Meldujemy się z domu. Fakt, tłumy tu takie, że czytać nie nadążam.

Dzięki wszystkim za kciuki, jak zwykle zadziałały.
To prawdziwy cud, że tak mi się udało załatwić tę operację. Tak jak mi radzili przy zapisywaniu, zaczęłam dzwonienie już od poniedziałku. Zadzwoniłam o 11tej, mówię o co chodzi, a kobitka do mnie - przyjeźdzajcie. Zatkało mnie przy telefonie tak, że się jak głupia pytałam "ale jak to, kiedy mam przyjechać".

W rezultacie wczoraj odbył się zabieg - trwał łącznie z usypianiem i wybudzaniem może 20 minut. Mieliśmy salę tuż obok pooperacyjnej i ja jeszcze byłam pewna że moje dziecko jest jeszcze pod nożem, a tu słyszę jak ryczy i woła mamusię. Co jak co, ale płacz swojego dziecka rozróżnię bezbłędnie. W szoku byłam. Weronika ryczała bo wybudził ją ból gardła, a do tego potworne kręcenie w głowie. Wczoraj zwymiotowała tylko raz, takimi skrzepami krwi i wszyscy byli zdania że to dobrze, bo musi się tego pozbyć z żołądka. Piła na tyle na ile jej ból gardła pozwalał, a sądząc po Jej reakcjach był niezły. Potem trochę zjadła i prawie większość dnia przespała, więc generalnie nie było źle - tyle że jeszcze dwa razy dostawała środek przeciwbólowy. Dziś rano obudziła się znowu z bólem gardła i bólem brzucha. Stwierdziłam że brzuch boli ją z głodu, a do śniadania jeszcze 2 godziny, to niech zje choć trochę serka. Zjadła, a po pół godziny bleeeee (znowu skrzepy). Potem zjadła pół banana i jeszcze przed śniadaniem znowu bleeee. Na śniadanie wcisnęła pół kromki chleba z masłem (bo nie chciała sera żółtego). Na badaniu Pani Doktor stwierdziła że Weronika za dobrze nie wygląda i jeszcze ją zostawimy do 14tej, bo często dzieci jeszcze rano mają złe samopoczucie po narkozie a potem przechodzi. Faktycznie, Weronika się zdrzemnęła i wstała jak młoda bogini. Chętnie zjadła pół bułki z masłem, potem zjadła zupę, nic nie zwymiotowała, czuła się ok i po 14tej puścili nas do domu. Mam zwolnienie do końca przyszłego tygodnia, bo trzeba paniusi pilnować, podawać odpowiednie jedzenie, na dwór nie może na razie wychodzić, bo odporność obniżona, a podgoda paskudna i okres infekcyjny. Może trochę odsapnę wreszcie.
Ale wiecie, już widzę że warto było. Współczuję Jej bólu, bo nie mam wątpliwości że Ją ciagle boli i może źle się czuć - ja sama jestem zmęczona jak pies, ale już jest duża poprawa. Jeszcze noc przed operacją prawie spać nie mogłam, bo Weronika tak chrapała, że szyby się trzęsły. A pierwszy sen po operacji i moje dziecko nie chrapie!!! Dziś w nocy to kilka razy sprawdzałam czy z Nią wszystko ok, bo to pierwszy raz od paru lat jak JEJ NIE SŁYSZĘ!!! A do tego od samej operacji oddycha nosem a nie buzią!!! Już tylko dla tego opłacało się! Mam nadzieję że i na chorowanie pomoże.