Dziewczyny, ja zwariuje z tą pierońską łyżeczką. Już wcześniej pisałam w tym wątku, że moja Hania za nic na świecie nie weźmie łyżeczki do ust. Dawałam jej czas na "dojrzewanie" do łyżeczki, zmieniałam łyżeczkę, zaiwestowałam w łyżeczko-butelkę z canpol lovi, dawałam drugą do zabawy, robiłam z siebie durnia zabawiając, na poważnie też probowałyśmy. I ciepłe...i zimne, i zupkę i deserek i zwykłe mleko. I rano i wieczorem. I na pojedzonego i na głodniaka. W depresji i doskonałym humorze. Nie i koniec. Hania nie tyle nawet nie zje łyżeczką co nawet nie otworzy ust!!!! Widzi łyżeczkę, usta zaciśnięte, jak jakimś cudem coś na siłę wepcham to pluje, płacze, ma odruch wymiotny i wydaje mi się , że nie potrafi zebrać podniebieniem czy językiem z łyżeczki. Lekarz już mnie naucza, że Hania powinna już coraz mniej rozdrobnione pokarmy jeść( 4 zęby) a my na butli. A ona poprostu nie ma odruchu, że jak jej się przystawia łyżeczkę do ust to owtiera je. Wiem , że to może być wina też strasznie bolesnego ząbkowania, ale nie mogę czekać aż skończy ząbkować, bo 2- latki nie naucze jeść łyżeczką za nic na świecie.
Dziewczyny, wesprzyjcie radą, co ja jeszcze mogę zrobić.
Zaznaczam , że metoda " albo zjesz łyżeczką albo wcale" owocuje tylko kilkudniowym postem córci....
Pomóżcie jakoś.....