aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!! Chyba zaraz wyjdę z siebie i stanę obok. Ale mam nerwa!!!!!
We wrzesniu składaliśmy się na koszulki dla dzieci. Idea była taka że każda klasa w szkole ma mieć koszulki w innym kolorze, a pod koniec roku mają te koszulki dostać do domu. No i ok.
W ubiegłym tygodniu Sebek przyniósł koszulkę do domu i powiedział ze pani kazala wyprać. Dobra, wyprałam, zapakowałam spowrotem do woreczka który przyniósł i dałam dzieciowi.
Na nastepny dzień mlody przyniosł ową koszulkę i powiedzial ze pani się nie podoba woreczek, bo jest potargany. Kuźwa, przyniósł w potarganym to i w potarganym wyniósł. Wkurzylam się już, pokleiłam woreczek (nie miałam innego), zapakowałam koszulkę i kazalam oddać pani.
Na kolejny dzień młody znów przyszedł ze szkoły z koszulką, bo pani nadal nie jest zadowolona z woreczka!!
W tym momencie mój mąż dostal szału, poszedł do sklepu, kupił jednorazówkę, zapakował koszulkę do niej i dal młodemu mówiąc:
"Jak się pani woreczek nadal nie będzie podobał, to ma do mnie zadzwonić, ja jej wszystko wytłumacze"
Młody zaniósł koszulkę.
Zgadnijcie co dzić przyniósł ze szkoły? Kuźwa koszulkę!!!!!!!! Bo przez to tygodniowe noszenie koszulka sie pogniotła i pani się teraz nie podoba że koszulka jest pognieciona, no kur.wicy chyba dostanę.
Mlody powiedział pani, że mama jest w ciazy i nie prasuje juz, tylko suszy w takie maszynie z opcja prasowania. I co usłyszał?
"To niech mama to jeszcze raz przepuści przez tą maszynę"
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! Normalnie mnie rozerwie. Powiedzcie mi jaki jest sens tych przepychanek? Co ona chce udowodnić, przecież za 5 dni jest koniec roku szkolnego i on ta koszulkę dostanie do domu, to niech ona sobie będzie jak krowie z d... wyjeta.
Jestem wsciekła jak osa.