Tak.
Nie chciałam generalizować ani nikogo obrażać. Od 20 lat jeżdżę do Niemiec, od 15 moja mama mieszka w jednym mieście, przez które przewinęło się sporo naszych rodaków.
Moja mama mieszka w małej mieścinie (tam jest ok 10tyś mieszkańców) w której na prawdę nie ma perspektyw zawodowych, poza tymi dla mężczyzn, czyli zwyczajnie budowlanka. Do tych mężczyzn przyjeżdżają żony z dziećmi, które zachowują się jakby wszystkie rozumy pozjadały. Jedna na pięć osób, które znam osobiście, to "normalni" ludzie, którzy się rozwijają zawodowo, ale ich dzieci muszą dojeżdżać do szkół po 100km i więcej. Tacy ludzie bardzo szybko wyprowadzają się do większych miast. Mam znajomych, którzy mieszkają za granicą, mieszkali i wrócili, bądź planują wyjazd. Żadna z tych osób nie planuje życia w maleńkim mieście, gdzie nie ma nic poza pomaganiem starszym ludziom. O tych opiekunkach, które nota bene są z Polski, nic złego nie powiem, bo one z dziadkami siedzą cały dzień i mają na prawdę trudną pracę, bo ci ludzie często mają demencję i tak dalej. Ale mnie chodzi o młode pokolenie. Nawet nie wiecie ile razy mój brat liczył na to, że jego nowi sąsiedzi, Polacy, będą do życia, że będzie miał z kim po pracy pogadać i tak dalej. To się po dwóch, trzech miesiącach kończy pijankami, hałasami i tak dalej. Trudno mi zatem oceniać Polaków inaczej, bo innych właściwie nie widzę. Albo moja mama trafiła na taką czarną dziurę, gdzie najgorszy sort jedzie, a 20km dalej mieszkają fajni ludzie.
 
Ja mieszkałam w Anglii kilka lat. Nie w małym mieście bo w dość dużym Oxfordzie. Niestety nie mogę powiedzieć wiele dobrego o rodakach, którzy tam mieszkali. Też miałam zasadę przestawać rozmawiać po polsku jak widziałam innych Polaków. Niestety normalnych, umiejących się zachować ludzi było mało. Większość to jakieś buraki i patola. Niestety tacy najbardziej rzucają się w oczy.

w57v9n73fe3ysoga.png
 
Przed nami wyzwanie by nasze obecne Maluszki wychować tak by to się w społeczeństwie zmieniało byśmy po prostu zwyczajnie byli bardziej życzliwi dla innych ludzi.

Ja po studiach pracowałam rok w stanach- pierwsza praca nie miałam styczności z językiem polskim i rodakami, pomogło mi to bardzo podszkolić angielski a rodakow spotykałam tylko na mszy niedzielnej w polskim kościele. Drugi pobyt - praca wśród rodaków - nie powiem byli życzliwi i pomagali bo np pracowaliśmy w innym stanie i jeździłam na zmianę z chłopakami ich autami . Tylko ze stany to inna rzeczywistość i inne problemy.
Później blisko 10 lat w UK i tu już całkiem inna sytuacja. Myślę że dlatego że w Anglii jest dużo więcej rodaków tak bardzo widać to o czym piszecie- każdy nawet bez zawodu i języka może tam wyjechać i przenosi się to co najgorsze a jeśli żyje się w tych dzielnicach co rodacy to niestety jest tragedia. Alkohol dopełnia niestety to co najgorsze- weekendowe pijaństwo i niestety zaniedbanie dzieci. Dlatego się dzieci polskie odbiera bo tym bardziej emigranci są na cenzurowanym. To co w Polsce jeszcze może umknąć przed pomocą społeczna to tam nie przejdzie. Oczywiście są też Polacy wykształceni z dobrą pracą i pnący się czasem od niskich stanowisk.
My mieszkaliśmy w Szkocji więc mniej jest Polaków no może poza większymi miastami typu Edynburg , Glasgow czy Aberdeen gdzie jest spora populacja. Nasze miasteczko około 10tys mieszkańców i pojedyncze polskie rodziny, my sami pomogliśmy chyba 12osobom przyjechać i się urządzić. Większość po kilku latach się dorobiła trochę i wracali do kraju ale była pełna kultura. W Szkocji to lokalni mają problem z piciem bo już w piątek wieczorem każdy pub jest pełen ludzi i to nie tylko młodych ale i starszych taki mają sposób bycia że cały tydzień pracują a potem do pubu się napić. Młodzi to później mają co opowiadać w poniedziałek jak to im się film urwał.
Imprezy w domach to raczej bardzo rzadko spotykane.
Tylko ze tam są ludzie bardziej życzliwi, uśmiechnięci mimo czasem paskudnej pogody :). Moja córka tam wychowana przez pierwszych 7lat życia miała problem w polskiej szkole - tam chodziła 2 lata do nursery i 2 lata do szkoły, mała szkoła około 130dzieci i nie było problemu żeby maluchy bawiły się ze starszymi z klasy 7 - czyli dzieci po 12 lat a maluszki od 4,5-5lat w klasie 1. Miłe dla siebie i gdy szliśmy na spacer to co chwilę - hi , hello i to właśnie te starszaki. Oni każdą przerwę spędzali na dziedzińcu szkoły chyba że był mróz albo duży deszcz to wewnątrz i po prostu biegali, grali w gry i się bawili więc się znali.
Tutaj poszła do 2 klasy, mała klasa, szkoła prywatna i szok, nie mogła zrozumieć dlaczego ktoś kto jej nie zna jest dla niej niemiły- na swietlicy "spadaj" czy "co się gapisz" . Była po prostu nieszczęśliwa i nie rozumiała tego braku życzliwości i też jakieś przejawy agresji czy odrzucenia nie tylko do niej bo była nowa ale do innych też. Długo idealizowała wczesniejsze nasze życie tam ale z czasem pogodziła się z tym jaka jest sytuacja tutaj.
Zwyczajnie ludzie są mniej życzliwi i często niestety agresywni, nie wiem czasem z czego to wynika bo zapewne każdy ma inne, swoje problemy. My staramy się być życzliwi, pomocni i wyrozumiali, tego uczymy w domu i mam nadzieję że z czasem będzie się zmieniało na lepsze w naszym bliższym i dalszym otoczeniu.

Przypomniała mi się sytuacja sprzed 3tyg z biedronki- byłam z Młodym choć właściwie nigdy go nie zabieramy do sklepu ale akurat musiałam kupić kwiatki dla nauczycielek na dzień kobiet . Duze kolejki do 2 kas a ja od razu w takiej sytuacji pytam głośno - "przepraszam czy można otworzyć następna kasę " - tak już otworzymy odpowiedź, no i szok, mimo że stałam przed otwieraną kasą to 3 osoby się na chama wcisneły , stałam więc z Młodym i tymi wszystkimi bukietami i po prostu nie mogłam uwierzyć własnym oczom :o:o, szok.
 
Ostatnia edycja:
reklama
Dziewczyny, jak ktoś jako burak wyjechał, to nawet jakby w Mediolanie albo u królowej Elżbiety wylądował, to manier nie zmieni [emoji16] a na emigracji pewnie dokłada się jeszcze z 10 innych frustracji...

No i Wesołych Świąt życzę też [emoji8] przede wszystim rodzinnych i w dobrej atmosferze!! [emoji195]

[emoji170] 21.08.2018 [emoji170]
8une3e3knh2uwklu.png
 
Do góry