reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

jak żyć dalej...

nie wiem dlaczego tak się zdarza i dlaczego tylko "wybranym osobom", można powiedzieć, że wiele alkoholiczek rodzi zdrowe dzieci albo przychodzą na świat maleństwa, które są zaniedbywane, bite itd. i takim osobom jest dane mieć dzidziusia, a my takie nie jesteśmy i straciłyśmy ciąże, a nasze maluszki mogły mieć z nami cudownie... ale może Bóg chciał uchronić nasze maluszki przed czymś gorszym? może miało się urodzić z poważną wadą albo stałoby się coś złego w późniejszej fazie ciąży...nie wiem...nie znam odpowiedzi i raczej nie poznam, ale chyba wolę w ten sposób myśleć, chociaż na razie i tak nie jest mi lżej...
 
reklama
kindzi02 Zgadzam się co do tego co napisałaś,ja własnie sobie tak myslę że moje dzieciątko mogło być chore i przez to Pan Bóg zabrał go do siebie,do innych aniołków.Niby chciał nas może uchronic przed złem ale cóż z tego jak odebrał nam swoją jedyną ukochaną radość.Wcale nam to nie ulżyło bo jakie by dziecko było,czy zdrowe czy chore to napewno byśmy się nią jak najlepiej zajmowali.
 
Minęło 7 miesięcy...7 miesięcy temu leżałam w sali nr 7, sama, po zabiegu.
Zostało mi tylko zdjęcie usg. Ale już bez serduszka.
Mój maluszek nie ma grobu. Nie zaniosę mu znicza, stroika, kwiatów.

Moje dziecko byłoby już na świecie. Już bym urodziła, nosiła na rękach mojego maluszka, tuliła...
W zamian za to siedzę sama w domu i płaczę.


Ile jeszcze...

Nigdy nic nie będzie takie, jak kiedyś...
 
Ostatnia edycja:
Sprobuje odpowiedziec na pytanie tytulowe... Kiedy na kazdym kroku widzialam brzuszki ciezarnych kobiet, maluchy w wozkach i takie chodzace juz za raczki... Boli. Przyjelam terapie szokowa - 3 tygodnie po pierwszym poronieniu, pojechalam do znajomej, ktora 2 miesiace wczesniej urodzila dzieciatko. Wzielam je na rece, tulilam, bawilam sie z nim, patrzylam w jego buzie uparcie nie pozwalajac sobie myslec jak wygladalo by moje dziecko, ktore odeszlo. Cieszylam sie widokiem kobiet w ciazy, bo choc mnie sie nie udalo, one mialy swoje szczescie w sobie... Pisalam... Kiedy ktos mnie zapytal jak zyc po stracie, odpisalam:

wlóz buty na obcasie
i kolczyki
posciel wyprasuj
idz na wywiadówke
powaznie i z namaszczeniem
bez radosci
co usmiechem frywolnym
maluje usta
na bezwstydny karmin
obiad ugotuj z dwóch dan
stól nakryj swiezym obrusem
idz na msze co niedziele
zalóz maske codzienna
zasun story o zmierzchu
by okryly
pustke w twoim zyciu

Kindzi, moje maluszki tez nie maja grobu... W Pl nie powiedziano mi o takiej mozliwosci, prawo UK w ogole jej nie przewiduje. Pierwsze Swieto Zmarlych bylo koszmarne wlasnie daltego.

Az znalazlam wyjscie...

Swieczka zapalona w oknie, dla Bezimiennego Aniolka...
 
Jak dalej żyć? ...wiarą.

Dla wierzących w Zmartwychwstanie Jezusa strata dziecka wcale nie jest łatwiejsza czy mniej bolesna niż dla innych, dla każdego jest to cierpienie, ból, żal i zadawanie sobie pytań: dlaczego?
Nie znajduję odpowiedzi i nie znajduję ukojenia ale nie przestaję wierzyć w to że Jezus nas kocha i nie zrobiłby niczego co nie byłoby oznaką Jego miłości dla nas.

Więc chociaż to trudne, staram się akceptować Jego wybór i dziękować Mu za wszystko, nawet za cierpienie bo przecież On sam wycierpiał więcej niż my wszyscy razem, w czasie Jego męki i teraz - za każdym razem gdy odwracamy się od Niego w egoizmie, lenistwie, złości, braku przebaczenia i wielu innych...

Było mi ciężko przeżywać Bożenarodzenie -bo gdy Dzieciątko Jezus rodziło się, moje dzieciątko umarło. Ale teraz rozumiem że przecież w tym czasie Jezus miał się rodzić w naszych sercach a nie dosłownie jako nowe życie, tak więc ze łzami w oczach przyjęłam Go do siebie - zaadaptowałam, tak jakbym się wymieniła z Bogiem, powiedziałam: Ty Boże zajmij się moim dzieckiem w niebie, a ja zajmę się Twoim w moim sercu. I to pozwoliło mi przetrwać aż do teraz.

Teraz mamy Wielki Post i rozważam mękę Pana Jezusa, łączę się z Maryją - matką która patrzy na śmierć Syna. Oczekuję Zmartwychwstania, nie wiem gdzie mnie to zaprowadzi, ale mam nadzieję że przyniesie pokój i radość bo to przecież najwspanialsza nowina - Jezus zmartwychwstał, pokonał śmierć i my wszyscy również przejdziemy tę drogę. Zginiemy aby żyć wiecznie. I spotkamy się ze wszystkimi.

Na rozważania drogi krzyżowej: http://www.poronienie.pl/Droga_krzyzowa_2009.pdf
 
Znalazłam się tu aby móc porozmawiać z kimś kto przeżył to co ja. Tak marzyłam o 2 ciąży że wkońcu przekonałam męża na 2 dziecko. Choć nie był zbyt chętny bo nie mamy właśnego mieszkania i z pieniedzmi nie zawsze się przelewało. Tak się uparłam na to dziecko że nic do mnie nie dochodziło stwierdziłam że jedno już mamy więc i z drugim damy sobie rade. Tak nadszedł ten dzień brak okresu , test ciążowy, okazało się że byłam w tej upragnionej ciąży. Mimo tych wszystkich problemów boże jaka ja byłam szcześliwa. Czułam się jakbym wygrała milion w lotto. Chodziłam na każde badania jakie lekarz mi kazał dbałam o siebie , i co to dało. tylko ból i cierpienie. W 10 tyg ciąży pojechałam do szpitala zrobiono mi usg i badania ponieważ miałam lekkie krwawienie. Szyjka macicy wszystko było dobrze pamiętam jak lekarka powiedziała" jaka ładna ciąż"a. Zrobiono mi usg też powiedziała że wszystko wporządku nawet pokazała mi jak bije serduszko . Choć co chwila twierdziła że je gubi ale bije i żebym spała spokojnie z dzieckiem nic nie jest. Wróciłam do domu z lekami ale o ile spokojniejsza w drodze do szpitala myślałam że serce mi stanie zaraz. 2 dni poźniej podczas stosunku poleciała krew . Serce mi chyba na chwile staneło. Biegiem do szpitala , przyjecie na oddział z podejrzeniem o poronieniu. A w duszy się modliłam żeby nie była to prawda i prosiłam boga aby tak nie było. Badanie przebiegło bobrze ładna macica wejście zamknięte. Ale usg było dla mnie koszmarem długo nie mówiła co się dzieje patrzała w monitor zadawała pytania . Wkońcu usłyszałam dziecko nie żyje od 3 tygodni, Składając sobie z mężęm życzenia na Boże Narodzenie życzyliśmy sobie aby dziecko było zdrowe i silne.Wtedy nie wiedziałam jeszcze że dziecko nieżyje. Nienawidzę tych świąt. To była najgorsza chwila w moim życiu, świat stanął a ja razem z nim. Pamiętam tylko przeraźliwy płacz i co 5 słowo lekarki. Załamałam się dostałam szoku wyleciałam do męża przytuliłam się i wkółko powtarzałam to samo że to nie może być prawda że ono żyje. Wkońcu położyli mnie na sali miałam czekać na łyżeczkowanie. Siedziałam na łóżku bujałam się i wkółko te same słowa to nie może byś prawda . Płakałam krzyczałam wszystko naraz . Mąż siedział obok i płakał razem ze mną. Dostałam leki uspakajające i uspokoiłam się na chwile . Jedno łyżeczkowanie za 2 dni drugie, bo pierwszym razem się nie udało. Od tamtej pory nie wiem co się ze mną dzieje, cały czas jestem na lekach uspakajających nawet do psychiatry chodzę bo nie daje rady sobie z tym. Nie mogę patrzeć na kobiety w ciąży małe dzieci bo zaraz się dołuje i płacze. Wczoraj dowiedziałam się że znajomy zostaje tatą rozpłakałam się . I myślałam że teraz już bym czuła swoje dziecko byłabym w 5 miesiącu ciąży. I dlaczego się tak stało ,dlaczego ja co ja takiego zrobiłam że straciłam dziecko. Mam jednego skarba kocham ją nad życie , sama swoje bym za nią oddała. Ale z tamtym dzieckiem zmarła część mnie i nie wróci. I czy umie ktoś odpowiedzieć jak dalej żyć i co zrobić z pustką w sercu która mi po tej stracie została.
 
Ostatnia edycja:
nikt Ci nie powie jak masz żyć dalej... to boli, bardzo boli i będzie bolało... niestety... musisz przeżyć żałobę, musisz ją przeżyć tak, jak TY potrzebujesz, płakać, krzyczeć...z doświadczenia i z perspektywy mogę Ci powiedzieć, że można z tym żyć... ja już żyję 9 miesięcy i wiem dobrze, jak Ci teraz ciężko i wiem, że nie uwierzysz, ale da się z tym żyć i znajdziesz wyjście, przejdziesz żałobę i przyzwyczaisz się do tego... nie zapomnisz, bo nie da się zapomnieć, ale to wszystko "zblednie" i ulży Ci. Tego jestem pewna. Będą oczywiście rocznice, termin porodu - dla mnie termin był najtrudniejszy, ale kiedy minął, ulżyło mi. I Ty również dasz radę, choć teraz trudno to sobie wyobrazić... Masz dla kogo żyć, masz dziecko i męża, to jest ogromne wsparcie i wykorzystaj to. Nie obrażaj się na cały świat... Przyjmij pomoc innych. Chociaż wiem, nie będzie to łatwe... Trzymam za Ciebie kciuki. Jeśli chcesz poczytaj sobie:
cały wielki świat | moje chwile z Aniołkiem i bez…

wszystko tu opisywałam...
 
Witam Was!jestem tu nowa,nie wiem gdzie mam szukać pomocy.Nie umiem sobie poradzić sama, nic juz nie wiem.Mam przecudną 5 letnią córeczkę, miesiąc temu dowiedziałam się że jestem w ciąży.Jednak pierwszy lekarz jak to stwierdził" cos tam zaczyna się robić" i tyle, badał okropnie.Drugi raz do niego nie poszłam.2 tyg pózniej poszłam do innego lekarza.Zaczął robić usg, od razu zobaczył zarodek i bijace serduszko.Powiedział,że troche małe,że wychodzi 6 tydzień ale żeby sie nie przejmować.Zarodek miał 4mm,lekko odklejał sie trofoblast.Dał zwolnienie,luteinę i kazał wypoczywać.A w razie plamień dzwonic do niego.Nie miałam plamień, krwawień, nic. Coś mnie dziś tknęło okropnie by isć na usg, mój lekarz w tym dniu nie przyjmował, więc poszłam do innego.Pomyślałam,że zrobi usg uspokoję sie. Szukał, szukał i nic.Jajo płodowe się zwiększylo owszem ale i brak zarodka i serduszka!!!.Nic. Stwierdził, że "musiało się wchłonąć, został jakiś strzęp, coś tam widać ale to nie zarodek mający 8 tyg.".Zadzwoniłam do swojego gina, spytał,czy krwawiłam,plamiłam, ja że nie.Mam przyjść w poniedziałek na usg.Do tego poniedziałku oszaleje.Bez przerwy płacze.Czy jest możliwość, że ginekolog, u którego byłam dziś się pomylił???????
 
reklama
nie wiem, co Ci napisać... wątpię, żeby się pomylił, ale zaczekaj do poniedziałku, wiem, że to niemożliwe, żeby się nie stresować, ja też czekałam kilka dni na kolejne usg, aby potwierdzuć, że serce nie bije, więc wiem, co czujesz, ale Twoje nerwy niczego nie zmienią... taki jest nasz organizm i taka jest natura niestety, to przykre, ale prawdziwe... nie zmienimy tego... Poczekaj do kolejnego usg, zobaczymy, co lekarz powie... I życzę Ci dużo siły i wiem, ze to oklepane, ale naprawdę dasz radę... ja to wiem z doświadczenia...
 
Do góry