Od lat pilnuję mojego cyklu w ramach naturalnego planowania rodziny, cykle mam jak w zegarku, o dziwo niewrażliwe na zmiany klimatu, choroby, stresy - chyba jestem pod tym względem ewenementem. Objawy płodności mam bardzo wyraźne, śluz i szyjka zachowują się podręcznikowo, teraz też wszystko było bardzo wyraźne i "strzelaliśmy" właśnie w czasie określonym przeze mnie jako płodny, później już nie. Chciałabym nie wykluczać, że tym razem cykl się pogmatwał i owulacja się opóźniła, więc i miesiączka przyszłaby później, ale z drugiej strony dlaczego w takim razie test wyszedł mi już na 4 dni przed spodziewaną miesiączką? Jakby owulacja się opóźniła to pewnie tak wczesnej ciąży test by nie wykrył. Ehh, pozostaje mieć nadzieję, że jednak u mnie po prostu mniej książkowo ten pęcherzyk rośnie, ale w końcu urośnie. To na pewno był rozmiar pęcherzyka, zarodka jeszcze widać absolutnie nie było. Mam nadzieję, że gdyby cokolwiek było nie tak, pani doktor by mnie poinformowała, choć z drugiej strony wiem, że mogła nie chcieć mnie martwić.
EDIT:
Hm, trochę niespójne te wiadomości. Na tej samej stronie piszą "Do wielkości pęcherzyka w milimetrach dodaje się 30 i otrzymuje wiek ciąży w dniach – początkowo bowiem pęcherzyk rośnie 1 mm dziennie, poczynając od 31 dnia ciąży, a kończąc, mniej więcej, na
dziewiątym tygodniu." I zgodnie z tą informacją w sumie chyba wszystko by się zgadzało. Proszę, jak to człowiek zawsze znajdzie coś na pocieszenie

Zakładam zatem, że wszystko jest w wyśmienitym porządku i czekam cierpliwie do kolejnego podglądania. Liczę, że tym razem zobaczę już po raz pierwszy moje maleństwo
