No to zaliczylismy dzisiaj czwarta wizyte u lekarki od poczatku roku...

Okazalo sie, ze plamki i wysypka to byly objawy tej samej choroby co goraczka. Tylko, ze za wczesnie poszlam wtedy na wizyte i nie zdiagnozowala konkretnie, bo nie bylo tych charakterystycznych plam. Nie moge nawet znalezc polskiego odpowiednika, ale to sie nazywa tutaj "hand mouth and foot disease". Podobno jest bardzo popularne wsrod takich malych dzieciaczkow jak nasze. W sumie lekarka sie nie bardzo pomylila w poniedzialek, bo to jest wirusowa choroba i niczym sie w sumie nie leczy tylko przeczekuje. Na cale szczescie, Adasiek nie ma jednego z czestych objawow - ranek wewnatrz ust, ktore bola i przeszkadzaja w jedzeniu... A jemu apetyt dopisuje, z czego sie ciesze.
Lekarka stwierdzila, ze w poniedzialek juz nie bedzie zarazal i wysypka powinna sie zagoic. Taaa...tylko, ze on juz pewnie kogo mial zarazic to juz to zrobil, bo przeciez w srode i czwartek byl juz w zlobku. W sumie to moja pani od zlobka niezle zgadla, tak mi mowila przed wizyta, ze kiedys miala "epidemie" tej choroby i wlasnie objawy byly podobne. Ale babka ma fajne podejscie, stwierdzila, ze jutro moge przywiezc dziecko, bo juz w sumie wiekszej szkody nikomu nie zrobi. Zreszta one bardzo dbaja o higiene, zeby dzieci sie nawzajem po buziach nie dotykaly, nie jadly tymi samymi sztuccami i nie dzielily zabawek.
Oczywiscie zobaczymy co rano i jesli sie pogorszy (np. wyjda te ranki w buzi) to go zostawie w domu, ale jesli nie bedzie gorzej to ide do pracy, bo mam roboty mnostwo. Malz podobno tez.
Na szczescie, wczorajsza nocka bardzo spokojna a i dzisiaj od osmej bez zajakniecia spi malutek...