hej
ja dalej z frontu - mąż niby na l4 ale do roboty i wczoraj i dziś musiał podskoczyć
potem pojechaliśmy do jego kolegi u którego prawie pawia puściłam na wejście - nie dość że zaduch, zapachy kuchenne, to jeszcze baba z fajkami - on do mnie cześć a ja rękę na usta i "bue"
on na mnie patrzy i "co jej?" a ja do niego "ciąża"
bo co miałam mu powiedzieć? stary otwórz okna, bo śmierdzi?...
na szczęście Adam dość szybko ogarnłą co miał [kompa naprawić, bo ten koleś psuje kompy samą obecnością] i się zwinęliśmy do domu
mama kubulki zdrowia życzę
my jutro mamy szpinak - w lidlu był świeży, musze ogarnąć zanim się zepsuje, zrobię sos do ryżu, a chłopaki zjedzą sobie z indykiem jeszcze
ja dziś jadłam smażonego cammemberta - pychota z żurawiną
móżdżku bym nie przełknęła, jak babcia robiła dziadkowi, to zawsze wymiotowałam od zapachu
od dziecka nienawidzę zapachu mięsa, a już takich wynalazków w szczególności - u babci to było tak, że oni jeszcze smalec wytapiali - masakra, wychodziłam na cały dzień z domu i do kuchni w ogóle nie zaglądałam
teraz od 13 lat wege

a od 5 znów mam kontakt z mięsem, bo mąż je, ale powiem szczerze że brzydzi mnie babranie się w trupie