Masz zupełną rację! Po mnie można powiedzieć 2 straty "splynęly", może dlatego, że nie zdążyłam sie przywiązać ale chyba bardziej dlatego że dużo przeżyłam z moim synkiem - zaraz po urodzeniu sepsa i nawracające zapalenia opon mozgowo-rdzeniowych, podejrzenie NOMID (gdzie normalny człowiek nawet nie wie że coś takiego istnieje), miesiąc na intensywnej, co chwila go kłuli, pobierali płyń mozgowo-rdzeniowy a ja tylko płakałam z bezsilności. Potem stado lekarzy, bo nie wiadomo czy nie powstały stałe zmiany w mózgu i czy się będzie prawidłowo rozwijał. Teraz jest mega wesołym i wygadanym 3latkiem, nikt by nie powiedział ze tyle przeszedł. Więc jakoś tak strata w 6 czy 10tc i bezsilność z tym związana w porównaniu do tamtej bezsilności jest dla mnie dużo łatwiejsza do zaakceptowania... Życie toczy sie dalej i trzeba się cieszyć cieszyć tego co mamy i patrzeć w przyszłość a nie w przeszłość. Wszystko w życiu dzieje się z jakiegoś powodu, problemy które pokonamy czynią nas silniejszymi.Przejmowanie się i rozpatrywanie "a co jeśli" jest krzywdzeniem samej siebie. Pewnym wydarzeniom w życiu nie jesteśmy w stanie zapobiec. To trochę tak jakby bać się żyć. W każdej chwili może zdarzyć nam się coś nieoczekiwanego, tragicznego. Nie tylko w kwestii ciąży. Sama wiem po sobie, w dzisiejszym świecie wciąż chcemy mieć nad wszystkim kontrolę. Ale jako kobieta i mama po przejściach, oraz mama żyjącego dziecka stwierdzam, że macierzyństwo, ciąża, poród to rzeczy których tak naprawdę nie da się zaplanować. Warto się do tego przygotować, być świadomym zagrożeń, (być czujnym!), ale też być wciąż otwartym na szczęście, na to, że wszystko będzie dobrze.