Staramy się z mężem, o dziecko od 2013 roku. 3 miesiące po ślubie jesienią 2014 zaszłam w ciąże jednak 1 grudnia poroniłam. mój gin zamiast zbadać mnie dojść co sie stało to kazał po prostu dalej sie starać... do poronienia staraliśmy sie na totalnym luzie nie szukałam specjalnie gina od starań po prostu kontrola co kilka mies zadnych specjalnych badan szczegółowych tylko klasyczne hormony. dopiero po tekście gina po poronieniu lampka mi sie zapaliła i zmieniłam gina, ten wykrył za pomocą badan, usg i wywiadu ginekologicznego endometrioze i zapisał mnie na zabieg usunięcia 4 cm torbieli endometrialnej. gin u którego byłam sie zapisać na zabieg nie zgodził sie ze on tego nie zrobi bo nie usuwa takich małych torbieli u kobiet planujących ciaze (własnie od tej pory u niego jestem poza rocznym okresem na klinike niepłodności ale o tym pozniej) zapisał mi leki i ja przeszłam na diete i po 3-4 mies torbieli nie bylo. po drodze miałam badanie drożności hsg, były tez problemy rodzinne co nie ułatwiało sprawy. po roku niepowodzeń postanowlilismy spróbować IUI wiec poszliśmy do kliniki Gameta wybrałam lekarza - pierwszych kilka cykli było naturalnych stymulowanych CLO potem przeszliśmy do rozpoczęcia cyklu IUI i tu zaczęły sie schody najpierw wyszło ze muszę sie zaszczepić na różyczkę bo nie miałam przeciwciał (za dzieciaka nie byłam szczepiona bo miałam w wieku niemowlęcym padaczkę i do 10 roku roku życia brałam strasznie silne leki przeciw padaczkowe). przy kolejnym podejsciu do IUI po 3 mies przerwie po szczpieniu wyszło że mąż ma beznadziejne wyniki nasienia ledwo kwalifikujące do inseminacji ale zdecydowaliśmy się spróbować - niestety IUI była nieudana. W kolejnym cyklu nasienie jeszcze gorsze - gin ku mojemu zdziwieniu chciał się podjąć i wtedy jak będzie nieudana isc do androloga. ale my nie podjęliśmy sie IUI i mąż od razu poszedł do lekarza.. diagnoza zwaliła z nóg bo okazało się że ma żylaki powrózka nasiennego i konieczny jet zabieg miał go w grudniu rok temu. wyniki nasienia na szczęście bardzo się poprawiły. odeszłam od kliniki dla odmóżdżenia i spokoju żeby spróbować samemu przez jakiś czas. daliśmy sobie czas na starania do końca 2018 roku. przez ten czas bylam pod opieką tego gina co nie zrobił mi operacji torbieli. i teraz na jego prośbę zrobiłam badania - tsh ft4 i prolaktyne. a ze okres mi sie spoznial tydzien to zrobilam bete i progesteron. wyniki był takie ze prolaktyna przy normie 24 wynosi 37, tsh 2, beta negatywna a progesteron 8. badania w 35 dc wiec owulacja napewno byla. gin zwiekszyl mi dawke letroxu z 62,5 na 75, przypisal mi dostinex 1/2 tabletki raz na tydz. Bylismy 2 stycznia u nowego lekarza w klinice lekarz zajebisty. obraz usg pokazał 2 cm torbielke na 99% endometrialną i cos co uciska na pecherz (miesniak albo zrost endometrialny) jak wyzdrowieje bo jestem przeziębiona czyli juz raczej po okresie mam zbadać CA125+ROMA, prolaktynę, ft4, tsh, najprawdopodobniej skończy sie laparoskopią ale to ustalimy jak w 13 dc przyjdę do niego z wynikami.
Sorry krócej sie nie dało moj opis pokazuje jacy durni są lekarze .... u mnie nie da sie od myślników wypunktować historii starań alo ubrac w max kilka linijek bo przeszłam przez 5 lekarzy na pewno i tak juz pominęłam fakt ze na pogotowiu jak roniłam ciąże byłam potraktowana jak nie powiem co.........