No to nie nadrobię Was nigdy - trudno. Próbuję być na bieżąco, ale to też mi nie wychodzi. Zazdroszczę tym, które są w stanie jakoś funkcjonować, nam się nie bardzo udaje jeszcze :-(
Poodpisuję szybko na to, co sobie pozaznaczałam w ciągu ostatnich paru dni, a resztę będę doganiać jak teraz - z doskoku, przy jedzeniu, przy piciu i przy ściąganiu ;-)
nie mow mi o spuchnietych rekach bo ja juz nie pamietam jak to jest jak rece nie sa spuchniete ... i zaczelam wiekszosc rzeczy lapac lewa reka bo w prawej czucia nie mam !!
Mogę Cię nie pocieszyć - 2 tygodnie po porodzie a ja ciągle nie mam czucia w palcach prawej dloni. Nieco mnie to deprymuje, zwłaszcza jak trzymam Małą i nie jestem pewna czy jej nie wypuszczę przez przypadek

Cały czas sprawdzam czy jeszcze mi palce działają...
Akoza - powiem Ci ,ze w srode przylatuje do mnie mama i wlasnie tego najbardziej sie boje ,ze bedzie mnie strasznie denerwowala. Oczywiscie zdaje sobie sprawe ze wszytsko z dobrego serca bedzie plynelo ale my z moim M jestesmy bardzo samowystarczalni. Przyjazd mamy jest dla mamy tak naprawde a nie dla nas. Ona by tam w Polsce nie wysiedziala wiedzac ,ze wnusiu sie narodzil. Moja mama wychowala mnie i siostre sama i jedyne co w jej zyciu sie liczy to dzieci. Ma oczywiscie przeswiadczenie ,ze nikt sobie z niczym nie poradzi tak dobrze jak ona i nawet przy moim synu nazywa mnie "dziecko" . zaznaczam ,ze mam lat 33 a siostra 39

. No coz - tak te mamy maja. Jakos wytrzymam. Chcialam jednak urodzic wczoraj i miec przynajmniej 5 dni prywatne dla naszej rodzinki. Nie jestes wiec osamotniona w swoich odczuciach.
Jedno poczucie - POCZUCIE WINY - mozesz wiec wyeliminowac. Jest jak najbardziej naturalne . Tak jak i jeden samiec w stadzie tak i jedna matka w rodzinie moze byc. I teraz to Twoja rola a nie jej

Pokarmem szczerze mowiac tez bym sie nie przejmowala - juz pisalysmy kiedys ,ze jak sie nie da to nie ma co na sile

Butla tez jest dobra .
Poza tym rana sie niedlugo zagoi i zaczniesz wracac do formy fizycznej - tylko dbaj o siebie i sie nie nadwyrezaj bo tylko osbie klopotu narobisz.
Mama poleciała i od razu zaczęłam jakoś lepiej działać. Szkoda, że za niecały tydzien przylatują Teściowie i znowu będę mogła sen o kant potłuc :-( Na razie Marcin mi pomaga, choć nie jest łatwo - Misia jest typowym nocnym markiem i szlag mnie już trafia gdy kolejną noc z rzędu ryczy/wyje od północy do prawie 5. I nie daje się uspokoić. Je jak smok, potem boli ją brzuch, więc dostaje krople na kolkę, po czym znowu wyje, że jeść, po czym boli ją brzuch... w końcu zdrzemnie się w foteliku albo na nas i jak tylko chcemy ją odnieść do łóżeczka to zaczyna od nowa. 4:30-5:00 i zasypia jak anioł. I cały dzień mamy spokój, śpi pięknie, budzi się na jedzenie tylko i prawie nie marudzi... aż do północy... Sąsiedzi niedługo naślą na nas opiekę socjalną

:-(
Co do rany to ciągle jeszcze leje mi się krew z niej. Tydzień temu byliśmy w szpitalu z tym, ale powiedzieli, że jest ok. Miałam wyjąć szwy w zeszłą niedzielę, ale nadal je mam i mam mieć, dopóki nie przestanie lecieć. Już powoli mam dość tego całego połogu.
A jeśli chodzi o karmienie, to widzę, że nie jestem jedyna w gronie, która ma z tym problemy - trochę pocieszające...
LASKI MAMY PRAWIE POLOWE GRUDNIA !!! szorujcie do wulkanizatora !!!
Jak tylko zmieniliśmy opony na zimowe to zasypało nam auto ;-) Wczoraj Marcin próbował je odkopać (stoi zaparkowane na ulicy) i udało mu się połamać szufelkę a nadal nie był pewny czy to nasze autko kopie

W końcu się wkurzył i pojechał do sklepu kupić łopatę do odśnieżania (takie jak w domkach ludzie mają do podjazdów) i dziś przez ponad godzinę odkopywał się. I nawet udało mu się wyjechać, co nie bylo takie oczywiste z początku! Wyobraźcie sobie, że drzwi naszego Scenica były zakopane do okien aż! Cała maska pod śniegiem! To się nazywa zima w Szwecji...

Musiał wyjechać, żebyśmy mieli co jeść, a poza tym w poniedziałek jedziemy do szpitala znowu, tym razem na badanie bioderek Misi. Ponoć nie mamy się czym martwić, ale zawsze jednak...
Głównie tak bo małemu marnie idzie ssanie mam małe brodawki i nie może dobrze złapać.
karmie rzadko bo mały słabo ciagnie i zaraz go nerwa bierze... a odciagam zawsze godzinke przed jego karmieniem w nocy rzadziej.
To prawie jak u mnie! Tylko, że ja mam za wielkie chyba brodwaki, albo za płaskie... Misiulka nie może ich złapać w ogóle. A przez kapturek nie chce ciągnąć, bo nie i już. Jest rozpacz, wycie i ogólnie koszmar. Nie da się potem uspokoić :-( Już prawie zrezygnowałam z podawania piersi, czekam tylko na Teściową, może fachowym pediatrycznym okiem powie mi co robię źle i może jeszcze się uda przystawić małą. W szpitalu wszystkie położne próbowały pomóc i nawet udawało się przystawić żeby pociamkała, ale po 10 minutach przystawiania i wypluwania miałyśmy obie już dość. Z kubeczka piła nawet chętnie, ale niewiele. Teraz butla i nadal dzieciak jest głodny - nie wiem co robić. Ulewa, więc pije na zmianę moje mleko i Nan AR (dla ulewających). Przy czym AR jest tak gęsty, że nie jest w stanie go porządnie ciągnąć. Dostawała też Nan HA, ale tym z kolei się nie najadała zupełnie. Mogła pić hektolitry i nic... Moim pluje i odpycha butlę co jakiś czas, więc też nie wiem o co chodzi. Same problemy z tym jedzeniem :-(
Czasami dziecko po podaniu butelki nie chce już cyca:-( z butli dużo łatwiej pić, delikatnie chwyci a mleczko płynie;-) a przy piersi musi troszke popracować.
Myśle że to ta przyczyna.
To też różnie bywa. Nan AR nie płynie, dzieciak się musi napracować i nadal woli to niż pierś. Położna mówiła mi, że przyczyna może być też w tym, że modyfikowane jest nieco słodsze, więc jak się podaje dziecku modyfikowane i piersiowe, to ono woli sztuczne. My mieszamy trochę pierś z Nanem HA, bo AR się ścina momentalnie jak się doda moje - nie wiem czemu, ale robią się grudki i nie leci nic już. Tak więc jak karmicie butlą i sztucznym to już zupełnie ciężko jest wrócić na pierś i naturę :-(
no ja tez jestem ciekawa co inne mamy jedza
ja jem podobnie z nabiału tylko przetwor nie pije mleka bo sie obawiam skazy bialkowej a jabłko tylko uprazone

Mi powiedzieli, że to co jem nie ma większego znaczenia. Mleko ma to, co ma mieć dla dziecka i niewiele z tego co jem przechodzi do niego. Nie wiem ile w tym prawdy, ale może i dużo, skoro skład mleka Hindusek jedzących potwornie ostre potrawy jest podobny do europejek czy amerykanek? Choć z drugiej strony jak zjadłam curry to Misia nie bardzo chciała pić to mleko. Poza tym jem wszystko, to co zawsze. Może w mniejszej ilości, bo nie mamy czasu na gotowanie, ale zarówno spaghetti już jadłam, jak i ryż z warzywami czy mięsem, zupę pomidorową, tosty z serem, itp. Mleka z natury nie piję za dużo, bo mam nietolerancję laktozy, a za jabłkami nie przepadam ;-)
a co do laktatorow to ja i polozna nie moglysmy sobie z ty recznym poradzic teraz mam swoj medeli elektryczny i idzie jak burza
a co do bawarki to działa jak kazdy inny plyn trzeba poprostu pic pic
My pożyczyliśmy Medelę ze szpitala i do tego mam swojego Aventa ręcznego. Nie wiem czy jest duża różnica w ilości ściąganego pokarmu. Chyba tylko w wygodzie, a i to zależy co się lubi. Medeli używam jak mam mnóstwo pokarmu i gdy nie chce mi się machać ręcznie, Aventu gdy np. oglądamy coś albo gdy mała usypia, żeby było ciszej. CO do ilości to nie jest porażająca - udaje mi się wydoić 40-60 ml jednorazowo (chyba, że po "nocy" to i do 100 dochodzę czasem). Nie umiem zwiększyć ilości, niestety. Natomiast wyczytałam w sieci coś, co mnie mocno zmartwiło - ponoć laktator pomaga utrzymać laktację na jednym poziomie ale nie dłużej niż 5 tygodni, potem zaczyna zanikać. Prawda to??? No i że jeśli nie nauczę dziecka ssać piersi do ukończenia 3 tygodnia to już nie nauczę nigdy. Co Wy na to??
Idę ratować dziecię z ciemności i dać jej butlę, bo znowu wyje :-(