No to może w końcu uda mi się napisać jak to było. Rodziłam w UK, w szpitalu. Na szczęście cała ciąża przebiegała bez problemów. W szpitalu opiekę miałam bardzo dobrą, a w czasie porodu maluszek był monitorowany przez KTG (tutaj CTG) co 10 albo 15 minut - wszystko było z nim dobrze, więc nie była wymagana obecność lekarza. I co ciekawe wcale mi go nie brakowało - była ze mną cały czas położna (na praktyce) i druga odpowiedzialna za całokształt, która przychodziła co 20 minut kontrolować co i jak. Rodziłam z Mężem w pokoju tylko do naszej dyspozycji, tak więc komfortowo.
Pierwsze bóle, ale takie słabiutkie jak na @ to zaczęły się w piątek w południe, od piętnastej były już regularne co 20 minut, od dwudziestej co 10-15, byliśmy na porodówce o pierwszej w nocy, ze skurczami co 5 minut i rozwarciem 1palec(!). Więc po pół godziny pojechaliśmy do domu z poleceniem zjedzenia paracetamolu i kąpieli. No i wytrzymałam tylko trochę, bo o czwartej byliśmy spowrotem, rozwarcie na 1,5 palca, szyjki pęknie zgładzona, skurcze co 5 minut.
Podłączyli nas do KTG, i po 2 godzinach skurcze były już co 10, potem znowu co 15 minut... więc o ósmej rano pojechaliśmy do domu z tabletkami codeiny i na następną kąpiel itd. Miałam dość, ale nie widziałam ze nie ma sensu zostawać w szpitalu dłużej. W domu trochę pospałam między skurczami do trzynastej i potem już były częściej, bo znowu co 5-6-7 minut, o piątej dzwoniliśmy do szpitala, popytać, w końcu przyjechały dwie połozne i sprawdziły co i jak - rozwarcie na dwa palce. I powiedziały że nasz Jasiek to juz dawno gotowy na przyjście na świat, ale coś z tą szyjką nie tak - i możliwe że po mojej elektrokoaguologii (10 lat temu) tak się działo. Pomasowały szyjkę, zbadały mnie i powiedziały że niedługo się zobaczymy na porodówce.No i faktycznie o dwudziestej pierwszej byłam przyjęta na oddział. No i się zaczęło...
Siedzenie na piłce (okropnie bolą na niej skurcze) oddychanie mieszanką tlenu i podlenku azotu (nawet fajne, ale nie wiem czy to działało przeciwbólowo...) w końcu poprosiłam o ten zastrzyk przeciwbólowy (bo chciałam uniknąć tego znieczulenia zzo). Fakt że tez nie jetem pewna czy to działało. Ale źrenice miałam podobno jak szpileczki:-).Generalnie poród to wyczerpująca rzecz, tym bardziej że wszystko trw\ało dość długo, ale wsparcie położnych i osoby towarzyszącej to bardzo ważna rzecz i bardzo pomaga.
W końcu chyba po mniej więcej 40 minutach skurczy partych Jasiek był z nami, Dostał 9 punktów bo miał ciałko różowe, ale rączki i nóżki niebieskie.
Niestety po tym zastrzyku znieczulającym miał problemy z przysysaniem do piersi (efekt zastrzyku minął dopiero po około 24 godzinach). Po wszystkim dostałam tosty z dżemem, herbate, przygotowano mi kąpiel i w końcu trafiliśmy na oddział poporodowy. A tam położne na każde zawołanie i zawsze miłe i słuzące pomocą.
No i to tyle - może trochę przydługi opis, ale może dziewczyną które mają rodzić w UK coś pomoże...
POzdrawiam (szczęśliwa mama 12 dniowego Maluszka

)