Kurczę, ale ten mój mąż testuje moją cierpliwość. No poziom mistrzowski osiągnął. Ma trochę gderliwą babcię (ale nie jest jeszcze taka tragiczna) i ostatnio poprosiła mnie o klej dwuskladnikowy na ,,p,,. No to jej kupiłam wczoraj. Dzisiaj mąż pojechał po jakieś narzędziowe zakupy i poprosiłam żeby jej ten klej zawiózł po drodze. Ja gotuję rosół dla niego(sama nie cierpię). Nie weźmie, bo nie będzie z tą jędzą gadał. No przecież nie musi. Może dać jej klej i wyjść. Nie. No to niech zrobi to dla mnie, bo ja o to bardzo proszę. Nie. Nie. Nie. Babcia jest głupia.Ugh. Już nic nie mowiłam, najwyżej jutro podrzucimy po kosciele. Może w kazaniu bedzie coś o miłosierdziu dla wrogów. Wyszedł do samochodu. Ja łazienkę ogarniać. Nagle słyszę:tup,tup,tup.skrzypniecie drzwi, tup,tup,tup.Wychylam głowę. Klej zniknął z szafki. No, jeszcze chyba będą z niego ludzie.
Może to był odwet za pomoc przy krzyżówce rano.
M:żona goryla.
Ja:Iwona.