reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Porody

Beti1986

Fanka BB :)
Dołączył(a)
9 Wrzesień 2010
Postów
1 891
Miasto
Zielona Góra
Tak sobie pomyslalm o watku porodowym:) wiem, ze dla nas ciezarnych to duzo za wczesnie ale z poczatku moze mamy, ktore maja juz to przezycie za soba opisza jak to u nich bylo:) ja sama uwielbiam sluchac historii porodu, jakos to dla mnie takie ekscytujace;)

zaczne wiec moze od siebie, a bylo to tak (przeklejam z innego watku):

jak wam pisalam na forum moj organizm na okolo 2 tyg przed porodem dawal mi juz sygnaly, ze ten dzien nadchodzi. codziennie mialam wieczorem skurcze po okolo 1h-2h ale nie byly one bolesne. urodzilam w poniedzialek ale juz w niedziele nad ranem obudzily mnie skurcze, ktore lekko bolaly. wstalam i poszlam do drugiego pokoju zmierzyc czestotliwosc, byly roznej dlugosci i w roznych odstepach. zdrzemnelam sie na kanapie i o 11 poszlam zbudzic malza slowami: "chyba dzis urodzimy":) jego mina byla bezcenna! w toalecie zauwazylam na papierze kawalek galaretki czyli tego czopu i juz wiedzialam, ze cos jest na rzeczy;) zadzwonilam do poloznej, ktora powiedziala, ze na razie nic sie nie dzieje "strasznego" ale zebysmy na ktg wpadli do szpitala. na ktg skurcze nieregularne i o roznej sile ale dodatkiem bylo to, ze staly sie bolesne. zadzwonilam do mamy i taty a oni akurat byli u dziadkow i cala rodzina wpadla w panike, ze to juz. babcia zalecala natychmiast jechac do szpitala, moja mama w ryk;) masakra jakas;) polozna zalecila zebym sprobowala pojsc spac wczesniej i tak tez zrobilam ale co podsypialam to budzil mnie skurcz coraz to bolesniejszy. okolo 2 w nocy postanowilam wstac bo cos zaczelo mi sie wydawac, ze mam coraz wiecej silniejszych skurczy. wzielam zegarek w reke i mierze. no i mialam racje, skurcze byly co 5min i trwaly mniej niz minute. znow zadzwonilam do mojej poloznej. wedle jej zalecen o 3 rano wzielam ciepla kapiel przez pol godziny, jak wyszlam z wanny to odszedl mi spory kawalek czopu sluzowego z krwia. wtedy zdalam sobie sprawe, ze to sie dzieje naprawde i, ze wlasnie dzis urodze. dostalam ataku paniki, zaczelam sie pocic. z jednej strony czulam podniecenie a z drugiej pzrerazenie. w duszy blagalam zeby akcja sie zatrzymala, ze nie jestem gotowa, ze potrzebuje kilka dni jeszcze. jednak uspokoilam sie i polozylam sie z powrotem do lozka. jednak skurcze nie zmniejszyly sie tylko byly coraz silniejsze i dopadly mnie dodatkowo te w krzyzu. no i znow goraca linia z polozna i tym razem slowa: "zbierajcie sie do szpitala":) obudzilam meza, ktory zerwal sie na rowne nogi od razu. wyszykowal sie w 10 min i patrze a on kurtke ubiera i mowie, ze ja musze cos zjesc, ze makijaz zrobic:) ubralam sie, zrobilam make-up ale nic nie zjadlam bo bylo mi nie dobrze i dopadla mnie sraczka. pamiatam, ze jeszcze wtedy jak mialam skurcz to sie smialam, ze jakie to dziwne uczucie, ze tak smiesznie bo ja nie mam na to wplywu. o 5:30 bylismy w szpitalu na izbie przyjec a o 6 juz na porodowce. przez cala ciaze mialam obsesje, ze musze miec lewatywe a na IP zupelnie o tym zapomnialam a babka sie nie zapytala a pozniej jak mi sie przypomniala to juz bylo za pozno:) na ktg mialam dalej skurcze co 5min i zaczynalo solidnie bolec. pamiatam jak mowie do poloznej: "o wlasnie mam skurcze" i ona na to: "e to nie jest zle jak mozesz mowic w czasie skurczu". a ja sobie pomyslalam o co jej chodzi, co ona pierdzieli:) lekarz zbadal, ze mam rozwarcie 4cm i przebil pecherz. dziwne uczucie bo wody sa bardzo cieple jak wyplywaja. po fakcie sie dowiedzialam, ze to w zasadzie sztuczne przyspieszenie porodu:/ poskakalam na pilce, pochodzilam po sali, moja mama do mnie weszla, zadzwonilam do kilku przyjaciolek, ze jestem na porodowce:) i nawet nie wiem kiedy ale skurcze sie tak nasiliy, ze juz stac nie moglam. mama poszla, wrocil maz i znow mielismy ktg i skurcze grubo ponad 100 i to bylo okolo 7.30. na przemian chcialo mi sie wymiotowac i mdlec. na skurczu ciezko mi bylo wziac sie w garsc. plakalam i jeczalam i blagalam zeby to juz sie skonczylo, ze nie wytrzymam, ze musze dostac znieczulenie, cokolwiek. polozna powiedziala, ze najpierw prysznic a pozniej cos przeciwbolowego. zawolala lekarza zeby mnie zbadal. stal nade mna i zakladal te rekawiczki a ja krzycze, ze ma mnie nie dotykac bo wlasnie mam skurcz. a on na to, ze to swietnie, wykorzystajmy go i wlozyl mi reke do srodka. myslalam, ze zejde z tego swiata! bolalo straszliwie:( zrobil mi tzw. masaz szyjki macicy i teraz wiem, ze przed tym lekarz musi zapytac czy moze to zrobic, drugi raz na pewno sie na to nie zgodze! rozwarcie 6cm. poszlimy pod prysznic (ledwo szlam), siedzialam na stolku a adam polewal mnie ciepla woda, na poczatku troche mi ulzylo ale pozniej mialam juz skurcz za skurczem i do tego ciagly bol krzyza. wytrzymalam tam 20min i o 8:30 wrocilismy na sale. znow blagalam o cos na boli mowilam, ze juz wiecej nie zniose tego, przy kazdym skurczu tracilam swiadomosc. wtedy to juz bolalo nawet jak mijal skurcz. no i pani marzena, ze ok tylko zobaczy jak sie sprawy maja. zajrzala i mowi, ze ma zle wiesci. ja juz myslalam, ze cc a ona mowi, ze 10cm, ze rodzimy, ze juz za pozno na leki:) pamietam to moje uczucie zawodu, zer nie zorbia mi cc;) no i wtedy zaczela sie jazda. zabrali mi czesc lozka, na ktorym lezalam, podniesli nogi, zleciala sie kilka osob, mega pospiech. jak na filmie:) przed porodem zawolali ordynatora bo tetno malego raz bylo w normie a raz spadalo i sie pozniej okazalo, ze Dawidek trzymal pepowine w dloni i raz ja zaciskal a raz puszczal maly skubaniec:) ordynator poweidzil, ze mam rodzic bo juz blisko konca. z reszta ja juz nic nie ogarnialam. lezalam z zamknietymi oczami i tylko robilam co mi karza. nie wiedzialam nawet kto odbieral moj porod, maz musial mi powiedziec:) no i zaczelo sie parcie, jakas masakra. bardzo wykanczajace. holowczyc powiedzial no to teraz pani beatko robimy wielka kupe do lozka;) ale parcie przynosilo mi ulge, juz nie czulam bolu skurczy i to jak wychodzilo dziecko tez mnie nie bolalo. poprostu czulam, ze cos wielkiego ze mnie wychodzi:) opieke mialam przy porodzie ekstra, wszyscy do mnie mowili albo kochanie albo beatko i dopingowali zebym parla az mi tchu zabraknie. ciagle tylko "jeszcze, jeszcze, jeszcze tylko raz" itd. po 3 partych wyszla glowka i skonczyl sie skurcz wiec trzeba bylo czekac na nastepny przez minute. nie zapomne tego uczucia, ze mam ogromne cos oslizglego miedzy nogami. po chwili dzidzius juz byl na swiecie, plakal od razu:) bylam w szoku bo jak pisalam mialam caly czas zamkniete oczy. takie malenstwo na brzuchu, cale w krwi. raz tylko spojrzalam na adama a on byl caly spocony, skupiony i blady jak sciana. pani marzena przez caly porod mowila mi co mam robic a adas mowil mi do ucha, zebym mocniej parla to zaraz nasz szkrab bedzie na swiecie, ze robie to dla niego. a no i jeszcze nacieli mnie bo przez spadajace tetno dziecko musialam przec bez przerw i jak pozniej sie dowiedzilam peklo mi dalej krocze. mam zszycie az do odbytu:/ bylam tak zmeczona, ze nie mialam sily sie cieszyc, jedyne co mi chodzilo po glowei to to, ze nareszcie koniec i teraz sobie mysle, ze jak ja moglam takie mysli miec w takim momencie. adas poszedl z malym do boksu a mnie zszywala doktor klosowska, z reszta suuuper babeczka, tez byla prz porodzie. lezalam i zasypialam, nia mialam sily otworzyc oczu ani sie usmiechac. zalozyli mi dren kolo tylka:) nic przyjemnego. pozniej przyniesiono mi malego do karmienia, possal chwile cycusia, popatrzyl i zabrali go na szczepienie. dostal 10 pkt i padlo haslo, ze zdrowy:) pani marzena zawiozla mnie na rooming, polozylam sie i dziekowalam jej, ze bez jej pomocy nie dalabym rady. zasnelam na chwile i po jakims czasie przywiezli mi malego Dawidka, spiacego w lozeczku. ja sobie lezalam i patrzylam na niego i plakalam ze szczescia. instynkt macierzynski wlaczyl mi sie od razu! choc przed porodem mialam rozne mysli, balam sie, ze nie dam rady z dzieckiem, ze nie jestem gotowa ale tam na sali wszystko minelo. przyszedl spokoj i radosc.

a no i dodam, ze maly wazyl 3020g i mial 55cm
skurcze wysztkie razem wziete trwaly 29h ale te regularne co 5min i bardziej bolace okolo 8h
 
Ostatnia edycja:
reklama
No to też opisze mój poród :)

Leżałam na patologii ciąży już od 12 października na 11 miałam termin.Leżałam i nic...robili mi 2 testy oxy,usg ale nic się nie ruszało.Dostawałam szału bo chciałam już urodzić!! Wreszcie 20 października 9 dni po terminie mamuśka przywiozła mi do szpitala olejek rycynowy.Wypiłam z pół buteleczki z tej desperacji :szok: to był wieczór...nad ranem biegałam do toalety...wreszcie stwierdziłam że już tam zostanę :p wreszcie przeszło. No to nic 6 rano położne przychodzą mierzą ciśnienie,temperaturę.Położyłam się i rozmawiałam z koleżanką z sali która miała zaraz iść na wywołanie porodu.Powiedziałam jej że dziś do niej dołączę! :D przed 9 rano coś mnie plecy zaczęły boleć i zaczął odchodzić czop.Zrobili mi ktg i się zaczęło!! błagałam żeby mnie odpięli miałam bóle krzyżowe...bolało jak cholera dali mi no spe dożylnie po niej miałam tylko skurcze brzucha krzyżowe minęły uff...na leżankę badanie a tu 5 cm ;) no to sioo na porodówkę.Na porodówce byłam jakoś po 9...9:45 podała mi relanium i odpłynęłam <3 czułam skurcze ale byłam tak naćpana że to olałam :-) poszłam spać obudził mnie pluskkk to były wody.I sprawdzanie rozwarcia a to już 9 cm :tak: no potańczyłam z położną chwilkę bolało jak cholera;/ no i rodzimy... parłam 40 min ...nie umiałam przeć :( główką się chowała..aż tętno małej spadało...no jedno parcie i mała wyskoczyła! :) o 13:25 10 pkt 3600 i 57 cm <3

Poszłam na porodówkę z myślą że przeżyje tortury ale było dobrze :) myślałam że będzie gorzej i dłużej...
 
Beti1986 ja pierdziele <PRZEPRASZAM ZA WYRAŻENIE> ale jak czytałam Twoja historię i jednocześnie sobie ją wyobrażałam to masakra!!!!!!!!! Kobieta w takiej chwili musi być silna choć to jest taki ból że nikt inny oprócz nas kobiet tego sobie nawet nie potrafi wyobrazić :)
 
sylwia az tak to odebralas:) no bolalo najgorzej w zyciu ale pocieszajace jest to, ze ten bol nie do zniesienia trwal okolo godziny;)

patusia ciesze sie, ze mowisz, ze nie bylo tak zle. choc dostalas to relanium wiec na pewno to mialo wplyw:) oby i tym razem poszlo gladko ale blizej terminu;)

sylwia no wlasnie ten czop sluzowy bez krwi z reguly oznacza, ze urodzisz w ciagu maks. 2 tyg:/ bylas mloda i nie wiedzialas a moze nie przyszlo ci poprostu do glowy, ze cos sie moze dziac tak wczesnie. teraz jestes bogatsza o te doswiadczenia i musi byc dobrze!
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
No właśnie u mnie był taki można powiedzieć różowawy ten czop z taka minimalną ilością krwi, ale ogólnie urodziłam siłami natury mały miał wtedy 900gram i chyba najgorsze co może być to bóle porodowe z krzyża... Dokładnie teraz jestem bogatsza i dużo bardziej się interesuje dużo czytam ;-)

A inne mamusie to co się nie wypowiadają te które rodziły;-)
 
Póki jeszcze myślę trzeźwo to i ja napiszę swoje historię, tyle co pamiętam a Wasze historie zostawię sobie na deser do poduszki :) Najpierw Pierwszy poród. Miałam 23 lata. W ciążę zaszłam po pół roku starań. Niestety w połowie ciąży wyszła cukrzyca co bardzo mnie zestresowało. Nie potrafiłam utrzymać cukru w ryzach. Cokolwiek jadłam, cukier skakał jak szalony a ja wpadałam w histerię, że przez głupotę swoją urodzę chore dziecko heh..no tak..jestem ekspertką w czarnowidztwie :) Po dwóch tygodniach tych tortur z glukometrem podczas zakupów na jednym z hiszpańskich bazarów gdzie kupuje się nie 2 pomarańcze ale2 lub 5 kg heh poczułam ukłucie w kroczu. Jakby główka Miśka wlazła między nogi. Zakłuło, zgięło mnie wpół i przeszło. Wiec co? Poszłam dalej. To był poniedziałek. Z takim bólem krocza chodziłam wtorek, środę, czwartek, piątek..to nie były skurcze, aczkolwiek macica była twarda już od jakiegos czasu jak kamień. Nie czułam jednak skurczy, nawet najmniejszych. Byłam pewna, że maluch ustawił się po prostu tak nisko i napiera główką. Nie było w tym żadnej regularności. W sobotę dopiero na zakupach w hiper złamało mnie wpół i mąż transportował mnie do samochodu. Ból kroku wraz z jakby skurczem, brzuch napiety. Decyzja -jedziemy na IP. Tam jeszcze czekałam pół godziny pod drzwiami..iść czy nie isć??? Jednak M namówił mnie i poszliśmy sprawdzić co się dzieje. Zaczęłam czuć faktycznie bolące skurcze. Zrobiono mi USG i okazało się, że szyjka zgładzona, jeszcze nie rozwarta. Niestety moje przerażenie było wielkie, wpadłam w histerie, zaczęłam tak mocno płakać i się trząść że położne nie mogły mnie uspokoić a były naprawdę cudowne. Przecież to dopiero początek 30tc! Niemożliwe, żebym teraz miała rodzić.W obcym kraju, nie znając perfect jezyka, pierwszy poród, pierwsze dziecko, nic nie wiem a tu takie coś...Całą noc przespałam, mąż obok, w sobotę zaczęły się odwiedziny rodaków, stres dodatkowy, płacz, badanie i co? Rozwarcie..ze strachu dostałam skurczy, kolejna dawka przeciwskurczowych, próbuję sie uspokoić, ale strach bierze górę. Jest 14ta. Biorą mnie na badanie i KTG. Na badaniu 2cm rozwarcia, KTG bez zapisu skurczy. Leżę na łóżku podpięta do |KTG non stop, co chwilę mam skurcze z brzucha. Jedne silne, drugie mniej. Ogólnie to teraz jak o tym myślę to sama się sobie dziwiejak ja całą niemalze pierwszą fazę porodu mogłam przeleżeć! Jest cos koło 16tej, położna mnie bada i mówi 5cm a ja ledwo dycham i proszę o znieczulenie którego niestety nie dostanę w niedzielę. Cóż...W końcu odpięły mi KTG i pozwoliły przyjąć dowolna pozycję i dodatkowo zbadać. Z pomocą męża klękłam uwieszona na jego szyi, jedna z położnych przebiła pęcherz gdyż główka była już na wyjściu a ja myślałam, że mi krocze rozerwie pod naporem główki i siły ciążenia. Wody chlusnęły z takim impetem, że położne poleciały się szybko przebrać heh a ja poczułam parte co było dla mnie ulgą przeogromną w bólu i tak wielka siłą parcia, że moje chcenie lub nie nie miało żadnego znaczenia :) Wrzasnełam, że prę przecież!! Przyleciały z łóżkiem aby przewieźć przez korytarz tylko do sali porodowej a ja myślałam, że podczas tych 4 metrów urodzę :) Fotel i rodzimy..tylko co jest? Parte minęły, parłam na rozkaz :no: dziwne uczucie, kompletnie nie wiedziałam co robić. Czułam tylko straszne pieczenie skóry a główka wysuwała się tak wolno jakoś..Mąż podekscytowany pstrykał zdjęcia, nawet krocza z główką przy wyjściu heh Kilka takich parć i młody wyskoczył. Od razu zapłakał i był tak malutki jak okruszek! 1650g. Potem przestał oddychać, byłreanimowany i tyle go widziałam :( Byłam szyta na żywca, gdyż nie bolało mnie nic a nic. Miałam pękniecia małe w środku głównie. Łożyska też niestety nie rodziłam tylko po prostu ze mnie go wyciągnięto :no: No i tyle...na drugi dzień doczłapałam się do neonatologii i zobaczyłam Miśka po raz pierwszy co ścięło mnie z nóg. Malutki, bez paznokci, bez małżowiny usznej, z włoskami na całym ciele, bez odruchu ssania, podłączony do miliona kabelków i czujników leżał tam sam z wielkimi oczyskami a ręką grubości małego palca. Od razu po przyjściu na swoją salę poprosiłam o laktator i zaczynałam swoją produkcję. Mały był podczas inkubatora od poczatku na moim mleku. Do szpitala miałam 20km i nie opłacało mi się jeździć co 2h do domu wiec koczowałam na parkingu w skwarze cały dzień prawie aby jak najwiecej mleka zostawić małemu i móc być przy nim na każdej wizycie. Przebrnęłam przez walki z pielęgniarkami o możliwość kangurowania, o nie dawanie smoczka, mozliwość przebierania i w ogóle obsługi dziecka. Potem nauka ssania z piersi i do domu :) Dostałam go po dwóch miesiącach gdy ważył 1985g :) Tu kończy się moja historia nr. 1. A teraz drugi poród. Ciąża o dziwo bez cukrzycy, jednak przyplatała się niewydolność ciśnieniowo-szyjkowa i szew, a po ściagnieciu go w szpitalu i przeleżeniu tygodnia białkomocz, stan przedrzucawkowy i szybka decyzja-wywołujemy. 'pani nie może juz dłuzej być w ciąży' Polski poród jednak inny. Lewatywa, golenie, prycz, dziwny pokoik porodowy, jakieś dziwaczne papiery do podpisywania, położne już nie tak sympatyczne...wszystko inaczej niż w Hiszpanii. Koło południa została mi podana oksy i wykonałam telefon do M aby wracał szybko bo to już. Oksy podziałała. SKurcze były bardzo, bardzo bolesne, nie do wytryzmania już przy 4cm. Nie mogłam odpoczać nic a nic. Podczas pierwszego porodu miedzy skurczami mogłam sobie przysnąć.Jużna początku przebito mi pecherz tak dla hecy aby przyspieszyć. Skakałam niby na piłce, wody ciekły po nogach...nie przyjemnie było. |Prysznic nie dawał ulgi, denerwował mnie wiec szybko wyszłam i wróciłam na piłkę. Skupiałam sie na bólu, starałam się mu poddać, wiedząc, że już niedługo skończy się, że moją córę też tam w środku poniewiera i malutka z pewnoscia jest zestresowana. Badanie-5cm. Oszaleję! Nie wytryzmam już!! Czuje że chyba umieram z tego bólu, nie potrafie już nad sobą kontrolować, wzdycham, warczę, nie wiem co, kto i po co wchodzi. Nic mnie nie obchodzi, nie kontaktuję. Proszę znowu o badanie a tu 6cm..Dostaję zastrzyk jakiś, żeby syzjka pusciła, jestem wykończona bólem do granic możliwości. Nie panuję nad nogami. Położna każe siekłaść do KTG! Boze co za horror. Wpełzłam na prycz do rodzenia i grzecznie cierpiałam leżąć i błagając o możliwość parcia bo dłuzej już nie mogę wstrzymywać. Położna bada...7cm..a ja mam tak silne parte, że kontroluję juzoddechu, nie wiem co robic, jak sobie pomóc. Chcę rodzić a nie mogę! Błagam, zeby cos zrobiła, nie wytrzymam dłużej przecież. Została ze mną, chwaliła mnie i oddychała ze mną. Sprawdziła, jest 8-9cm. Zaproponowała lekkie poparcie. W końcu! Boze..co za ulga..Szyjka sięrozwarła i mogłam rodzić w końcu. Niestety położne zniesmaczyły mnie krzyczac przy mężu 'a teraz rób wielka kupę!!!' miałach ochotę walnąć je między oczy ale chciałam juz mieć ten cyrk za sobą. Dziewczyny i tu rada. Skupiając siena robieniu kupy nie wiadomo tak naprawdę co robic. Inne mięśnie pracuję nad przodem, inne nad tyłem. Rodząc dziecko lepiej skupić siena rodzeniu dziecka. Po prostu. Leżąca całkiem pozycja i niemożliwość regulacji pryczy choc na półleżąco załamała mnie. Pchałam i pchałam, krocze piekło jak cholera, mała w brzuchu wierciła się szalenie, główka wyszła i tyle..cisza...pcham a tu nic,pcham i pcham z całej siły, położne zaczynają siedenerwować, schodzą się lekarze. Jeden wskakuje na mój brzuch i wciska mi łokieć w kręgosłup, zaczynam siędusić, druga położna wykręca , wyszarpuje córkę ze mnie..jest..wyszła. Nie płacze. Za to ja jestem obolała z kazdej strony. Krzyczę tylko do męża żeby pilnował córki, żeby jej nie szczepili i urwał mi się film. Obudziłam się za 10 min i zarządałam córy do siebie. Odmówiono, bo nie mogę jechać na łóżku z córką. No ale cóż..nie mieli wyjscia :p Córę mi dali jakieś 15minut po porodzie zawienietą w ten cholerny rożek. Od razu przystawiłam ją do piersi jeszcze na sali porodowej. Młoda zassała pięknie a położne były zdziwione, że ssie...ja dziwiłam sie bardziej ich zdziwieniem heh :) Dopiero na drugi dzień poinformowano mnie, że ręka jest bezwładna ale sama sie naprawi wiec nie zmartwiłam się zbytnio. Skupiłam się na karmieniu piersią. Młoda była ze mną cały czas , nie oddawałam jej pod opiekę pielęgniarek z obawy na laktację i mozliwość zaszczepienia córki bez mojej wiedzy. Byłam tak bardzo obolała po tym porodzie, że nie mogłam przewrócić się na drugi bok...coś strasznego. Na przedramieniach po kilku dniach wyszły mi jakieś guzy podskórne, podejrzewam, że mnie mocno ktoś ściskał. Córka była bardzo podrapana, posiniaczona, była też niedotleniona, urodziła się sina z wagą 4200. No a rękę leczyć będziemy przez długie lata. We mnei ten poród i kalectwo córki skutecznie zasiał sprzeciw do kolejnej ciąży. Skutecznie do czasu heh :) Cóż teraz będę mieć wiecej wymagań, będę walczyć o traktowanie mnie jak kobiety rodzacej a nie krowy cielnej. Brak szczepień, wit.K, zabiegu Credego, przebijania pęcherza, nacinania bez potrzeby, oksy, odcianania pępowiny zbyt szybko, z kontaktem skóra do skóry jak najdłużej po porodzie, nie kąpania, i najważniejsze z mozliwościa rodzenia w wybranej pozycji.
 
kerna czytalam z zapartym tchem! alez mialas "przygody" za kazdym razem:/ ja bylam co prawda zadowolona z opieki ale tez mam sporo ale wiec teraz mam zamiar pokierowac porodem inaczej. tez nie zgadzam sie na przebijanie pecherza (mi przebili choc porod postepowal prawidlowo) i oksy (choc nie mialam). bardzo zalezyc mi na tym kontakcie skora do skory a nie zaraz ci dziecko w rozek pakuja! pozycja tez jest wazna a u nas ciagle na to lozko karza isc a przeciez nawet kleczac na podlodze mozna cholera rodzic. ja akurat bylam tak wykonczona, ze chcialam lezec.
 
kierna ja pierdziele! !!!!!!!!!!! Ale przygody jjaaa nie mogę... to w Hiszpanii w porównaniu do Polskiego 'rodzenia' miałaś luksusy!!! Dosłownie Polska Masakra na Porodówce!
 
Moje rozwiązanie ciazy wspominam jako koszmar niestety, dlatego tym razem zdecydowałam sie na cc.
2 tygodnie przed terminem poszłam do lekarza na wizyte kontrolna i skierowanie do szpitala, po wizycie jak wrocilam do domu, zauwazylam sporą ilość krwii na bieliźnie. Pojechałam wtedy z mamą na IP. Tam chyba ze 2-3 godziny czekaliśmy az ktos podejdzie i mnie obsluży. W końcu zbadano mnie i kazano jechać na porodówkę. Tam ok 16 przebito mi pęcherz. Wcześniej lekarz zrobił mi usg, na którym wyszło ze dzidzius jest malutki ok 2,5 kg i ze jeszcze lekarz zapytal, czy nie popalam w ciazy.
Oczywiście ze nie, jak przebito pęcherz, zaczely sie skorcze, ale nie mialam tych partych, polozne przychodzily i rozciagaly mi szyjke, co strasznie wspominam. W tamtym czasach nikt nie dawal znieczulenia, wiec czekalam na to rozwiazanie.
Jak juz bylo 7 cm rozwarcia kazaly mi przec, uznajac ze skoro takie male dziecko to moge juz rodzic, niestety nie dalam rady, nie mialam sily, nie potrafilam, sama juz nie wiem, i mlody zatrzymal sie na nosie, dopiero jakas polozna wbila mi oksytocyne w reke i maly doslownie wylecial..... I tutaj zaczal sie koszmar. Bo dziecko wazylo 3500 (czyli caly kilogram wiecej) i mial az 61 cm dlugosci, 10 pkt dostal, ale niestety mnie zszywano az 2 godziny, zalozono mi 39 szwow. Nie bylo miejsca na polozniczym, wiec dalej lezalam na tej porodowce. W II dobie dostalam 40 stopni goraczki i tam gdzie mialam zewnętrzny szew zrobil mi sie mega ropien. W 3 dobie ropien pękl i szwy zewnętrzne rozlecialy sie, nie musze wspominac juz o tym, ze kazdorazowe zrobienie siku czy kupy wiazalo sie z heroicznym wysilkiem i mega bolem. Wypisano mnie do domu w 4 dobie, a za tydzien mialam sie zglosic na ponowne zszycie zewnętrznej czesci, jak patrzylam w lusterku nie moglam uwierzyc, mialam ok 6 cm dziure w dupie.
Z rany sączyla sie ropa, a ja dostalam antybiotyki. Po tygodniu znowu poszlam na zszywanie, i tym razem jako sie udalo.
Powiem tak - nie pozwolilam sie dotknąc mezowi przez 2 lata, siku robilam przez miesiac tylko pod prysznicem, lejąc tam wodę, i naczej nie dalam rady, zaparcia spowodowaly mega hemoroidy. Po prostu na sam mysl robi mi sie nie dobrze i nei chce teraz tego przechodzic znowu. Trauma z powiklan po, skuteczniej dzialaly niz nie jedne srodki anty, wiec teraz jak zaszlam w ta ciaze zastrzeglam od razu ze inaczej nie dam rady.
 
reklama
ja pier... a kiedy to bylo? ale co to w ogole za zwyczaje, ze karza przy 7cm przec?! jakby wczesniej oksy nie mogli dac. rozumiem trauma i masz prawo rodzic jak chcesz:)
 
Do góry