Hello:-)
Dzis tak na szybko, bo jak zwykle plany na dzień ambitne i tyle, tyyle mam do zrobienia.Co wyjdzie, to tez jak zwykle nie wiadomo, pewnie niewiele, jak Amelka zażąda, bym ja cały czas zabawiala.
Kaszelek u niej w odwrocie, za to kupy wczoraj były 3...to jednak chyba "5" idą...heh...
Co do Waszego pytania, jak długo mamy zamiar tu być, to szczerze mówiąc- nie wiemy....ale na pewno dobrych kilka lat przynajmniej, jesli nie na zawsze...Zobaczymy....
Ragna- duński to ciekawy język, duzo ma słów podobnych do angielskich i niemieckich,więc z napisami gdzies tam jako- tako sobie radze, w sensie, ze często idzie sie domyslic, co na nich jest....za to wymowa....heh....nie sądzę, bym szybko zaczęła rozumiec Duńczykow, a oni mnie



....Wczoraj wpadł na chwilke (jak zwykle jak po ogien

) właściciel tego naszego domku.Gadka- szmatka, ze ładna pogoda itp., no i chcialam mu powiedziec, ze bylismy nad morzem .Raaany, nazwe tej miejscowości chyba z 5 razy na różne sposoby wymawiałam,zanim załapał , co mam na mysli i powiedział to....jeszcze inaczej...hehe

.
Aha, i jesteśmy zachwyceni nazwami miejscowosci w stylu "Svenstrup";-)


- to z tych łatwiejszych do zapamiętania

.
Oczywiscie mam szczery zamiar nauczyc sie duńskiego (na ile to mozliwe w moim wieku....), no, ale co z tego wyjdzie, to zobaczymy- musimy tu bardziej sie ogarnąć, poukładac , żebym poszla do szkoły jezykowej.Ja nie mam nic przeciwko, lubię uczyc sie języków....ale do czytania książek po duńsku chyba nie dotrę....choc ...kto wie?;-)- jak mnie głód słowa pisanego przycisnie....
Fakt, ze wszyscy tu mówią po angielsku raczej nie mobilizuje do nauki, no, ale dla wlasnej satysfakcji chocby i dobrego samopoczucia warto choc troche rozumiec i mówic w tym języku.
Wyszłam teraz na fajeczkę i zobaczyłam, ze WRESZCIE cos zaczęło mi wschodzić- na razie kwiatki, które posiałam



.A ze zapowiada sie tydzień bez deszczu, to lecę je podlać

:-)

.W planach na dzis jeszcze zrobienie porządku od ulicy, przed żywopłotem, bo juz strasznie zaroslo chwastami, no i to tyle, bo nie wiem, czy cos jeszcze zdążę.
A, i chyba mamy kotka...przyszedł tu kilka dni temu , nie chce sobie iść, więc chyba trzeba go bedzie przygarnąć.Widać, że udomowiony, moze komus zginął...:-(.I przyzwyczajony do dzieci, bo Amelka z nim takie cuda wyprawia, a on nic, tylko domaga sie jeszcze zabawy.Wczoraj padłam, bo kot jak to kot- połozył sie w cieplym miejscu na drzemkę, a Amelka do mnie "Kotek bach!", ze niby sie przewrócił.I dalej go usiłowac podnosic- przekomicznie to wyglądało, jak tak sie z nim mocowała, a kot nic

- lezał sobie i ze stoickim spokojem znosił te jej akcje.
No i konewka- jej wielka love- z zapałem podlewa ....kamienie w skalniaku

.A ja muszę miec pod reką duża konewke z wodą, by jej dolewać do jej małej, bo inaczej bym całe popołudnie ganiała do domu , uzupełniać .
No, lecę, bo obowiązki wzywają;-), miłego dzionka wszystkim:-):-):-)