Jestem tu nowa i piszę, bo myślę, że tego potrzebuję

W ciążę zaszłam szybko, przy drugim cyklu starań. Początkowo było wszystko ok, niestety w okolicy 6 tygodnia ciąży ginekolog stwierdził że zarodek jest za mały. Przez następny tydzień zarodek nie urósł, dostałam skierowanie do szpitala, gdzie dodatkowo zrobili mi badanie beta HCG porównawcze, które spadało co oznacza ciążę obumarłą

Zabieg łyżeczkowania miałam 8 września, po którym czułam się przez kilka dni "zmęczona". Lekkie krwawienie i pobolewania podbrzusza, 23 września byłam na wizycie u ginekologa który stwierdził że wszystko się dobrze goi. Mam czekać na pierwszą miesiączkę, po tym czasie odczekać dwa pełne cykle miesiączkowe, po czym przyjść na sprawdzenie grubości endometrium - obecnie ma ono 6mm. Z podstawowych badań krwi wychodzi na to ze jestem zdrowa. W ciąży nie piłam, nie paliłam, jadłam jak trzeba, wypoczywałam, nie nosiłam ciężarów. Jedyne co - miałam dużo stresów, gdyż akurat tak się życie ułożyło.
Z całości wynika, że jestem jedną z wielu - która nie zrobiła nic złego tylko miała pecha - jak to wszędzie mówią "najprawdopodobniej wada genetyczna zarodka". Mam świadomość że ludzi spotykają dużo gorsze rzeczy w życiu i że już niedługo będę mogła się starać o nową ciążę, jednak nie potrafię sobie z tym wszystkim poradzić. Czuję pustkę. Chodzę po kontach i płaczę. Wyobraźcie sobie że będąc dwa tygodnie po zabiegu, dostałam gratulacje z powodu zajścia w ciążę, od koleżanki która nie wiedziała co mnie spotkało. Gdy zaczęła składać mi życzenia, otwarłam tylko usta i nie byłam w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa...
W życiu codziennym jestem przez najbliższe mi osoby w rodzinie i przyjaciółki odbierana jako ta która zawsze twardo stąpa po ziemi, pomaga postawić na nogi gdy coś się wali - prawda jest taka że teraz gdy taka przykrość spotkała mnie, nie potrafię sobie z tym poradzić.
Pomóżcie proszę, jak się z tego podnieść