reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Opowieści z porodówek

Teraz ja...
14.10.2010 r. około godziny 19 jestem na KTG i czuję pierwszy skurcz, jeszcze nie wiem co to... lekarz pyta się- na kiedy termin, odpowiadam- na jutro, on śmieje się- no to wszystko zgodnie z planem.
Po powrocie do domu skurcze, nie boli brzuch, ani krzyż, boli tyłek... nic sobie z tego nie robię... przecież wczoraj lekarka mówiła, że zero szans na szybki poród, że szyja długa i rozwarcia brak, więc myślę, że to te przepowiadające, co to ich nie miałam...
Godzina 22.45 zamiast siku cienka stróżka z pochwy, wstaję nadal się sączy, wołam na spokojnie męża, mówię mu ze łzami w oczach (ze szczęścia oczywiście), że już za kilka godzin zostanie Ojcem :-) Szybki prysznic, dogolenie i w drogę. W międzyczasie zajeżdżamy do miejscowego szpitala, do upragnionego ponad 70 km, wolę sprawdzić czy wszystko OK.
15.10.2010, godz. 1 w nocy trafiam na porodówkę. Położna od razu nie przypada mi do gustu, słyszę jak rozmawia przez telefon, że ta z ... mogła zadzwonić zanim przyjechała, to by się jej powiedziało, że miejsc nie ma. Nie ustalamy żadnych szczegółów, nie rozmawiamy o niczym, nic nie wiem, mnóstwo pytań od różnych ludzi, którzy pojawiają się i znikają. Jestem ciągle dzielna :-) Zaczyna coraz bardziej bolec, około 3.00 mam dość, a to dopiero 3 cm. Masaż szyjki, prysznic, piłka, wyję z bólu. Położna mówi mi, że ten okropny jaszczur co to mam go wytatuowanego na pewno bardziej bolał... Pytam o ZZO- dowiaduje się, że ona rodziła bez i żyje... Całe moje pozytywne nastawienie znika, zaczynam histeryzować, błagam męża o pomoc. 5 rano jest 5 cm. Proszę o ZZO, przychodzi lekarz, badanie, zwijam się z bólu, krzyczę- on nic, krzyczę głośniej- on nic, zaczynam wyć wniebogłosy- bada dalej, drę się RATUJCIE LUDZIE!!! :-D dostałam po pysku otrzeźwiacza :-D
Ledwo wytrzymuję skurcze przy zakładaniu ZZO, a nie wolno się ruszać... Zaczyna działać, ale nie tak jak myślałam, dalej to czuję, tylko tyle, że jestem w stanie to znieść. Na KTG zaczyna słabnąc tętno Dzidzi. Wołam położną, ona woła lekarza, kręcą porozumiewawczo głowami, bo przecież mi mówili, że jak wezmę ZZO to pewnie skończy się cesarką. Chwilę patrzą w monitor i szybka decyzja- tniemy. Wszystko dzieje się błyskawicznie. Narkoza.Zasypiam z brzuchem na sali pełnej ludzi. Budzę się bez brzucha, z personelu zostali tylko anestezjolodzy. Pytam o Synka- piękny, czy zdrowy? 10 pkt Apgar, mąż, już wie? - już dawno siedzi przy Małym i się nim zachwyca.
Wiozą mnie z powrotem na porodówkę, bo na położniczym nie ma miejsc. Mąż przywozi Synka :-D Jest zawinięty w różowy kocyk, odsłaniają Go... i zdarzył się CUD, już jesteś z nami, bardzo Cię kochamy :-D
 
reklama
A wiec Kochane ja tak szybciutko do poki mam czas(mala spi).W poniedzialek mialam zglosic sie juz do szpitala bo bylabym 9 dni po terminie...no i nie doczekalam:) w piatek kolo godz.23 zaczely sie skurcze,najpierw co 10 min.pozniej rowniutko co 3 minutki wytrzymalam tak do 2 w nocy,pozniej zdecydowalam ze juz jednak nie ma co czekac-czas jechac do szpitala.Przyjeli mnie bylo rozwarcie juz na 4 cm.polozylam sie i zaczelo sie! Podlaczyli mi Oxy konska dawke,meczylam sie ze brak mi slow doslownie :/ cale szczescie ze moj Marek byl przy porodzie ze mna(porod rodzinny)! polozna musiala wlozyc mi reke i odepchnac malej glowe,bo wszystko zablokowala i nie mogly mi wody odejsc,pozniej kombinowanie z boku na bok,skakanie na pilce....rozwarcie na 7 cm....i co i ...DUPA jednym slowem!! Ja wykonczona,kilka lekarzy przyszlo pobadali ze mala zaklinowala sie jakos glowka i decyzja o godz.12 w poludnie ze bedzie cesarka.(meczylam sie 10 godz.!) o 12:30 zabrali mnie na cesarke,znieczulenie w kregoslup i 12:44 Nadia byla juz z nami,zero bolu-tak moge rodzic:)) zostalismy 2 doby w szpitalu i puscili nas do domku.Rana troszke ciagnie ale tak poza tym jest wszystko wporzadku.Boje sie tylko bo wczoraj nie wiem jakim cudem i kiedy pociaglam za nic od szwu i do polowy mi sie wyciagnal :/ mam nadzieje ze rana sie nie rozejdzie(w piatek mam jechac na zdjecie). No i mala jest na butli bo u mnie lipa z mlekiem....
No ale najwazniejsze ze juz mam to wszystko za soba i malutka jest juz z nami! :) budzi sie co 3 godzinki ,butla zmiana pieluchy i dalej w kimonko :)
 
W takim razie korzystając z chwili wolnego opiszę swój poród.
Jak wiecie termin porodu dawno minął , a moje dziecię jak siedzialo w brzuchu tak siedzi. Minął już 41 tc i kazano mi sie zgłosic do szpitala. Dnia 12.10.2010 stawilam się i polozono mnie na patologie ciązy. Zrobiono kilka badan usg , ktg i postanowiono ,ze założą mi cewnik tzn. balonik do pochwy , napelniony wodą aby otworzyc ujscie. To byl bardzo kiepski pomysl. Zblizal się wieczór , a ja zaczelam czuć sie coraz gorzej. Mialam skurcze bolesne , które w nocy doszly do regularnych co 3 minuty. Poszlam do połoznych i powiedzialam o tym, ale pani stwierdzila ,ze nic nie moze zrobic , bo ten cewnik musi sam wypasc - wtedy znaczy ze ujscie jest otwarte. Zaczęłam więc spacerowac po korytarzy z nadzieja ,ze wypadnie (bo przecież leżąć w łóżku to mało prawdopodobne!) i że zajmą sie mną. Niestety , połozna wygonila mnie do łózka mówiąc ,ze byc moze jutro bede rodzic , po tych testach OCT i ze jak ja sobie to wyobrazam , przeciez nie bede miec sily. Wkurzylam sie na maxa. Jak ja do cholery mam spac kiedy mam skurcze bolesne co 3 minuty. Na to pytanie niestety nie uzyskalam odpowiedzi. No i tak przemeczylam sie do rana . Cewnik nie wypadł, ja nie zmrużyłam oka.
Rano przyjechała moja położna. Zbadała mnie i powiedziala ,ze bez sensu ten cewnik mi dali , bo szyjka jest jeszcze za długa i cewnik sam nie wyjdzie nawet jak ujście sie troche otworzy. Była zła ,ze musialam się męczyć i nie spalam całą noc. Ja się poryczałam ,bo jak ta oxytocyna zaskoczy to skąd ja niby wezmę siły zeby urodzić.
W każdym razie dnia 13.10.2010r. o godz. ok 8-mej zabrano mnie na porodówke, podłączono do ktg i podano kroplówkę. Było całkiem fajnie siedzialam sobie na worku, piłam wodę, słuchalam i-poda i pisalam smsy. Skurcze byly odczuwalne , ale nie tak bolesne jak w nocy. Po jakiejs godzinie przyszedł lekarz i spojrzał na ktg i oznajmił ,ze skonczymy to porodem :-). Moja położna powiedziala ,ze to chciala usłyszec i dzialamy. Zrobila mi masaż szyjki co wiadomo nie jest przyjemne , potem lewatywka (po której odziwo poczułam sie jakos tak lekko) i znow wrócilam do słuchania muzyczki i pisania smsów. Tylko skurcze byly juz silniejsze i czestsze i wtedy zamykalam oczy i myslalam tylko o prawidłowym oddechu.ok 11-tej odeszły mi wody i od tego momentu skurcze byly juz bardzo bolesne. Połozna zrobilami jeszcze masaz raz czy dwa. Spytalam kiedy mam dzwonic po meża, powiedziala ,zeby przyjechal na 12-tą. O 11.30 ból był juz bardzo bardzo silny a skurcze juz chyba co minutę. Bałam sie ,ze tatus moze nie zdążyc. O 12-tej wszedł na porodówkę, bylam trochę słaba ale zaraz zacząl dopingowac mnie , mówił : oddychaj , oddychaj i faktycznie staralam sie tylko o tym myslec. Połozna podała mi jakis lek przeciwbólowy i czulam sie troche otępiona po tym. Mówiła ,ze jak ból bedzie jeszcze nie do wytrzymania to poda mi jeszcze coś. Nie myslalam o tym , chcialam to miec juz za sobą. Poczułam ,ze muszę przec i usłyszalam pozwolenie. Zaczęłam przec z calych sil. Za pierwszym razem jednak chyba kiepsko to zrobilam , bo mi polozna wytlumaczyla jak to trzeba robic. za drugim razem bylo juz lepiej , czulam jak dziecko przesuwa sie we mnie. Niestety trzeba było naciąc krocze i zaraz po tym , na nastepnym i jeszcze jednym skurczu partym (myslalam juz tylko o tym ,ze jeszcze ten jeden party i wreszcie bede miala go przy sobie , tylko musze to zrobic porzadnie , ten ostatni raz przec!) .... dzieciatko wyszlo!!!!!. usłyszalam jęk dziecka ale nie plakal. Od razu spojrzalam na malego i zobaczylam ze ma owinietą pępowine na szyi. przerazilam sie , ale natychmiast wyplątała go z tej pępowiny i maluszek wrzasnął :-).
Położyła mi go na brzuchu. Był cudny , czarne bujne włoski, ciemna karnacja... byłam przeszczęśliwa :-).... wzruszylam się. Tatus przeciął pępowinę i malenstwo zabrano. Urodzilam jeszcze łozysko , bylo cale więc mnie nie łyżeczkowali. Po tym przyszla lekarka i zaczęła mnie szyc - koszmar :-( . byla nieprzyjemna i pomimo znieczulenia miejscowego bolało okropnie. Cos tam jej tez nie wyszlo więc jakis szew rozcięła i zszyła na nowo. Myslalam ,ze zwariuję.
W koncu przyszły z moim synkiem i od razu spytalam czy wszystko w porządku.... połozna usmiechnęła sie i powiedziala 10 na 10. zrozumialam :-) Byłam w szoku jak powiedziala ,ze maly wazy 3700 (wiecej niż twierdził mój gin), 57cm dł.
Wreszcie miałam go w ramionach .... był boski i taki absolutnie mój!!!!!
Dorian przyszedł na świat 13.10.2010roku o godz. 12.30
 
Ostatnia edycja:
ja juz rozpakowana

ale napisze jak to było u mnie z tym porodem
od początku
....Wiec 14.10-miałam wizyte u gin.
Rano na 9:00 pojechałam z mężem do lekarza
on czekał a ja potem weszłam
Powiedziałam mu ze czuje skurcze co 15min i coraz bardziej boli a w kroczu czuje jakby główka schodziła
kazał siąść na fotel,to po zaraz usiadłam(oczywiscie po zdj.spodni i bielizny)
i rozwarcie było na 2cm,główka dziecka rzeczywiscie juz bardzo nisko
posłuchał jeszcze tętna małej i powiedział zebym nie czekała az bede miec skurcze co 10,5min bo nie zdąże
a ze to 38t.to nie potrzebuje skierowania

Wrócilismy jeszcze do domu,zjadłam dopiero bo wczesniej nie mogłam nic przełknąć,pojechalismy z mężem jeszcze do LEROY...po karnisz
pomyslałam ze jak jeszcze pochodze to cos ruszy...
po powrocie obiad,jeszcze przyszykowałam do walizki to,czego nie miałam ale dopiero wieczorem ok 19:30-20:00 pojechalismy do szpitala
Hm,rozwarcie dalej było na 2cm gdy badała mnie połozna na IP(izbie przyjęć),zaprowadziła na 4p gdzie jest oddział połozniczy,porodówka..a mąż wrócił do domu
Na ktg nie było mocnych skurczy,połozna badała znów rozwarcie...a lekarka przeprowadziła wywiad
no i jak połozna powiedziała ze lekarz mnie "zbałamucił"bo wg niej rozwarcie dalej na 2cm ale szyjka długa i twarda to ja powiedziałam ze 2l temu przyjecchałam ze skurczami co 10min,na porodówce ustały i po tyg spedzonym na septyku dopiero dostałam tych regul.i wtedy urodziłam to miodp.ze mogłam teraz tez poczekac w domu
choc moja intuicja mi podpowiadała ze jednak dobrze ze przyjechałam bo moze jednak urodze teraz
Zaprowadzono mnie na oddział połozniczy,byłam w sali z fajnymi dziewczynami
1.miała juz dziecko przy sobie,2 w ciąży i 2 po porodzie ale bez dzieci na sali
W nocy niestety nie mogłam spac,bo po 1-
1,.noc w szpitalu
po 2.łózko szpitalne do całkiem wygodnych nie należy
a po 3)dzidzius tak sie wiercił ze w jakiekolwiek pozycji czułam ruchy,nie dawała mi dzidzia spac
a skurcze chwilowo ustapiły
......................rano w pt.był obchód,jedna dziewczyna z sali poszła na porodówke-na wywołąnie porodu bo była po terminie
Ja miałąm bad.na fotelu-badała mnie lekarka,ale była tak niedelikatna ze bolało jak cholera
myslałam ze gdyby mogła to by przebiła mi macice
rozwarcie po nocy o 1cm wiecej ale szyjka dalej długa
i zalecono mi......chodzenie po schodach
miałam jeszcze USG
waga wg tego wyszła 2900z czyms ale potem zapisał na kartce 3100z czyms
spytałam o płec -potwierdził ze córeczka i na 100%smilie1.gif
stan łozyska II/III
Po badaniach akurat szłam z 3-4x na 1p (do sklepu tam)i z powrotem na 4p
wiec później poczułam ze znów mam skurcze co 15min,o 12:00 co 10
poszłam do połoznej,zbadała -rozw.,dalej na 3cm -zaleciła prysznic ale taki dłuzszy i ..przysiady
no i zaczeło sie...skurcze co 5min-znów badanie-bolało jak cholera
ze nie byłam w stanie stac prosto,a co dopiero isc
az sie popłakałam-łzy same mi napływaly do oczu
rozwarcie na 4cm i decyzja-idziemy na porodówke
ale musiałam poczekac jeszcze bo były tam porody(sa tam tylko 3 "boksy"smilie3.gifpołozna z oddziału połozn.powiedziała ze przyjdzie po mnie
Przed 15:00 byłam na porodówce,czekałam jeszcze na wolny boks,potem przypieli mnie do ktg,dojechał mąż
yupiiiiiiiii udało sie-chciałam rodzic w dzień i z mężem(poród rodzinny 2l temu był jeszcze płatny-110-115zł a teraz juz bezpłatny)
no i ok 15:10 zaczeła sie cała akcja (tak mam zapis.w książeczce córeczki)
zaraz zwolnił sie boks i poszliśmy
znów badanie,rozwarcie na 5cm juz
w czasie skurczy robiłam półprzysiady opierając sie o sciane
ale potem nie dałam rady,bo bolało bardziej ze tylko lezałam
połozna mówiła ze nie musze lezec,ale tak było mi wygodniej
miałam znów ktg
mąż masował krzyz-choc w tym przypadku miałam tylko skurcze i bóle brzuszne-ze tak ujme
jak czułam ten ból to łapałam sie za te boki przy łózku zaciskając zęby a po chwili przypomniałam sobie ze mam oddychac
pomagało
maż cos opowiadał,ale jak miałam te skurcze juz co 3,2min nie byłam w stanie odpowiadac na co moj F."ok,nie mow ni tylko oddychaj"
W koncu było ok 16:30 jak połozna pow.ze jest na 9cm a ja zaskoczona ze to juz?
powiedziała bym sie połozyła na boku(na prawym akurat lezałam),nogi zgiete a w czasie skurczu dzwigac jedną i podciagac do klatki piersiowej oddych.przy tym
no to ok,maż nawet mi trzymała noge-i potem zdziwienie bo skurcze były a za chwile---czuje parcie,przestraszona ze mi dziecko samo wyjdzie a połozna na moment poszła tam gdzie siedzą przy tym swim "biurku"
mowie Fabianowi"ja czuje parcie"on-"oddychaj"
a ja"ale wychodzi mi,zawołaj połozną"
to zawołał ale takim głosem ze nieusłyszała by bo sam pewnie był zaskoczony ze juz
ale połozna juz była ,powiedziała zebym nie parła teraz tylko oddychała
latwo mówic..jak czułam ze dziecko samo wychodzi
i powiedziała ze bardzo ładnie,sama tez zaskoczona ze tak szybciutko sama miałam parte
przygotowała sie do odebrania,była tez młoda b.fajna lekarka
połozna do mnie"pani Aniu,prosze teraz nie przec,tylko oddychac,sapka..."ipokazała jak
--bo choc to moj 3 poród to jednak inny niz 2.poprzednie
i czując te bóle zapomina sie o tym,co sie wiedziało
Ah pytała,czy w razie czego moze mnie naciąc,czy sie zgadzam,bo kiedys sie nie pytało tylko nacinało i robiło swoje a teraz o wszystko sie pytają
odpowiedziałam,ze jesli bedzie koniecznosc to oczywiscie
nie chciałabym aby dziecku było ciezko przechodzic lub gdyby miało mnie "rozszarpac"-ze tak ujme
Ale obyło sie bez nacięcia
no i teraz kazała mi przec,2parcia i ...JEST CÓRECZKA
smilie1.gifMY szczesliwismilie1.gifmąż znów nie chciał przeciąć pepowiny,bo dla Niego to jak "uciecie palca",ale wazne ze byłsmilie1.gifpołozna przecieła
powiedziała ze coreczka mała ale nie az tak bardzo
zaraz mi połozyła na piersiach
cudowne uczucie,to ciepło dzidziusia i ten zapachsmilie1.gif
i połozna mówi"pani Aniu,jest pani bardzo dzielna,poród expresowy,jest pani stworzona do rodzenia dzieci"
i pytanie"to kiedy nastepny?"na co ja"wystarczy 3."
a lekarka"a jeszcze syn by sie przydał 2."-bo wiedziała juz ze mamy w domu syna i corke ,jak tez przypomniał mąż a lekarka"ale dla równowagi jeszcze jeden"
smilie1.gif akurat póki co na 3.kończymy
bardzo sie ciesze ze trafiłam na tak super połozną
ta co była przy porodzie Weroniki tez była ok,ale ta teraz to dopiero naprawde połozna z powołania-wg mnie
Mąż poszedł zaraz z lekarką by byc przy bad.dziecka a ja jeszcze -3parcia i juz"urodziłam"łozysko
potem jeszcze lezałam na korytarzu porodowym
dostałam zastrzyk-oxytocyne na skurczanie sie macicy
podj.mąż z córeczką
Połozna dała mi jeszcze córeczke,sama juz przystawiłam Ją do piersi
a ona na to"a pani juz wie ja,jest pani doswiadczona juz"
Potem przyjechała lekarka po małą,zapytałam jeszcze o wage bo Fabian z wrazenia zapomniał
waga-3270g,53cm,10pkt
hmm mniejsza od Weroniki,drobniutka ale wazne ze zdrowa
i bez naciecia urodziłam
i wzieła niunie na noworodki a ja jeszcze lezałam
pow.mojemu ze moze jechac do domu,a ja sie b.dobrze czułam a po 19:00 zabrali mnie na oddział na moją sale
A ze ur.o takiej godzinie to noc byłam bez dziecka ale na nast dzien juz po 5:00 poszłam na noworodki po córeczke
Dali mi Ją ,na sali chciałam nakarmic ale juz dali jej mleko(NAN daja u nas)-bo sie jeszcze ulało
spała a ok 7 czy ciut poozniej dostawiłam do piersi
i zaraz zabierali dzieci z sali do kąpania i badań
A po 9;00 przwozili
moja znów spała,znów sie ulało i pewnie znów dali Jej mleko
ale reszte dnia juz miałam przy sobie
wiekszosci spała choc popol.z 3x płakała,piersi nie chciała,juz myslałam ze bede musiała isc po mleko sztuczne ale ponosiłam najpierw i zasneła
W naszym tyskim szpitalu kiedys (jeszcze 2l temu)moznma było zostawiac dziecko na noc na noworodkach nawet na cały czas pobytu w szpitalu ale w dzien z matką
a teraz wprowadzono ROOMING-IN(jesli dobrze napisałam)ze dziecko moze byc na noworodkach 1 noc,zeby poporodzie odpoczac ,w 2 noc jeszcze tez choc juz im sie nie podoba ale nast juz z matka na sali
ja sie ciesze ze mialam córeczke na sali bo bynajmniej karmiłam piersią i nie musial nikt podawac mleka sztucnego
Miała jeszcze bad,słuchu-wyszło w normie
ja czekałam na dzien wyjscia,bo nie bylam tez do konca pewna czy uda sie wyjsc w tym dniu
u nas musza byc 3pełne doby dziecka,ale niewiedziałam czy nie bedzie miec zółtaczki
akurat we wtorek była pediatra i mowiła ze wazy juz 3900--ja
icon_eek.gif
bo nie mogła tyle przybrac wiec poprawiła sie,bo zle przeczytała
waga 3170(najnizsza w 2.była 3060-tak mam wpis.w ksiazeczce zdrowia)
ogolnie wszystko ok,mam nadzieje ze nie ma niedoczynn.tarczycy (no ogolnie zadnych z chorob ktorych wyniki wysyłali do W-wy o ile dobrze pamietam-czyli jeszcze fenyloketonuria i cos na "m")
no a za 4tyg do ortopedy
no wiec wyszłysmy,i o porodzie tylko przypomina mi to,ze mam juz córeczke i ..chwilami jeszcze czuje obkurczanie sie macicy ale pozatym jest OK
 
Oki to teraz może ja w wielkim przyspieszeniu.
Sprzątam sobie w sobotę M3 i jakos tak mnie zaczą bardzo delikatnie jak na @ pobolewać brzuch ale już tak wcześniej było więc ja nic. Tak gdzieś od 11 przestał i pojawiły się delikatne skurcze tak co 10 min. Dotrwałam do 13:00 budzę M bo spał po służbie i mówie że trzeba jakiś plan obmyśleć bo ja mam skurcze regularne coraz silnejsze a on jutro (niedzielę) znów na służbę. Szybka akcja zakupów, załatwiania opieki nad Emilką na niedzielę ja mycie, golenie itd. itp. i o 16:00 ze skurczami takimi znośnymi ale co 5 min byłam na IP. Pani mnie opisała, wypytała i potem na sale porodową. Tam mnie położna zbadała (cud kobieta) mówi że rozwarcie na 3-4 cm i że trochę jeszcze potrwa. Położyła mnie pod KTG i leżałam tak przez godzinę serduszko pieknie biło, skurcze co 3-5 min tak do 60 ale też znośne. Po godzinie pod KTG położna mówi że teraz sobie pochodzę po korytarzu ( akurat M przyszedł bo załatwił kogoś do córci) , podziałamy na piłce może prysznic i zobaczymy. Ale zanim wstałam to mówi że jeszcze zobaczy jak tam się sprawy mają a tu suprice :):) rodzimy :):). Szybka aklcja szykowania wszystkiego jeszcze 2 skurcze już parte, przy 2 skurczu odeszły wody a za 3 skurczem Krzyś był już na świecie. w II etap porodu mam wpisany czas 5 min :) M blady na korytarzu czekał zanim się jeszcze wszystko zaczęło (nie chciałam żeby był przy porodzie) ale lekarz, który szedł akurat do mnie zgarnął go ze sobą i mieliśmy poród rodzinny :) Trzymał mnie dzielnie za rękę, a jak już było po wszystkim to mówił że przeżycie niesamowite, że emocji tyle, że taka bezsilność (przestraszył się jak wody odeszły, bał się że coś mi się złego dzieje :)) a jaka radość jak już Krzyś leżał u mnie na brzuszku. Były ze mną dwie położne obie super. Obeszło się bez nacinania ale pod koniec troszkę pękła mi skóra więc załozyli mi 1 szew, którego już nie mam bo zdjęła go położna w domu na wizycie.
 
18 pazdziernika -to byl 39 i 3 dzien ciazy- postanowilismy podjechac na izbe przyjec bo troszke krwawilam i nie czulam ruchow. Tam zrobili mi USG-lozysko cale, wszystko oki, KTG nie wyszlo najlepiej , widoczne skurcze 40-50 ale to podobno nic nie znaczy. Nie podobal im sie zapis dziecka-Tetno dziecka bylo jak to okreslili zbyt jednostajne, zbadal mnie lekarz i stwierdzil ze mnie zatrzymaja na obserwacje.

Mialam liczyc ruchy i wieczorem o 20 jeszcze reaz mnie do KTG podlaczyli, znowy nieciekawy zapis. poszlam spac. O 24 obudzil mnie bol brzucha jak na okres, mysle sobie maly sie rozpycha. ale mierze ten bol i jest -co 10, 5, 10 , 5 minut. Poszlam do lazienki, zobaczylam troche krwi wiec mysle sobie oho sie zaczyna:)

poszlam do poloznej i mowie ze boli mnie brzuch i troche krwawie, ona ze to nic zebym sie polozyla i czekala.
Doszlam do konca korytarza i slysze PYK-zaczely mi odchodzic wody, no to wracam i mowie ze wody mi odeszly- prosze sie spakowac i polozyc podlaczymy pod KTG i zaraz pojedziemy na dol na porodowke.

Jak juz mnie podlaczyla to czuje ze skurcze sie wzmogly, juz byly bolesne, juz musialam oddychac( byla godzina 1sza), ledwo wytrzymalam pod tym KTG bo czulam straszne parcie do lazienki:/, spakowalam sie, zadzwonilam po meza na ktorym pietrze bede i pojechalismy winda na poodowke, tam oczywiscie badanko- 4cm rozwarcia. KTG- znowu nieciekawy zapis.
maz przyszedl i liczyl mi czas skurczy- poprosilam zeby mnie odpieli bo musze do lazienki, dala mi czopek na wyproznienie. wrocilam znowu KTG ale naszczescie juz moglam poskakac na pilce, skurcze co 3 minuty, 110%. Oddychalam jak szalona:)
skurcze zaczely troche slabnac wiec podala mi zastrzyk z oksytocyny i wtedy to juz poszlo, momentalnie skurcze parte, na lozko i rodzimy:) samo parcie 10 minut ale qrcze masakra byla, myslalam ze nie wypre go , bardzo polozna pomogla.naciela krocze i bardzo dobrze bo ja czulam ze mnie rozerwie zaraz.oczywiscie ciagle pod KTG bylam podpieta, zapis taki sobie byl. o 3.15 Mateuszek byl z nami. 4090kg i 58 cm:) 10 ptk.
Bardzo szybko poszlo:) tak to ja moge rodzic. w sumie od 1szej skurcze mocne wiec caly bol trwal 2 godziny i 15 minut:)

pozniej bylo szycie, maz poszedl z malym na badanie i zaraz wrocili , maly do cyca i pelnia szczescia:)
 
Chyba w końcu i ja jestem gotowa opisać swój poród:-) nie polecam jednak czytania tego jeszcze nierozpakowanym i nikomu nie życzę takich przeżyć!
Wszystko zaczęło się 8 października, czyli w dniu mojego terminu z OM. Rano pojechałam na wizytę do swojej ginki, gdzie usłyszałam, że szyjka w stanie 1,5 – 2 -2 , więc niewiele postępu od poprzedniej wizyty:/ Ginka postanowiła zadziałać – ostrzegła, że to może być nieprzyjemne i zaserwowała mi masaż szyjki: faktycznie nie należało to do przyjemności, ale nie bolało na szczęście. Po powrocie do domu już zaczynał boleć mnie brzuch, a w toalecie odkryłam na wkładce brązowawe upławy. Położyłam się na małą drzemkę, a po niej brzuszek jakby trochę odpuścił, więc stwierdziłam, że nie będę się na nic nakręcać... Około 17ej przyjechała moja przyjaciółka, na której weselu niedawno byłam, bo chciała pochwalić się zdjęciami ze ślubu i zabawy – i tak nam zeszło na oglądaniu i plotkowaniu do 20ej. Co najśmieszniejsze, w międzyczasie zerkałam na zegarek, bo miałam wrażenie, że twardnieje mi brzuś i to wg zegarka dość regularnie, co ok. 15-20 minut ale wcale nieboleśnie; zresztą nawet męża pytałam czy to twardnienia czy tylko młoda się tak wypina:-D Wieczorem oglądaliśmy „Epokę lodowcową” przy misce popcornu i, jak wiecie, upiłam małżowi kilka łyczków prawdziwego piwka; chyba to mnie tak rozluźniło;-) Po 22ej M już zasypiał na stojąco i namawiał, żeby już pójść spać, ale ja miałam oczy jak 5zł. W końcu o 23ej wstałam wziąć witaminki i chciałam położyć się spać, ale jak szybko się położyłam tak szybko wstałam, bo skurcz mnie postawił na baczność!!! No i tak się zaczęło... najpierw co jakieś 5-7minut, potem około 1ej zaczęły się częstsze skurcze, co ok. 3minuty. W międzyczasie dopakowywałam torbę i powoli się szykowałam, gdyby (jak sobie wtedy myślałam:-D) miało sie to rozejść po kościach;D No, ale sie nie rozeszło i przed 3 rano wyruszyliśmy na IP. Decyzja czy mają to być Słubice czy Dębno była prosta: Dębno bo bliżej a skurcze wydawały mi się już całkiem porządne (przy każdym kucałam, bo to przynosiło jakąś ulgę). Na IP wiadomo, najpierw papierologia i windą na drugie piętro na oddział. Marek pojechał ze mną i miałam nadzieję, że może jednak nie pojedzie na dniówkę do pracy i zostanie ze mną, ale wyszło niestety inaczej... a może na szczęście... Na oddziale następne „100 pytań do...”, między innymi:
- „Co ile minut są skurcze?”
- „Co 3 minuty”
- „To dzisiaj nic z tego nie będzie!!!” (pomyślałam sobie, no to super!!!!!:baffled:)
albo:
- „Zawód?”
- „Anglistka” (i tutaj zapytałam czy skoro nic z tego jeszcze nie będzie to czy mogę wrócić do domu, bo po co na oddziale miejsce blokować i usłyszałam:)
- No patrz, wydaje się jej, że w Nowym Jorku jest, że będą ją przyjmować i wypisywać tysiąc razy jak nic się nie dzieje!!!)
...:eek::eek::eek:i tu już pozbyłam się zupełnie złudzeń na jakiekolwiek miłe wspomnienia z tego szpitalnego przybytku... Tym bardziej, ze po badaniu, lekarz orzekł 3cm rozwarcia i położył mnie na patologię. Było około 5rano. Zajęłam ostatnie z czterech łóżek. Piguła podpięła mnie pod KTG i kazała leżeć... a skurcze dawały w kość – głupio było mi jęczeć (jak jeszcze mogłam chodzić to lżej było je znosić, mogłam kucnąć albo jęknąć sobie w toalecie:sorry:) więc starałam się głęboko oddychać i cierpiałam w milczeniu do 8rano. Wtedy przyszła piguła (nowa zmiana, ale niewiele lepsza od poprzedniej:///) zerknęła na KTG, gdzie sqrcze pisały się na poziomie 100% i wzięła mnie na porodówkę, po drodze obiecując jeszcze lewatywę, co mnie ucieszyło, bo zawsze to komfort psychiczny, ale znowu wyszło inaczej... bo w pokoju przygotowawczym, jak to określono, położyłam się na wyrku do badania i okazało się, że z 3cm zrobiło sie 8cm i na lewatywę za późno!!! Zaświeciła mi się lampka: „Już blisko końca!!!” Ludzie naiwni są;D Trafiłam na samolot porodowy i znowu zawinięto mnie w pasy KTG...hip hip hura:cool: spytałam czy mogę na piłkę czy chociaż pochodzić, ale absolutnie mi zabroniono:crazy: No i tak leżałam i starałam się godnie znosić ból, godnie czyli oddychając tak jak uczyli mnie na SR w Słubicach, ale za każdy oddech inny niż „głęboki do brzucha”, wolny i spokojny byłam tyrana... a co z sapaniem, dyszeniem itp itd???????? No cóż... sama chciałam do Dębna... Coś się ruszyło dopiero około 10ej, bo położne „obsługujące mnie” zawołały resztę ekipy... Znowu zaświtała nadzieja, że chyba koniec cierpień blisko, ale gdzie tam... Jak zaczęły się parte, odczułam ulgę, nie powiem, bo w końcu miałam mieć wpływ na to, co się działo. Jak się okazało wpływ miałam mieć marginalny, bo parłam i parłam i parłam i tylko krzyczeli, że źle bo główka nie schodzi, że za słabo, że „tak jakbyś kupę na środku pokoju robiła” (a jak ja niby prę??????), że NIC Z TEGO NIE BĘDZIE........... to była masakra... jak to usłyszałam, poprosiłam, żeby pozwoliły mi wstać, że może główka się obniży, ale gdzie tam... więc dalej leżałam i próbowałam, aż ZACZĘŁO ZANIKAĆ TĘTNO MALEŃKIEJ!!!!!!!! No to wszyscy w krzyk: „Głęboko oddychaj!!! Do brzucha!!! Dotleniaj dziecko!!!” A niby co ja robiłam????:cool:W końcu nie miałam już sił... tym bardziej, że wszyscy mieli miny mało obiecujące... Lekarz tylko chodził z założonymi za plecami rękami w te i we wte, patrzył to w jedno okno, to w podłogę, to w drugie okno... Zaczęłam krzyczeć, żeby mi pomogli! No to z łaską wielką jedna położna podparła mi plecy (łóżko było oczywiście na płasko:-() druga zaczęła naciskać na brzuch, a ja dawałam z siebie wszystko... Niestety nic to nie dało... Ja zaczęłam już panikować, bo tętno dziecka cały czas szalało i naprawdę zaczęłam się bać o córeczkę! Zaczęłam krzyczeć, żeby coś zrobili!!!!!!! Bo tylko chodzili wokół pokoju i nic mi nie mówili, ani co się dzieje, ani co zamierzają, NIC!!! Chyba w końcu do nich dotarło, że zaraz zacznę płakać i postanowili zadziałać... byłam już tak ogłupiała z tego bólu i bezsilności, że na widok próżnociągu, który wyglądał jak karabin na wodę dla dzieci na Śmigusa Dyngusa, miałam ochotę się roześmiać:/ Przyjemne to nie było, że się tak wyrażę... ale było już mi wszystko jedno co ze mną robią, oby tylko wyciągnęli maleństwo, bo tętno było cały czas nierówne i momentami zanikało... Parłam z całych sił, lekarz „montował” to swoje urządzenie o ile dobrze pamiętam chyba 3razy – ZNOWU NA NIC:sad: w tym momencie naprawdę zaczęłam panikować, już nie miałam siły hamować płaczu, krzyczałam, żeby ratowali dziecko... ale kiedy usłyszałam hasło „cesarka” zaczęłam jęczeć, że ja nie chcę... i cały czas na szczytach skurczy próbowałam przeć. Nie pamiętam nawet czy jakoś zareagowałam, kiedy usłyszałam, że nie mogą dodzwonić się na jakiś tam oddział, żeby ściągnąć anestezjologa. Wtedy już nawet nie próbowałam panować nad sobą, więc wszyscy na piętrze chyba słyszeli, kiedy miałam skurcz. Wsadzili mnie na wózek i przewieźli na salę operacyjną, gdzie w końcu pojawił się pożądany gość od usypiania, położyłam się na łóżku, zobaczyłam zbliżającą się do twarzy maskę i po chwili ... obudziłam się na pooperacyjnej:-p Maleńka została mi „urodzona” o 11:51, 9go października 2010 w 40tyg ciąży. Ważyła 3150g i miała 51cm długości:-D
Na obchodzie w niedzielę rano spytałam lekarza (był ten sam, który odbierał poród), czy to była moja wina, że doszło do cc??? Usłyszałam, że nie, że maleństwo było tak ułożone (buźką, wpisali w książeczce „odwrócony mechanizm porodowy”), że miałam małe szanse jako pierworódka je urodzić...:no:
Ogólnie miałam pecha bo trafiłam na tą akurat położną odbierającą poród(bo asystująca była w porządku. W sobotę wieczorem miałam „przyjemność” słuchać, jak rodziła dziewczyna z inną położną oczywiście i w ruch szła i piłka i wszelkie inne możliwe „ułatwiacze porodu”, łącznie z jakimiś czopkami przeciwbólowymi... A moja nadawała cały czas o tym, jak to chcą zamknąć szpital, wprowadzić jakiś inny system wynagrodzeń,że niby dostawałyby ok.1000zł za miesiąc (później na normalnej Sali rozmawiałam z jedną dziewczyną na ten temat i doszłyśmy do wniosku, że 500zł to dla niej za dużo). Za to opieka na noworodkowym w większości rewelacyjna!!!
Na chwilę obecną i myślę, że chyba jeszcze wiele przyszłych chwil stwierdzam, że córcia mi wystarczy:tak::yes::tak:
Przydługie, ale to też do domowego archiwum, więc upraszam wybaczenia:rofl2:
 
To teraz ja opiszę swój poród.
18 października mój małż miał imieniny. Od rana krzątałam się po kuchni i piekłam ciasta, przygotowywałam obiad i sprzątałam. Przyszli rodzice i rodzeństwo. Nic nie zapowiadało żeby coś się miało zacząć. Teście nawet mówili że urodzę w połowie listopada. Tego dnia wydawało mi się że brzuch jakiś inny kształt przybrał ale małż tego nie widział. Po wyjściu gości trochę posiedziałam przed kompem i poszłam się umyć. Była 22.50 i pod prysznicem wydawało mi się że coś mi wyciekło ale już nie wiedziałam czy to mogą być wody czy po prostu mocz bo mały cisnął na pęcherz. Zawołałam małża no ale co on mógł wiedzieć. Wyszłam z wanny i położyłam się do łóżka. Poczułam że znowu coś leci. Poszłam się załatwić i stwierdziłam że dopakuję torbę tak na wszelki wypadek. Podczas pakowania poleciało tak że musiałam z ręcznikiem między nogami latać i już wiedziałam że to wody. Były przejrzyste i bezzapachowe więc spokojnie powiedziałam małżowi że pójdę się podgolić i jak się wyszykuję to pojedziemy bo mamy na to 2 godziny. Podczas golenia wypłynął czop. Chociaż to pewnie jego część tylko była. Taki mały glutek. W samochodzie zaczęłam odczuwać skurcze. Po dotarciu do szpitala podłączyli mnie pod ktg i położna stwierdziła że to nie skurcze tylko napinania macicy, rozwarcie na 2 cm. Byliśmy tam o 24 i powiedzieli że poród nie zacznie się wcześniej niż o 13-14, na pewno nie w nocy tylko jak będzie pełna obsada. Tak więc ja miałam iść się położyć a małż do domu. Te "napinania" były dość bolesne ale tragedii nie było. Jazda zaczęła się jak położyłam się na łóżku. Dostałam takich skurczy że nie mogłam leżeć, chodziłam, schylałam się, starałam się oddychać. Bolało okrutnie. Chodziłam po korytarzu nie wiem ile czasu i stękałam. Momentami prawie kładłam się na kaloryferze i taką mnie zobaczył lekarz i zabrał na badanie. Rozwarcie było na 3 cm. Dalej chodziłam i cierpiałam. Jestem dość odporna na ból ale bolało koszmarnie. W pewnym momencie stwierdziłam że kij z tym czy to tylko napinania (nie wyobrażałam sobie jak w takim razie bolą skurcze). Poszłam do położnej i powiedziałam że ja już nie mogę i tak boli że nie wytrzymuję. Zbadała mnie, rozwarcie na 5 cm. Zrobiła lewatywę. Poszłam się wypróżnić. Wszystko było fajnie jak siedziałam na kibelku (no poza tym że zaczęłam wymiotować jabłkiem które zjadłam ok 21), jak tylko spróbowałam wstać to taki skurcz mnie łapał że prawie mdlałam. Nie wiem ile tam siedziałam ale nie byłam w stanie wyjść. Nawet położna pytała czy wszystko ok. Kiedy wreszcie udało mi się wyjść poszłam na sale porodową do wanny. Jak siedziałam w wannie przyszły bóle parte. Straszne. W dodatku położna zabroniła przeć. Kazała zadzwonić po męża więc zadzwoniłam i powiedziałam że jak chce być przy porodzie to niech się spieszy. W sumie nie docierało do mnie że to już. Zresztą byłam półprzytomna z bólu. Wyszłam z wanny, zbadała mnie i kazała oprzeć się o kaloryfer i bujać biodrami żeby główka zeszła. Potem poszłam na łóżko. Małż przyjechał jak już parłam. Było ciężko. Myślałam że nie dam rady. Czułam jakby mnie tam rozrywało. Od momentu przyjazdu małża po pól godzinie przyszedł na świat Bartuś.
Starałam się słuchać położnej za co mnie pochwaliła. Jak już wyszła główka położna powiedziała "o boże" i wiedziałam że coś jest nie tak ale nie pytałam a ona nic nie mówiła. Dopiero po kilku dniach powiedziała nam że mały miał wokół szyi owiniętą pępowinę. Ale i tak 10 pkt dostał.
Nie zostałam nacięta ale pękłam w środku. Szycie nie bolało, jedynie zakładanie czegoś metalowego chyba na rozszerzenie żeby lekarz mógł zszyć. W pewnym momencie zawołał położną i powiedział że nie da się z tym nic zrobić. Po chwili dodał że sam nie da rady. Krocze boli do tej pory.
Podczas porodu małż chyba mnie głaskał. Szczerze mówiąc nie wiem dokładnie bo średnio kontaktowałam. Głowę miałam zwróconą w drugą stronę i skupiałam się na tym żeby wykonywać polecenia położnej. Ona sobie gdzieś tam wychodziła. Przy stoliku siedziały sobie jakieś dwie inne i rozmawiały prawie że przy kawie że natura to trochę inaczej powinna wymyślić. Jak przychodził skurcz to parłam. Naprawdę myślałam że nie dam rady.
Co mnie zszokowało to wygląd tego wszystkiego na dole po porodzie. Wargi rozciągnięte, szczególnie jedna była dłuuuga i bałam się że tak zostanie. Opuchlizna tego wszystkiego masakryczna, także odbytu. Teraz boli ale wargi wróciły na swoje miejsce i opuchlizna też zeszła. Na początku myślałam że szwy są tylko w środku ale po zejściu opuchlizny czuję supełki. Chciałabym żeby już się rozpuściły.
Jak na razie nie chciałabym przeżywać tego po raz drugi.

Na pocieszenie dla wszystkich jeszcze nie rozpakowanych nie dla wszystkich poród jest tak bolesny. Widziałam dziewczynę która z 8 cm rozwarciem biegała beztrosko po korytarzu :D Niektóre rodzą przy jednym partym. Także nie wykluczone że was nie będzie bolało.
 
Moje drogie!
Ja praktycnie nie mam czasu wchodzic, bo każdą wolną chwile w dzien wykorzystuje na drzemki;)
Termin miałam na 2 pazdziernika, w nocy z 31 na 1 pazdziernika mialam bardzo wysokie cisnienie (150/.100) , wymioty i silne bole glowy, ktore mnie obudzily nad ranem. Takze decyzja, że jedziemy do szpitala, bo nie wolno olewac takich niepokojacych objawow. Przyjeli mnie, dostalam kroplowki przez dzien i sie polepszylo, że nic mi nie było juz, jednak zostalam w szpitalu, gdyz bylam w terminie. Skurczy byla znikoma ilosc na ktg, na obchodzie slyszalam tylko- czekamy na skurcze. I tak ciagle nic, w czwartek ordynator zarzadzila wywolywanie porodu kroplowka naskurczowa, ktore skonczylo sie niepowodzeniem, skurcze mialam, ale bezbolesne praktycznie i przez 6 godzin zrobilo mi sie rozwarcie tylko na 2 cm. Decyzja- powrot na oddzial patologii ciazy. Zdolowalam sie, juz myslalam, ze doczekam swojego Skarba. I znowu to smao- cxzekanie- to bylo najgorsze... 9 dni po terminie - 11.10. ordynator rano na obchodzie mowi, ze znowu prowokazja jednak juz z przebiciem pecherze plodowego. Ale bylo mi goraco pamietam to jak dzis. Balam sie okropnie, ale bylam podekscytowana ze w koncu ujrze moja Niunie ;-) na porodowce bylam od 9.30- Mąż byl ze mna, bardzo mi pomagal swoja obecnoscia, wspieral, masowal, mielismy salke rodzinna, prawie jak pokoj hihi, no i sie zaczelo skurcze nie do wytrzymania, ale od 9.30 do 20 zrobilo sie rozwarcie tlyko na 5 cm, wiec o 20 decyzja o cesarce. Balam sie jak nie wiem co, zabieg odbyl sie w znieczuleniu od pasa w dol, praktyczne czulam jak mi grzebia w brzuchu jednak nie bylo to bolesne - dziwne uczucie ;P i tak 11.10.10 o 20:12 przyszla na swiat moja kochana Wiktoria ;-) ale bol po cesarce tez nie do wytrzymania przez pierwsze dni po zabiegu, ale dobrze ze sie skonczxylo cesarka, bo z tego co lekarz mowil, Malutka miala odwrotnie ustawiona glowke niz powinna- organizm najwidoczniej bronil dolnego wyjscia ;-) opieka byla nieciekawa, w ogole nie interesowaly sie pielegniarki, nie oferowaly pomocy a widzialy jak cierpialam wraz z kolezanka z lozka obok. Ale to sie nie liczylo- najwazniejsze ze Wiktoria byla ze mna. Cesarke mialam w poniedzialek a wyszlysmy w czwartek, wiec w miare szybko po porodzie przez cesarke;-) przebywalam od 1 do 14 pazdziernika w szpitalu, troszke sie nasiedzialam, ale warto bylo czekac dla tego Malego Skarba ;-) Pozdrawiam Was serdecznie ;-)
 
Ostatnia edycja:
reklama
dołączę swoją relację.
Termin miałam na 22.09 ale doktorka coś spartaczyła przy obliczeniach i po pobycie w szpitalu uznano że mam jeszcze czas co najmniej dwa tygodnie bo z usg wyszło na 10.10
w czwartek 07.10 pojechałam do szpitala bo zaczynałam już czuć słabiej ruchy. Zresztą miałam już dość tego oczekiwania:sorry2:oczywiście dotarłam tam dopiero na 18 bo mąż się z pracy nie mógł wyrwać. Po drodze kupiłam olej rycynowy bo byłam przekonana że tego dnia jeszcze nie podejmą decyzji o wywołaniu więc spróbuje sama coś zdziałać, ale się pomyliłam:eek:. Lekarz uznał że nie ma na co czekać bo jest już po terminie sporo a jeśli nawet nie to w terminie. Na noc założyli mi cewnik foleya czy coś takiego co miało doprowadzić do rozwarcia na 3 palce. strasznie się tego bałam bo wcześniej jak byłam w szpitalu to dziewczyny które miały to zakładane strasznie jęczały że to boli. Jak się okazało założenia w ogóle nie poczułam a potem to może ze dwa razy zabolało jak bym miała skurcze:sorry2:było ok:tak::tak:
Rano o 7 podłączyli mi kroplówkę i ktg na którym wyszło że i bez kroplówki mam skurcze co 5 minut więc akcja zaczęła się sama. ale ja nic nie czułam. Obok rodziła dziewczyna którą bardzo bolało a ktg skurczów nie wykazywało. :sorry2:(a props ona urodził o 10.30 - też szybko) M. dojechał do mnie dopiero na 11 ale to już akcja się rozwineła konkretnie bo miałam może ze trzy skurczeco 3 minuty a za chwilę już co minutę. siedziałam sobie na piłce. Lekarzy na dyżurze było 3 i każdy mówił co innego w każdym bądź razie stwierdzili że jeszcze tak szybko nie urodzę bo głowa nie schodzi.:crazy:
gdzieś koło godziny 12 tak mi się słabo zrobiło że musiałam się położyć, a położne mówiły że jak będę leżeć to będzie trwać dłużej. Ale ja nie mogłam zejść z łóżka . Więc pozwoliły mi uklęknąć na łóżku. Bolało tak że prawie gryzłam poduszkę.I całe szczęście że nie zeszłam bo bym urodziła na podłogę. Dwa skurcze parte i mały wyskoczył a położna stała z brzytwą w ręku zaskoczona bo nie zdążyła zrobić nacięcia. (no i teraz cierpię z tego powodu ech) Żaden lekarz tez nie zdążył dobiec:sorry2: dopiero na zszywanie:-D:-D Zdziwieni że to już:eek:

I tak przyszedł na świat Krzysztof waga 3600 55 cm

no i coś co miało trwać ich zdaniem bardzo długo nie trwało nawet 5 minut:szok::szok::szok:
całe szczęście już mam to za sobą:rofl2::cool:
 
Do góry