reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Ciąża zaśniadowa...? :(

panna.migotka też o Tobie myślę cały czas. Mam nadzieję, że już jesteś w domu...

U mnie z każdym dniem jest lepiej. Paradoksalnie czuję się silniejsza,że teraz to już mnie nic nie ruszy. Wierzę, że mój Smok wróci do mnie jak tylko będzie gotowy. Ja już jestem, choć pewnie fizycznie muszę trochę odczekać.
 
reklama
Kochane dziękuję za pamięć i dobre słowo...

Dzisiaj wyszłam ze szpitala... Opinie o szpitalu na Polnej są różne, dlatego nie wiedziałam czego się spodziewać. Po przyjeździe i rejestracji szybko przyjęto mnie na salę, leżała ze mną kobietka po drugim poronieniu. Dodawała mi otuchy. Najpierw zabrano mnie na usg, bardzo się martwiłam, bo nie było jeszcze mojego lekarza prowadzącego. Badanie przeprowadził bardzo chłodny lekarz, nawet nie wiem jak się nazywał. Mówił, co widzi, ale w ogóle nie zwracał się do mnie, tylko do jakiś dwóch studentów, którzy byli przy badaniu. Nie dano mi nawet papieru do wytarcia się i właściwie jak wyjęto mi usg, to nie wiedziałam co ze sobą zrobić... Zdołałam się dowiedzieć, że w opisie badania wpisano, że prawdopodobnie są zmiany zaśniadowe :( Kiedy wróciłam na sale pojawił się w końcu mój lekarz, od razu poczułam się spokojniejsza, wytłumaczył mi wszystko i pocieszył trochę. Po jakimś czasie zawołano mnie do sali zabiegowej, gdzie był mój lekarz, i z dziesięciu studentów z profesorem. Najpierw zbadał mnie profesor, i znów potraktowano mnie bardzo instrumentalnie, bo profesor zwracał się jedynie do studentów. Mówił, co wyczuwa. Powiedział m.in. że wielkość macicy jak na 4 miesiąc... Czułam się okropnie, ale bardzo miłe było to, że położna głaskała mnie po kolanie, chyba wyczuwała że jestem na skraju wytrzymałości i bardzo chce mi się płakać. Tak samo mój lekarz, to on zakładał mi tabletkę. Wszystko mi tłumaczył i cały czas do mnie mówił. Dano mi wkładkę i kazano wezwać położną jak zacznę krwawić. Była to godzina 11.

Zaraz później przyszedł jeszcze do mnie mój lekarz. Powiedział, że zabieg zrobią mi w godzinach wieczornych. Około 14 zasnęłam i obudziłam się dopiero jak przyszła moja mama (na sale wpuszczają od 15 do 19). Czułam, że musiałam mocno krwawić i od razu poprosiłam mamę, żeby dała mi wkładkę i poszłam do toalety. Jak się rozebrałam to się wystraszyłam. Przyleciała położna. Nie będę opisywać co się działo dokładnie, ale było to dla mnie straszne. Siedziałam na toalecie i byłam zrozpaczona, ale powstrzymałam się od płaczu. Do łóżka musiałam położyć się z dwiema wkładkami, które na nic się zdały, podłączono mi szybko kroplówkę, ale nie leżałam zbyt długo, bo strasznie krwawiłam i wzięto mnie do sali zabiegowej. Była w niej jakaś Pani doktor, i na szczęście nie było studentów. Wyjęto resztę tabletki i zaraz potem byłam już na sali, gdzie miałam być łyżeczkowana. Zabieg miałam koło 16. Strasznie się trzęsłam przed, ale ta sama Pani doktor ze mną rozmawiała do momentu aż przyszedł anastezjolog. Szybko zasnęłam, przy budzeniu się miałam jakieś dziwne wizje. Jakbym była gdzieś i nie mogła wyjść i bardzo mi się chciało płakać. Jak się obudziłam to wieźli mnie w windzie. Strasznie płakałam, ale nie mogłam wytrzeć łez... Na sali czekali na mnie Mąż i mama. Od razu zaczęli mnie głaskać i tulić, właściwie nie wiedzieli czy płaczę z bólu fizycznego czy psychicznego. Łzy same leciały i nie mogłam ich powstrzymać. Wszystkie emocje tego dnia musiały się skumulować, cały dzień powstrzymywałam się od płaczu... Udawało mi się, bo mówiłam sobie że jestem silna i pogodzona z tym, co mnie czeka. Jak położna przyszła mi dać antybiotyk, to spytała czy nie potrzebuję psychologa. Było bardzo miła, z resztą jak wszystkie położne i pielęgniarki na oddziale, które się mną zajmowały.

Rodzina była przy mnie do 20, pozwolono im siedzieć tak długo, bo leżałam sama na sali. Było ok, czułam się dobrze i już nie krwawiłam tak mocno, nic mnie nie bolało fizycznie... Dostałam jeszcze dwie kroplówki, dlatego że wcześniej tyle krwawiłam. Koło 22 przywieźli na salę dziewczynę, która przyjechała z krwawieniem. Godzinę później zrobiono jej zabieg... Rano wyszłam do domu, dostałam receptę na lek przeciwzapalny i zwolnienie. Nic mnie nie boli, troszkę tylko plamię. Od razu zadzwoniłam do mojego lekarza, czekamy teraz na wyniki, za dwa tygodnie mam wizytę. Wciąż boję się tego zaśniadu, nie chcę na tyle czasu odkładać starań. Ale myślę, że będzie dobrze, musi być.

Ruda, katherinne dziewczyny, mi również bardzo przykro, że się tu spotykamy :( Musimy być silne i wierzyć, że w końcu nam się uda!
 
panno.migotko - najgorsze już za Tobą, teraz będzie już tylko lepiej. W zeszłym tygodniu dzwoniłam 3 razy do swojego lekarza, żeby mnie uspokoił, że brak plamienia po zabiegu to nie musi być coś złego. Aż mi głupio było wybierać jego numer, choć miałam prawo się stresować...
I na pewno nam się uda. Jak tylko nasze maleństwa będą gotowe na powrót.

Jutro idę na kontrolę (9dni od zabiegu). Mam nadzieję na dobre wiadomości i cholernie liczę na brak komplikacji. No i jutro dzwonię do szpitala, bo może już będą wyniki badania histopatologicznego. Mam nadzieję, że po wizycie wrócę z jakimś planem co dalej...
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
panna.migotka strasznie mi przykro że musiałaś przez to przejść:(((
ja też z polnej dobrze wspominam jedna położną, która starała się dodawać otuchy
ominęło mnie wszystko związane z zabiegiem, narkozą, wybudzeniem
ale wiem co mogłaś czuć krwawiąc w toalecie, dobrze że mama mogła być przy Tobie, mi niestety nie pozwoloną na obecność męża a bardzo jej potrzebowałam w tamtej chwili
najważniejsze żeby się starać nie załamać, z każdym dniem będzie łatwiej zaakceptować to czego już zmienić się nie da

zapalam światełko dla Twojego Maluszka
[*]
 
panna.migotka dobrze że się odezwałaś, tak jak piszą dziewczyny najgorsze masz za sobą, wiem jaki to dramat... chociaż też bardzo płakałam po obudzeniu się z narkozy jednak teraz już nie wracam myślami do tamtych chwil a nawet jak o tym myślę to już bez emocji... ale na to potrzeba czasu... wiem że tacy profesorowie i ich studenci przy tobie to masakra - niepotrzebna publiczność, ale teraz już jest po i będzie coraz lepiej, dobrze też że był tam twój lekarz i znalazły się życzliwe pielęgniarki, zawsze jakiś promyk... będę trzymać kciuki za dobre wyniki histopatologii i żebyś szybko doszła do siebie fizycznie, psychicznie też ale wiem że to nie jest takie łatwe więc spokojnie, ważne że masz oparcie w mężu i rodzinie, będzie dobrze :)
mam jeszcze pytanie o twojego lekarza, ponieważ też jestem z poznania i również wylądowałam na polnej robię zawsze rozeznanie i pytam się o dobrych ginekologów, czy poleciłabyś swojego?
 
Dzisiaj pierwszy raz przespałam całą noc, rano po obudzeniu poczułam jakiś taki przypływ energii, na pewno jest lepiej i będzie coraz bardziej z każdym dniem.

Ruda ja od wczoraj też nie plamię, myślę że to nic złego. Będę trzymać kciuki za wizytę i wyniki badań. Będzie dobrze!

atemida przykro mi, że Mąż nie mógł być z Tobą. Ja nie rozumiem tych przepisów i godzin wizyt, jeśli kobieta potrzebuje wsparcia bliskiej osoby, to powinni na to zezwolić. Ja całe szczęście miałam zabieg w godzinach wizyt, więc po rodzina była przy mnie, ale jak leżałam sama do 15 to nie było mi łatwo.

Edyta starałam sobie tłumaczyć, że studenci przecież muszą się uczyć... Nie było mi dobrze, że wszyscy się tak przyglądają. Ale najgorsza była postawa profesora, to jak mnie potraktował... Mam nadzieję, że ci studenci w przyszłości będą mieli lepsze podejście do pacjentek. A co do mojego lekarza, to prowadził moją ciążę od początku. Ma świetne podejście do pacjentek i na każdej wizycie poświęcał mi tyle czasu, ile potrzebowałam. Ma też super opinie, jeśli chodzi o wiedzę i doświadczenie. Po ostatniej wizycie (był to piątek), kiedy okazało się, że Aniołek nie rośnie to nalegał, żebym poczekała do wtorku z wizytą w szpitalu, żeby on był na miejscu i się mną zajął. Wtedy też nie wziął pieniędzy za wizytę. Jak będziesz chciała, to napiszę namiary na pw :)
 
Odebrałam wyniki. W szpitalu mówili, że postarają się pobrać próbkę do badań jak na badania genetyczne/amniopunkcję - czyli żeby był kariotyp i żeby można było wykluczyć/ potwierdzić nieprawidłową ilość chromosomów. Badanie materiału miało trwać do 2 tygodni, na karcie mam napisane, że już 2 dni po zabiegu był wynik.
A na kartce mam tylko opis materiału (fantastyczne sformuowania typu "wyskrobiny jamy macicy" :dry: itp.) i "deciduae et villi placentarii" czyli z tego co znalazłam " pozostałości doczesnej i kosmków łożyskowych po poronieniu". Mam się z tym zgłosić do swojego lekarza.
Nie rozumiem. Nie zrobili kariotypu? Nie udał się? Miałam jakoś za to zapłacić ale nikt mi o tym nie powiedział? Czy mój lekarz będzie musiał dzwonić i się dowiadywać?
Myślałam, że będę znała karoptyp i płeć mojego Smoka...
:-(
 
RudA z tego co wiem to takie badania genetyczne możesz zrobić na własną rękę, bez żadnego skierowania, prywatnie, mogą być refundowane badania kariotypu u obojga rodziców - jest to badanie z krwi i jest refundowane po drugim poronieniu :( najlepiej jak wypytasz się o wszystko swojego lekarza może uda ci się załatwić refundację
wiem tylko że w moim przypadku to było tak że po badaniach histopatologicznych dokładnie tam gdzie je wykonują w szpitalu poprosiłam o wydanie próbki kosmówki do badań genetycznych (w zasadzie wydali mi wszystko co mieli...) i z tym pojechałam do zakładu w którym takie badania wykonują - Centrum Genetyki Medycznej - Badanie materiału z poronień. Poronienie. Przyczyny poronienia. (w Poznaniu są dwa, w szpitalu w ogóle tego nie robią) i tam zleciłam na własny koszt badanie płci, mogłam też więcej zbadać ale nie chciałam, w zasadzie to było mi bardziej potrzebne do tego aby uzyskać w USC akt urodzenia dziecka martwego a nie do tego aby poznać przyczynę poronienia, po tym badaniu genetycznym zabrałam ciało Anielki do domu i pochowaliśmy ją na cmentarzu
panna.migotka cieszę się że lepiej się czujesz :) a o namiary na tego lekarza to chętnie poproszę na pw :)
 
Ostatnia edycja:
hmm...jesli chodzi o szpital na polnej to nie zgodze sie ze zla opinia o tym szpitalu, ja w tym szpitalu poronilam a pozniej urodzilam dwoch synow. Starszemu uratowano w nim zycie podczas porodu. Byc moze mialam duzo szczescia, ale ja nie doswiadczylam tam niczego zlego, a wrecz przeciwnie.
 
reklama
Ruda jest tak jak Edyta mówi, NFZ refunduje badania genetyczne po drugim poronieniu, i chodzi tutaj o badania z krwi obojga partnerów. Natomiast, z tego co wiem, to NFZ w ogóle nie refunduje badań genetycznych kosmówki... Mnie pytali czy nie chcę zabrać próbki do takich badań.

Edyta wysłałam :)

Martaik ja nie mam do końca złej opinii. Pielęgniarki i położne były bardzo miłe, ludzkie i czułam, że dobrze się mną opiekowały. Natomiast jeśli chodzi o lekarzy, to byłam traktowana przez nich bardzo instrumentalnie - chodzi mi tu o lekarza, który robił mi usg (nie znam nazwiska) i profesora, który przyszedł ze studentami (też nie znam nazwiska). Pani doktor, która badała mnie przed zabiegiem i wykonywała zabieg była raczej chłodna, ale chociaż zwracała się do mnie i ze mną rozmawiała.
 
Do góry