Witam was wszystkie , a w szczególności te dziewczyny które podczas mojej nieobecności dołączyły do naszego grona.
Nie było wieści ode mnie tak długo ponieważ mój internet zaszalał i tez miał święta. Ja natomiast w środę w nocy przed świętami trafiłam do szpitala, jak wiecie z podejrzeniem martwej ciąży.Dlaczego w nocy?
dlatego , że nie pozwoliłam wykonać zabiegu łyżeczkowania od razu tylko tydzień wcześniej pokłóciłam się z lekarzem mówiąc , że to niemożliwe i żebyśmy jeszcze dali dzidzi tydzień. Kłótnia ta zakończyła się obietnicą z mojej strony , że przy jakimkolwiek plamiemiu , bólu brzucha zgłaszam się na izbę przyjęć.Tak też zrobiłam trafiłam z okropnym bólem brzucha na izbę o 2 nad ranem w środę. Tam bardzo długi wywiad który prowadziła ze mną położna i potem taki sam z panią doktor która , jak szła to wyglądała jak szafa trzydrzwiowa z piecem kaflowym i lustrem. Dałam im fotke z USG , a pani doktor po zbadaniu mnie pyta : pani nie jest w ciąży? , bo ja tu nic nie czuję . Musimy zrobic test , bo ja tu juz różne artystki widziałam. Ja ją pytam a co jeśli wyjdzie pozytywny ? ona mi na to : to i tak pani zostanie ale z tego dziecka to już chyba nic nie wyjdzie, bo wg. pani doktora jest martwe.Po paru minutach przyszła położna z testem który oczywiście wyszedł pozytywnie, a zdziwiona pani doktor mówi: aaaa... to jednak jest pani w ciąży, a ja tam nic nie czułam, pewnie martwa. Dodam od siebie , że cały czas miała zdjęcie przed nosem to z USG z czwartku. Zostawili mnie na oddziale dostałam z miejsca kaprogest w dupsko. Nie powiem by to było przyjemne. Rano zadzwoniłam po męża. Na obchodzie dowiedziałam się od bardzo fajniej lekarki (zastępcy ordynatora), że jednak nie wszystko jeszcze za mną co najgorsze. Miałam mieć robione kolejne USG , bo do niej moje argumenty dotarły. Uprosiłam lekarza by mąż mógł wejść na to USG. I? Patrzymy....patrzymy , a tam dzidzia większa i SERDUSZKO BIJE. Prawie płakałam z radości lepszego prezentu pod choinkę nie mogliśmy dostać. Ból brzucha był spowodowany nerwami jakie nam zaserwowali mówiąc , że jest martwe. Do piątku dostawałam te zastrzyki , mam zwiększoną dawkę duphastonu , a w sobotę rano usłyszałam od tej samej pani doktor: Ma pani małe dziecko w domu , niech pani dzwoni po męża idzie pani dzisiaj do domu , na Wigilię.
Nawet nie wiecie jak byłam szczęśliwa.
Dziękuję wszystkim za wsparcie, a jednak miałyście rację SERDUSZKO BIJE , DZIDZIA ROŚNIE I MA SIĘ CAŁKIEM DOBRZE.