Ja nie mam nic przeciwko przygotowywaniu sprawdzianów czy kartkówek i sprawdzaniu tego. Na ogół szybko idzie zwłaszcza w grupach chłopaków, bo przeważnie nie ma tam w ogóle co sprawdzać. Nie lubię sprawdzać prac pisemnych, bo najczęściej wszystko przydałoby się skreślić i od nowa napisać, a tu trzeba z tych wypocin coś wyłuskać. Uczyć w sumie też lubię. Z dziewczynkami nie ma większego problemu, bo na miarę swoich możliwości przykładają się i starają. Natomiast chłopcy to już inna bajka. Nie chce mi się z nimi pracować, bo oni praktycznie nic nie robią (poza nielicznymi wyjątkami): nie uczą się, nie uważają, nie starają. Ach. Tak to przynajmniej u mnie w gimnazjum jest. Poza tym przynajmniej raz w miesiącu jakaś rada pedagogiczna. Oprócz tego wywiadówki. Kółka, które muszę robić, a nikt na nie nie chce chodzić i co tydzień muszę przypominać, że jest kółko i kto może niech zostanie. A roboty papierkowej to mam po dziurki w nosie: sprawozdania z kółek i przedmiotowego zespołu języków obcych, programy nauczania i kryteria oceniania do każdej klasy i dla każdego ucznia mającego indywidualny tok nauczania, ewaluacje, badania wyników, pisanie protokołów z rad pedag,. ewaluacje i inne o których w tej chwili nie pamiętam. W rezultacie nie jest tak, że mam dużo wolnego czasu mimo, że mam etat, czyli 20 godz dydaktycznych, ale do tego dochodzą okienka. Przyjeżdżam o różnych godzinach i zazwyczaj od razu zabieram się za gotowanie obiadu, potem znowu praca i wracam o 18.00-18.30. Chwila na spędzenie czasu z dziećmi, kolacja i znowu do roboty. Oj nie podoba mi się to i zazdroszczę mężowi, że jedzie do pracy na 7.00, kończy o 15.00 i po 30 min jest w domu i ma spokój. Czasem zostaje po godzinach, ale rzadko to się zdarza.Ida, e-lona praca w szkole i przynoszenie jej części do domu nie do końca jest takie złe. Szczerze mówiąc ja wolę wcześniej skończyć, poświęcić dzieciom popołudnie i dopiero wieczorem jak zasną zrobić to co przyniosłam do domu niż siedzieć w "warzywniaku" do 19:00 i widzieć dzieci przez 5 minut. Poza tym lubię to co robię i nie widzę siebie w innej pracy. Własny biznes niby fajna sprawa, bo też o tym czasami myślę. Niestety wbrew pozorom to o wiele więcej pracy niż gdzieś na etacie. Być może po latach nie, ale początkowo... Widzę po moim P., który ma swoją działalność. Tona rachunków do zapłacenia, przypływ gotówki różny i siedzi w pracy prawie 24h/ dobę. Wszystkiego trzeba samemu dopilnować. Po kilku latach i tak już jest dobrze (początki to był wieczny brak kasy, niezapłacone ZUS-y, skarbówka wisząca na karku), ale do świętego spokoju sporo brakuje :-(
Strip współczuję. Oby wszystko szybko wróciło do normy. A z tymi problemami kupowymi to może z innym jeszcze lekarzem się skonsultuj. A to usg w końcu robiliście?
Ostatnia edycja: