no to póki mam natchnienie to opisze moją przygode ;-)
6 stycznia byłam już 4 dni po terminie i rodzice i mąż zaczęli mnie męczyć zebym pojechała do szpitala na kontrole czy wszystko ojest oki no i ise ugiełam i pojechałam.
w szpitalu lekarz mnie zbadał, USG, przepływy i ręcznie na koniec - zrobił mi masarz szyjki - miałam juz i tak 2 cm rozwarcia - po czym przyjeli mnie na ginekologie na obserwację na jeden dzień
lerzałam tam od 18 i tak jakoś jakbym skurcze poczuła - żadko bo żadko ale się wystraszyłam .
koło 22 Michał pojechał do domu bo nie mógł już ze mną siedzieć i poszłam do pokoju, lezałam i czytałam gazete a tu skurcze coraz częstsze i mocniejsze. przez godzine liczyłam sobie skurcze i były co 4 minuty i trwały około minuty !!! poszłam po lekarza i podłaczyli mnie pod ktg i około 1 w nocy okazało się że biora mnie na porodówke - więc ja szybko w panice za telefon i do Michała ze ma natychmiast przyjezdzać. zadzwoniłam też po swoją położną żeby przyjechała i tak sobie leżałam...... skurcze mi troszke około 3 w nocy ucischły i podłączono mnie pod oksy ! więc dopiero się zaczęła jazda !!! ból niesamowity ! zwłaszcza ze miałam skurcze krzyżowe !! nie wiedziałam czy płakać czy krzyczeć czy co !!! ja mysąlłam ze to już niedługo koniec a się okazało ze skurcze nie mają nawet połowy takiej siły jaką mieć powinny !!!! maaasakra ! przyszedł obejżec mnie lekarz i okazało ze że dopiero 4 cm rozwarcia - więc połozna przykulała mi piłke i musiałam w rozkroku na niej siedzieć zeby rozwarcie zwiększyć i tak do 7.40 siedziałam na piłce. !!! wczesniej chodziłam po korytarzu z godzine, później godzina prysznicu..... a jak nie miałam już siły to na piłkę.
wkońcu miałam 9 cm rozwarcia, wzieli mnie na łóżko,. przebili pęcherz z wodami i zaczeła się dopiero akcja......
wyłam tak że sobie gardło zdarłam, ale naszczęście tylko 3 parcie i Amelka była już ze mną o godzinie 7.55 !!! tzn z nami... połozyli mi Amelcie na brzuszku i odrazu przystawili do cycusia !!!
fakt że poród nie był lekki to to że był przy mnie Michał i mogłam się na nim oprzeć bardzo dużo mi dawało ! sama chyba bym się już dawno poddała... dziwne ze nie krępowały nas nawet takie sytuacje że Michał trzymał mi tackę do której ja wymiotowałam po znieczuleniu - Dolarganie !!! obecność Męza przy porodzie to bardzo dobry pomysł..a pomyślec że poczatkowo chciałam rodzic sama
za dużo z Michałem nie rozmawialismy - wystarczyła mi jego obecność, silne ramiona i czasem słowo wsparcia i otuchy ze jeszcze tylko troszkę !
Michałowi dwa razy zrobiło się słabo - raz jak miała skurcze to chyba z wrażenia albo zmęczenia musiał usiąść i położne mu kawe zrobiły a drugi raz słabo mu się zrobiło jak już było po wszystkim i przypadkiem kuknął na moje szyte własnie krocze (niestety musieli mnie naciać czego wsumie wogóle nie czułam) - ilość krwi chyba go przeraziła !!! ale ogólnie był dzielny.....
jak juz mnie zszyli - przynieśli mi Amelcie i tak 2 godziny sobie z Amelką i z Mężem lezeliśmy na porodówce (bo nie było dla mnie wolnego łózka w szpitalu
) ... później M pojechał do domku a ja cały dzień nie mogłam zasnąć mimo totalnego wyczerpania ! chyba za dużo wrażeń żeby od tak sobie zasnąć .......
hehehe połozna przyszła do mnie i zrobiła mi rumianek bo jak stwioerdziła "po takich okrzykach na pewno boli Panią gardełko" hehe to fakt ! gardło miałam tak zdarte ze dwa dni chrypkę miałam

ale to było silniejsze odemnie - nie chciałam krzyczec ale przy skurczach partych to, ten krzyk sam wychodził ze mnie - nawet nie wiedziałam ze tak głośno potrafię !!!
może opis nie jest zbyt spójny ale nie umiem pisac poematów !
wkażdym razie nie wspominam porodu dobrze ale najwazniejsze że ból wynagrodziła mi tysiąckrotnie nasza mała Amelcia ! dla takiego cudeńska warto przeżyć nawet taki ból !
6 stycznia byłam już 4 dni po terminie i rodzice i mąż zaczęli mnie męczyć zebym pojechała do szpitala na kontrole czy wszystko ojest oki no i ise ugiełam i pojechałam.
w szpitalu lekarz mnie zbadał, USG, przepływy i ręcznie na koniec - zrobił mi masarz szyjki - miałam juz i tak 2 cm rozwarcia - po czym przyjeli mnie na ginekologie na obserwację na jeden dzień
lerzałam tam od 18 i tak jakoś jakbym skurcze poczuła - żadko bo żadko ale się wystraszyłam .
koło 22 Michał pojechał do domu bo nie mógł już ze mną siedzieć i poszłam do pokoju, lezałam i czytałam gazete a tu skurcze coraz częstsze i mocniejsze. przez godzine liczyłam sobie skurcze i były co 4 minuty i trwały około minuty !!! poszłam po lekarza i podłaczyli mnie pod ktg i około 1 w nocy okazało się że biora mnie na porodówke - więc ja szybko w panice za telefon i do Michała ze ma natychmiast przyjezdzać. zadzwoniłam też po swoją położną żeby przyjechała i tak sobie leżałam...... skurcze mi troszke około 3 w nocy ucischły i podłączono mnie pod oksy ! więc dopiero się zaczęła jazda !!! ból niesamowity ! zwłaszcza ze miałam skurcze krzyżowe !! nie wiedziałam czy płakać czy krzyczeć czy co !!! ja mysąlłam ze to już niedługo koniec a się okazało ze skurcze nie mają nawet połowy takiej siły jaką mieć powinny !!!! maaasakra ! przyszedł obejżec mnie lekarz i okazało ze że dopiero 4 cm rozwarcia - więc połozna przykulała mi piłke i musiałam w rozkroku na niej siedzieć zeby rozwarcie zwiększyć i tak do 7.40 siedziałam na piłce. !!! wczesniej chodziłam po korytarzu z godzine, później godzina prysznicu..... a jak nie miałam już siły to na piłkę.
wkońcu miałam 9 cm rozwarcia, wzieli mnie na łóżko,. przebili pęcherz z wodami i zaczeła się dopiero akcja......
wyłam tak że sobie gardło zdarłam, ale naszczęście tylko 3 parcie i Amelka była już ze mną o godzinie 7.55 !!! tzn z nami... połozyli mi Amelcie na brzuszku i odrazu przystawili do cycusia !!!
fakt że poród nie był lekki to to że był przy mnie Michał i mogłam się na nim oprzeć bardzo dużo mi dawało ! sama chyba bym się już dawno poddała... dziwne ze nie krępowały nas nawet takie sytuacje że Michał trzymał mi tackę do której ja wymiotowałam po znieczuleniu - Dolarganie !!! obecność Męza przy porodzie to bardzo dobry pomysł..a pomyślec że poczatkowo chciałam rodzic sama
za dużo z Michałem nie rozmawialismy - wystarczyła mi jego obecność, silne ramiona i czasem słowo wsparcia i otuchy ze jeszcze tylko troszkę !
Michałowi dwa razy zrobiło się słabo - raz jak miała skurcze to chyba z wrażenia albo zmęczenia musiał usiąść i położne mu kawe zrobiły a drugi raz słabo mu się zrobiło jak już było po wszystkim i przypadkiem kuknął na moje szyte własnie krocze (niestety musieli mnie naciać czego wsumie wogóle nie czułam) - ilość krwi chyba go przeraziła !!! ale ogólnie był dzielny.....
jak juz mnie zszyli - przynieśli mi Amelcie i tak 2 godziny sobie z Amelką i z Mężem lezeliśmy na porodówce (bo nie było dla mnie wolnego łózka w szpitalu
) ... później M pojechał do domku a ja cały dzień nie mogłam zasnąć mimo totalnego wyczerpania ! chyba za dużo wrażeń żeby od tak sobie zasnąć ....... hehehe połozna przyszła do mnie i zrobiła mi rumianek bo jak stwioerdziła "po takich okrzykach na pewno boli Panią gardełko" hehe to fakt ! gardło miałam tak zdarte ze dwa dni chrypkę miałam


ale to było silniejsze odemnie - nie chciałam krzyczec ale przy skurczach partych to, ten krzyk sam wychodził ze mnie - nawet nie wiedziałam ze tak głośno potrafię !!! może opis nie jest zbyt spójny ale nie umiem pisac poematów !
wkażdym razie nie wspominam porodu dobrze ale najwazniejsze że ból wynagrodziła mi tysiąckrotnie nasza mała Amelcia ! dla takiego cudeńska warto przeżyć nawet taki ból !


a więc.... 
P. Profesor jak mnie zobaczył to zwątpił 
chwilę po tym zjawiła się pani anestezjolog, niech żyje znieczulenie
Leżałam w tej wannie jak wieloryb przyjmując przeróżne pozycje, mój M w tym czasie rozwiązywał krzyżówki i gawędził z położną
Skurcze nasiliły się do tego stopnia, że jeczałam z bólu, trwały nawet ponad 2 min ale przerwy nadal miałam duże więc i czas by nabrać sił. W końcu po dwóch godz dostałam partych, wylazłam z wanny, wrzasnęłam na M, co by wreszcie zaczął uczestniczyć w tym porodzie
, przybrałam pozycję na klęczkach z wypiętym tyłkiem ale skurcze cały czas co 5min, aby je przyspieszyć zaczęłam machać biodrami, M stwierdził że Go kuszę
Ale mój M był ze mną, ściskałam Go za ręke, a on obiecywał, że tym razem dziecko samo wyjdzie. Po dwóch godz w końcu poczułam główkę, ból straszny, czułam jak mnie rozrywało, kilka parć i mały wyszedł. Byłam w tak wielkim szoku, że nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać. M przeciął pępowinę, położne śmiały się że dobrze żywiłam dziecko bo tak grubej jeszcze nie widziały
Ja tylko pytalam: zdrowy, zdrowy?