Przyznam sie ze wczoraj troche mnie poniosło w szpitalu....
Przyjechałam rano a maluszek spi ... pielegniarka od wejscia mówi ze ładnie zjadł z kubeczka.... i ze troszke ulało mu sie i przed nastepnym karmieniem przebierze go... i ulało owszem ale maluszek miał zimne raczki ... był cały chłodny... leżał w mokrym ubranku i zmarzł.... zmierzyłam temperature 35.9 ...wołam pielegniarke i pytam sie kiedy mu mierzyła temperature ,dlaczego lezy w mokrym ubranku... dziecko jest wyziebione..... widziałam ze az poczerwieniała... nic nie powiedziała
Przebrałam go opatuliłam i po godzinie miał juz 36.8 ... nerwa miała takiego
Wychodze i mówie ze zadzwonie jeszcze a ona ze oczywiscie i ze zmierzy mu temperature za godzine ....
Nie lubie tej pielegniarki... taka młoda a juz taka rutyniara....
Dzis jak małego przystawiłam do piersi to possał z minute ale tak intensywnie ze słychac było jak przełyka ...
No i jak go zwazylismy to az oczy mi sie uśmiechneły... dwa dni temu miał 1810 a dzis 1920.... ciesze sie bardzo...
Pobrali mu znów krew do badania aby sprawdzic poziom żelaza..... Z posiewów nic nie wyhodowano
Wiesz aga... to dzieki tobie tak odwaznie domagam sie właściwej opieki... nie zebym była nie zadowolona....opieka jest fantastyczna , no ale jak wszedzie zdarzaja sie różni ludzie... Dopytuje lekarzy ...jestem tak upierdliwa ze dzis lekarz dał mi ksiazke o problemach wczesniaków ...
))))))) dziekuje Ci agawhite za to ze tu jesteś!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!