Nie zrzekłam się. Ochłonęłam, przemyślałam sprawę i postanowiłam że jeszcze raz, a potem będę musiała zrobić długą przerwę.
Ten transfer był podobny do innych. Chyba tylko 3 transfer był najbardziej udziwniony. Wtedy to nawet na akupunkturze byłam i wszelkie możliwe wspomagacze typu embroy glue zastosowałam.
Teraz....z "innych" rzeczy to podali mi czynnik wzrostu domacicznie (ten sam co miałam przy drugiej próbie gdzie miałam ciążę biochemiczną). To preparat na wzrost endometrium, ale jakoś u mnie nie zadziałał, bo endometrium miałam 6 mm w dniu transferu. Oprócz tego mam fraxiparinę i acard (tak jak przy 3 transferze). I tym razem miałam podhodowane zarodki do blastocysty, stąd wiem że przetrwał tylko jeden maluszek z 4.
Pozostałe elementy te same. Ten sam lekarz prowadzący, inny mi transfer robił (ale mi za każdym razem transfer robił inny lekarz), pozostałe leki te same, nawet dawki luteiny mam mniejsze (16 tabletek) - a progesteron mam w okolicach 50 ng/ml, także dość wysoki :-).
A żeby było śmiesznie to ja nic nie czuję, nic. Mdłości brak, zachcianek brak, zmiany koloru brodawek brak...Normalnie zero objawów. Gdyby nie wyniki to bym nie uwierzyła.