reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Ja chcę drugie dziecko, a mąż nie...

Skoro jak piszesz nie chcesz ciąży teraz to nie wałkuj z nim tego tematu teraz. Przyjdzie "ten" czas to będziecie rozmawiać. Teraz dałaś mu już sygnał, że pojawiła się u Ciebie taka potrzeba,on to wie i pewnie rozważa to bo sama napisałaś, że powiedział, że nie wyklucza tego jak będą inne warunki. Po co się spalać na coś czego nie oczekujesz od niego tu i teraz. Ja wiem, że my kobiety to byśmy chciały deklaracji pięć lat do przodu ale z perspektywy posiadania dwójki dzieci i blisko 20 lat w związku powiem Ci, że to do niczego nie prowadzi. Czas wszystko zweryfikuje, spróbuj być cierpliwia, trzymam kciuki.
 
reklama
Jezeli i tak najpierw chcecie jakies tam sprawy poukladac to wedlug mnie nie ma co nakrecac tematu, za ten rok sie moze wiele w waszych glowach zmienic.
My z mezem chcielismy dzieci rok po roku, teraz maly ma 9 miesiecy i jest tak zajmujacy, ze nie wyobrazam sobie byc jeszcze w ciazy do tego 😆 Wiec plany planami, a zycie weryfikuje.
 
Tu nie chodzi o to czy trafi Wam się kolejne wymagające dziecko, tylko czy Ty znowu odlecisz. Nie wyobrażam sobie, zeby mi mąż w srodku nocy chciał wychodzić, a też dziecko maky z tych wymagających i często mamy dość wszystkiego.

Pytanie brzmi, w jaki sposob pracujesz nad tym, zeby scenariusz się nie powtórzył. I wtedy można rozmawiac.
Nigdy nie było tak, żebym faktycznie wyszła (raz w ciągu dnia, powiedziałam mężowi że wychodzę, bo muszę ochłonąć, bo cały dzień siedziałam z ząbkującym dzieckiem, czy to taka zbrodnia?). Po prostu w płaczu, w emocjach mówiłam, że chciałabym stąd uciec - zdarzyło się to może 2-3 razy i wtedy wychodziłam na balkon, żeby się uspokoić.
Jak pracuję nad tym, żeby scenariusz się nie powtórzył? Po pierwsze byłam u psychiatry, leczyłam się na depresję. Teraz leki odstawiłam, chcę iść na terapię. Jeśli będzie trzeba, po prostu wrócę do leków.
Niżej dziewczyny piszą, że to wcale nie jest tak, że jeśli z jednym dzieckiem już to przeszłam, to z drugim będzie łatwiej. A ja wiem, że po prostu w niektórych kwestiach tak będzie! Mi było tak ciężko z synem, bo sobie założyłam jakiś scenariusz, a życie wyglądało zupełnie inaczej.
Teraz wiem, że nie spinałabym się z kp jeśli to znowu oznaczałoby karmienie w nocy co 40 minut i leżenie bez ruchu, bo nawet jak chciałam poprawić kołdrę to syn od razu się wybudzał i tylko na piersi zasypiał.
Po to chcę przez ten rok odłożyć ile się da i zautomatyzować firmę, by przy usypianiu dziecka nie denerwować się, że minęła już godzina, a ja przecież muszę iść pracować.
Płacz syna, mimo że nadal czasami sprawia, że odzywa się u mnie stara trauma (on nie płacze, on wrzeszczy tak, że KAŻDY zwraca na to uwagę, ile się nasłuchałam "o boże, to nie jest normalne" "daj mu przeciwbólowy, bo na pewno coś go boli" "ale ma silne płuca" itp. ), to już nie jest czynnikiem wyzwalającym we mnie frustrację. Teraz już wiem, że nie chodzi o to, by za wszelką cenę sprawić, żeby dziecko nie płakało, bo im bardziej się staram, tym zazwyczaj jest gorzej.
Przy drugim dziecku nie spinałabym się też o to, że nie powinno spędzać tyle czasu w chuście, albo że nie powinno spać na mnie (w ciągu dnia). Już mnie nie ruszają komentarze dziadków, że to nienormalne, że 2-miesięczne dziecko nie zasypia w swoim łóżeczku głaskane po główce.

Więc tak, po prostu miałabym zupełnie inne podejście.
 
Jeju, dziewczyny, albo ja to źle opisałam, albo wyciągacie trochę pochopne wnioski... To nie jest tak, że ja przez rok byłam jakimś potworem. Połóg zniosłam ciężko, owszem. Walczyłam o laktację, przez większość dnia i nocy byłam skazana sama na siebie, bo mąż choć chciał pomóc, to nie mógł za wiele zrobić, bo syn uspokajał się i zasypiał tylko na piersi, do tego był bezsmoczkowy.
Ale z czasem było lepiej, chociaż nocki poprawiły się dopiero przed roczkiem (i to dlatego, że to ja zrobiłam "doktorat" ze snu dziecka i zaczęliśmy wprowadzać pewne zmiany), to w dzień było już znośnie, mogliśmy się z mężem w miarę wymieniać opieką. Moim głównym problemem była depresja, której wtedy nie leczyłam, bo myślałam, że tak po prostu musi być.
Wiele zła wyrządziły też opinie moich rodziców i teściów, ta ciągła presja z ich strony i komentarze, że to nienormalne, żeby dziecko tak płakało. Przez to ja non stop siedziałam na forach i diagnozowałam swojego syna na niestworzone choroby, których wcale nie miał, chodziliśmy po lekarzach, osteopatach, fizjo - po prostu jego płacz jest tak donośny, to mu do tej pory zostało.
Moja mama jeszcze niedawno jak byliśmy u nich na noc nie mogła przeżyć tego, że syn przed zaśnięciem przez 5 minut płakał (był przebodźcowany).
Teraz mnie takie opinie już nie ruszają, jestem dużo bardziej asertywna i po prostu wiem, że jeśli chodzi o te psychiczne kwestie, to przy drugim dziecku byłoby mi łatwiej.
Na pewno z 2 dzieci tak czy siak jest ciężko, więc trudne dni są normalne, ale nie wmówicie mi, że żadna z Was nigdy nie płakała z bezsilności czy nie chowała się w łazience, żeby pokrzyczeć sobie pod prysznicem.
 
Skoro jak piszesz nie chcesz ciąży teraz to nie wałkuj z nim tego tematu teraz. Przyjdzie "ten" czas to będziecie rozmawiać. Teraz dałaś mu już sygnał, że pojawiła się u Ciebie taka potrzeba,on to wie i pewnie rozważa to bo sama napisałaś, że powiedział, że nie wyklucza tego jak będą inne warunki. Po co się spalać na coś czego nie oczekujesz od niego tu i teraz. Ja wiem, że my kobiety to byśmy chciały deklaracji pięć lat do przodu ale z perspektywy posiadania dwójki dzieci i blisko 20 lat w związku powiem Ci, że to do niczego nie prowadzi. Czas wszystko zweryfikuje, spróbuj być cierpliwia, trzymam kciuki.
Tak, dałam mu po prostu znać i nie drążę tematu. Tylko faktycznie nie ukrywam, że chciałabym wiedzieć, czy w ogóle są jakieś szanse, bo boję się, że ja sobie narobię nadziei i później ciężko będzie mi się z tego wyplątać.
Dla mnie samej to jest niepewny grunt, ja też się boję, ale chciałam tylko poczytać jak to było u Was...
 
Ja też jestem wałkowaczem, choć stale nad tym pracuje. Nie musisz nam udowadniać czy było i jak było, bo to nie nasza sprawa. Każda chce tylko coś doradzić na podstawie tego co napisałaś.

Ja mogę ze swojej strony poradzić, że gadanie w koło o tym samym nic Ci nie pomoże, ewentualnie zaszkodzi. Mąż Cie przecież nie zapewni, że będzie chciał mieć dziecko, choć teraz nie chce. Trzeba się pogodzić z tym co jest na ten moment, a do tematu wrócić jak będzie odpowiedni czas. Naprawdę takim drążeniem tylko można bardziej zniechęcić.
 
Tak, dałam mu po prostu znać i nie drążę tematu. Tylko faktycznie nie ukrywam, że chciałabym wiedzieć, czy w ogóle są jakieś szanse, bo boję się, że ja sobie narobię nadziei i później ciężko będzie mi się z tego wyplątać.
Dla mnie samej to jest niepewny grunt, ja też się boję, ale chciałam tylko poczytać jak to było u Was...
Pierwsze dziecko było po prostu aniołem, spał, jadł, wszystko extra,oboje chcieliśmy drugie i jest drugie, więc nie mam raczej doświadczeń, o których piszesz. Poza tym, że drugie zupełnie inne, bardzo wymagające. Szybko zdaliśmy sobie sprawę, że nie mamy sił na trzecie choć planowaliśmy w pewnym momencie.
 
Jeju, dziewczyny, albo ja to źle opisałam, albo wyciągacie trochę pochopne wnioski... To nie jest tak, że ja przez rok byłam jakimś potworem. Połóg zniosłam ciężko, owszem. Walczyłam o laktację, przez większość dnia i nocy byłam skazana sama na siebie, bo mąż choć chciał pomóc, to nie mógł za wiele zrobić, bo syn uspokajał się i zasypiał tylko na piersi, do tego był bezsmoczkowy.
Ale z czasem było lepiej, chociaż nocki poprawiły się dopiero przed roczkiem (i to dlatego, że to ja zrobiłam "doktorat" ze snu dziecka i zaczęliśmy wprowadzać pewne zmiany), to w dzień było już znośnie, mogliśmy się z mężem w miarę wymieniać opieką. Moim głównym problemem była depresja, której wtedy nie leczyłam, bo myślałam, że tak po prostu musi być.
Wiele zła wyrządziły też opinie moich rodziców i teściów, ta ciągła presja z ich strony i komentarze, że to nienormalne, żeby dziecko tak płakało. Przez to ja non stop siedziałam na forach i diagnozowałam swojego syna na niestworzone choroby, których wcale nie miał, chodziliśmy po lekarzach, osteopatach, fizjo - po prostu jego płacz jest tak donośny, to mu do tej pory zostało.
Moja mama jeszcze niedawno jak byliśmy u nich na noc nie mogła przeżyć tego, że syn przed zaśnięciem przez 5 minut płakał (był przebodźcowany).
Teraz mnie takie opinie już nie ruszają, jestem dużo bardziej asertywna i po prostu wiem, że jeśli chodzi o te psychiczne kwestie, to przy drugim dziecku byłoby mi łatwiej.
Na pewno z 2 dzieci tak czy siak jest ciężko, więc trudne dni są normalne, ale nie wmówicie mi, że żadna z Was nigdy nie płakała z bezsilności czy nie chowała się w łazience, żeby pokrzyczeć sobie pod prysznicem.
Hmm no to chyba tym bardziej powinnaś o siebie zadbać,wzmocnij zwiększyc Wasze,Twoje i męża szansę na szczęśliwie funkcjonowania z jeszcze większą ilością dzieci. Mam na myśli że leczylas się na depresję. Mi było ciężko gdy pojawiły się bliźnięta (drugie i trzecie) ale chyba nie aż tak? I też ja miałam przerwę,świadoma,3 lata. Gdy starsza córka miała 1,5 roku to jeszcze o tym nie myślałam;) To jest jeszcze malutwnkie dziecko,jeszcze tyle będzie się działo;) No przemysł,na spokojnie to Twoja decyzja ostatecznie.
 
Ja Cię Autorko bardzo rozumiem. Mnie pierwsze dziecko też przeczołgało i też nie raz wychodziłam z domu, żeby ochłonąć, zamiast tkwić we frustracji i się awanturować. Nie widzę w tym niczego złego.
U nas było wiadomo, że chcemy dwoje i mimo, że było trudno, to byliśmy zdecydowani na drugie.
I tak masz rację - podejście przy drugim jest inne. Widzę to po sobie i koleżankach. Nie spinasz się o wszystko, nie walczysz jak głupia o każdą głupotę. Ja zupełnie odpuściłam przy synku jakieś drzemki o konkretnej godzinie, nie jest śpiący to nie śpij, jest to idzie spać. Ile ja się przy córce nafrustrowałam, bo o 13 ma mieć drzemkę, to takie ważne. I siedziałam, lulałam, bujałam jak głupia, bo przecież ona musi spać. Z kp to samo, walka. Z synem nie walczyłam, wyjdzie to wyjdzie, nie to nie.
Poza tym dla mnie przy drugim dziecku mega pomocna była świadomość, że to wszystko minie. Te nieprzespane noce, płacze, krzyki, problemy z brzuszkiem, skoki rozwojowe. Przy pierwszym człowiek to przeżywa jakby świat się kończył. Przy drugim wiedziałam, że to minie. Teraz jest źle, musimy to przetrwać, z każdym dniem będzie lepiej.
I ja nie wierzę w to, że myśli o dziecku można odłożyć. Dziecka się albo chce, albo nie. Ja bym nie potrafiła tak sobie powiedzieć, że teraz to na rok przestaje o tym myśleć.
Pogadaj z mężem jak Ty to widzisz, zapytaj czego się boi i jak moglibyście sobie z tym poradzić, kiedy ewentualnie chciałby wrócić do tematu. Powodzenia 🙂
 
reklama
Mezczyzni maja troche bardziej praktyczne myslenie w tych wzgledach. Aby zapewnic byt rodzinie musza czuc sie bezpiecznie pod wzgledem finansowym. U was szykuje sie duzo zmian. Jak sytuacja sie ustabilizuje, maz poczuje twardy grunt pod nogami to znowu porusz temat. Nie ma co naciskac. Wiem to z wlasnego przykladu.
 
Do góry