reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Poród Na Wesoło

reklama
Witam. Ja urodziłam w listopadzie 2012 r. Gdy odeszły mi wody dostałam lewatywe i miałam czekać na rozwój sytuacji po 20 min wzięłam prysznic i byłam w koszuli i szlafroki. Na porodówce pusto. Wróciłam się do pokoju bo zapomniałam bielizny. I tak z majteczkami w RĘCE Lecę do łazienki żeby sie ubrać i pozbierać swoje rzeczy po prysznicu i słyszę że położna wchodzi żeby sprawdzić co i jak. Poszłam do sali porodowej i okazało się ze już mam rozwarcie i trzeba rodzic. Urodziłam ekspresowo. Po wszystkim miałam dostać jakiś zastrzyk kazali mi zacisnąć dłoń żeby żyły było widać ja zaciskam i co się okazało ze majtki dalej mam w RĘCE. Przez cały poród nie zorientowałam się że coś trzymam w ręce. Nie wiem czy wyda Wam się to śmieszne ale my mieliśmy ubaw.
 
Witam kochane mamusie :tak:
U mnie nie było tak wesoło, jestem po dwóch porodach które były dla mnie traumą...niestety, ale za to jestem szczęśliwą mamą cudownej parki. Teraz z mężem oczekujemy z wielką nie cierpliwością (a są 3 miesiące do końca porodu) na córcię:yes:
:-( :(
Jedno tylko powiem ,że panicznie boję się porodu. Mam nadzieję że ten będzie lżejszy i jakże weselszy.
Z waszych opowieści uśmiałam się do łez:rofl:
Oby więcej takich wątków i człowiek już mniej się boi :wink:

860ii09kgy84qv4q.png

iv09io4pd8pealwy.png

88c5vflo0a1hqyeg.png

 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
Urodziłam przez cc pod koniec 36tc. Dzień wcześniej byłam na KTG i ustaleniu terminu cc (dziecko obrócone pośladkowo), nic nie zapowiadało zbliżającego się porodu. Na drugi dzień, w sobotę, pojechaliśmy do teściów z życzeniami, bo akurat wypadała im rocznica ślubu. Nie jadłam zbyt wiele, ponieważ miałam w planach najeść się w domu, koło 20 zaczęliśmy się zbierać, wstałam od stołu i powiedziała "ale ja i tak będę jeszcze frytki robić" i .... odeszły mi wody...:o Dużo wody..:o Mąż stał na przeciwko mnie, patrzył się na mnie i nie wiedział co się dzieje, ja w końcu wyjąkałam, że wody mi odchodzą:o Teściowa w tym czasie rozmawiała z moimi rodzicami, którzy byli na wycieczce, w panice powiedziała, że kończy bo mi wody odeszły, moi rodzice też tam zaczęli podobno panikować;) Chciałam dzwonić do swojego ginekologa, zapytać co robić, bo dziecko źle obrócone, ale nie miałam do niego telefonu, został w domu. Dodzwonilam się do teściów koleżanki, która kiedyś miała tego samego ginekologa, z prośbą żeby skontaktowali się jakoś z synową i podali mi numer do lekarza , bo ja rodzę (koleżanka nie odbierała telefonu). W końcu lekarz kazał spokojnie jechać do szpitala, oczywiście torba spakowana tylko połowicznie, ubranek dla dziecka nie było, ja miałam tylko parę rzeczy. W szpitalu byłam koło 22 z mężem i teściową, po zbadaniu stwierdzili że cc zrobią rano, koło 22.30 zaczęły się dopiero bóle porodowe (szczerze mówiąc przerazało mnie, że mam wytrzymać tak do rana:O), wcześniej nie miałam żadnych skurczy, o 23 kazali mężowi jechać do domu, potem miałam badanie, po nim kazali dzwonić do męża żeby się wracał, bo mam już rozwarcie, rodzę, więc muszą mnie brać szybko na stół. Poszłam, jeszcze do łazienki, w wiadomej sprawie, w między czasie położna waliła mi do drzwi żebym się pospieszyła, bo wszyscy już czekają na sali operacyjnej. Wyszłam i dawaj, na wózek i na salę. Tam gadka rozluźniająca, ale miałam taki stres, że dali mi tlen, bo ledwo oddychałam i cała drżałam:o Córka urodziła się zaraz po północy, odwieźli mnie na salę i poszłam spać, byłam wykończona. Mąż do mnie mówił ale nic do mnie nie docierało. Z jego opowieści wiem, że od położnej dowiedział się wszystkiego na temat dziecka- waga, długość itd., poszedł do auta gdzie czekała teściowa, pyta się go co mamy, syna czy córkę, a on, że nie wie:D, miał jechać do domu, ale teściowa móż, że jak to tak, pojedzie i jutro się dopiero dowie?? Więc wysłała go z powrotem do szpitala. Tam zapytał pielęgniarek, że wszystko wie, ale nie wie jaka płeć, położne się uśmiały:) Następny dzien dowoził mi na raty potrzebne rzeczy, bo pakowali je wspolnie z moją mamą, więc był chaos totalny, w między czasie kończył jeszcze malowanie korytarza, bo robiliśmy mały remoncik przed narodzinami;] No i na koniec, w dniu wyjścia, ubieram się w normalne ciuch, szukam wszędzie spodni i nie ma! Te w których dojechałam do szpitala oddałam do prania, bo były mokre, a mąż z mamą zwalili na siebie nawzajem spakowanie spodni i w końcu nikt ich nie spakował:O No to mąż poszedł do sklepiku szpitalnego i wytłumaczył, że potrzebuje spodni, ale tam mieli tylko piżamy, pytał czy mają coś co będzie chociaż przypominało spodnie, ale nie.... Na szczęście koleżanka z łóżka obok miała spodnie dresowe, pożyczyła mi. Wychodząc miałam na sobie ciążową wzorzystą bluzkę, gruby wełniany sweter, baleriny i szare dresowe, za duże spodnie:D w aucie je sciągnęłam i mąż poszedł je oddać właścicielce. Ja wracałam do domu w majtkach;D pod domem wszyscy czekali na przyjazd pierwszego wnuka, a ja siedziałam w aucie i czekałam na spodnie, dopiero potem ubralam się i wyszliśmy z córeczką:) To tak w skrócie, bo po drodze też by coś smiesznego sie znalazło;)
 
Ostatnia edycja:
17 marca 2000 poszlam na ostatnia wizyte- termin 2 kwietnia. Pani doktor mówi : "zaczął sie poród ma pani pelne rozwarcie; prosze jechać do szpitala....
mnie nic nie boli lekarka nie wezwala pogowia skoro zaczął sie poród
poszlam do domu zrobiłam zakupy; posprztałam.... zaczełam sie zastanawiać może ma racje?
pojechałam do szpitala ; zrobili badania wszytsko ok ..... ale na patologię, buch.... a tam kobitki gadające o poprzednich porodach, ich chorobach..... wypisalam sie na własne życzenie...... wiem to było głupie.. nawet bardzo..... ale co tam........ 25 marca poczułam bóle jak przy okresie..... mądra po szkole rodzenia ( całe dwa spotkania) - bóle przepowiadające...

ale jak zaczeło bardziej boleć to wezwalam ojca i jazda do szpitala.... pomierzyły mnie....- Pani si ena cesarkę kwalifikuję za wąska miednica do rodzenia..... śmieszne...... bardzo śmieszne... dalej połozna ze szkoły rodzenia - uf..... too już lekko pójdzie myślę. A ta robi jakiś wywiad..... masakra.... chcę do toalety bo zaraz sie jej tu zesr..... a ona mówi za chwile musze wypełnić papiery.... nosz kurde papiery czy ja? nagle chlup zielone wody..... Ja pewnie byłam tak samo zielona jak te wody. Położna popatrzyła i mówi.... malej się nie podobało w ciasnej klitce kupkę zrobiła...... ja aha.... za 15 minut mialam swoje 10 apgarów ..... Nie wiem czy wtedy to było śmieszne teraz jest
 
Fajne te wasze opowieści świetnie się czytało oby ich więcej było. U nas niestety było bardzo spokojnie.
 
Pod koniec ciąży przeczytałam cały wątek i miałam nadzieję, że i mój poród będzie łatwy i szybki z zabawnymi sytuacjami w tle. Termin miałam na 28 grudnia, ale bardzo chciałam dotrwać do stycznia, niestety już od 36 tyg miałam rozwarcie i wylądowałam na porodówce ze skurczami. Skurcze okazały się być przepowiadającymi, ale za to były regularne i utrzymały się już do porodu. Wszyscy przepowiadali mi poród w max 38 tygodniu ciąży, a ja od 36 tyg leżałam plackiem i wstawałam tylko do łazienki. Takim sposobem udało mi się donosić do 2 stycznia. W ten dzień zgłosiłam się na porodówkę żeby mnie zbadali, bałam się że wody płodowe mogą być zielone. Kiedy położna stwierdziła rozwarcie na 2-3 cm i skurcze, stwierdziła że ja już rodzę, na nic zdały się moje tłumaczenia, że ja już tak od 36 tygodnia mam. Na porodówce spędziłam 6 godzin podpięta pod ktg...Porażka. Nic się nie działo i dali mnie na patologię, a broniłam się przed tym jak mogłam. O 1 w nocy wchodzę do sali, a tam okazuje się że leży moja znajoma. Na następny dzień miałam wsadzony balon, który wypadł przy oczyszczaniu się. Może i coś przyspieszył, ale rozwarcie było nadal takie samo. Dodam, że skurcze miałam regularne, ale nie bolesne.Kolejnego dnia rano miałam mieć wywoływanie oksytocyną. Nie pozwolili zjeść śniadania, miałam być na czczo. Porodówka była przepełniona i czekałam do 12 zanim dostałam salę. Po męża zadzwoniłam od razu, ale powiedziałam żeby się nie spieszył, bo przecież porody trwają nawet 16 godzin. Przyjechał o 15 i wtedy zaczęły się bolesne skurcze. Przez cały poród byłam podpięta pod ktg i nie mogłam wstać. Pozwolono mi jedynie wejść pod prysznic, który i tak nic nie dał. Mąż próbował mnie rozśmieszać, ale przynosiło to odwrotny skutek. Przydał się jedynie do podawania wody. Byłam strasznie głodna i nie miałam siły, więc zjadłam dwa biszkopty, ohh jak bardzo później tego żałowałam, przy skurczach myślałam że je zwrócę. Skurcze parte były nawet przyjemne. Położna kazała mi przy skurczu kierować głowę w bok,na początku nie wiedziałam dlaczego, ale okazało się że na nią plułam jak wypuszczałam powietrze :D Oczywiście kiedy wychodziła główka spytała czy chcę dotknąć, stanowczo odmówiłam wystarczało mi że widziałam odbicie w drzwiach. Mój mąż dzielnie znosił widok tego odbicia, chodź widziałam że był już blady. Najgorzej było kiedy nie pozwalała przeć i mnie rozciągała żeby główka nie porozrywała mi krocza. Raz podczas parcia tak się zaparłam że straciłam przytomność. Były to dosłownie sekundy, ale cały ból odszedł, nie czułam nawet główki między nogami. Kiedy już wyciągnęli małego poczułam ogromną ulgę i spojrzałam się na męża z uśmiechem, położyli na brzuchu i od razu zabrali, bo nie oddychał. Zakrztusił się wodami i był bardzo blady, dostał 7 pkt. Ważył 3810 i miał 58 cm, więc spory chłop. :D Mój mąż przez cały poród stał za mną, ale jak już urodziłam podszedł z boku, miałam jeszcze urodzić łożysko. Jedno parcie i chlusnęły ze mnie litry krwi, mąż już całkowicie zbladł i mało co się nie osunął na ziemię. Znowu się odsunął do tyłu. :D Troszkę mnie rozerwało w środku i na zewnątrz, więc jeszcze szycie i po sprawie. Niestety wewnątrz położna mnie źle zszyła i do tej pory odczuwam ból a jest już 5 tydzień. Dzisiaj mam wizytę u ginekologa więc wszystko będzie jasne. Małego urodziłam przed 18 więc poszło mi bardzo szybko, a rozwarcie szło w ekspresowym tempie. Nie wyobrażam sobie rodzić sama, dlatego za zbawienie uznaję porody rodzinne. Dla mnie poród był pestką w porównaniu do tego co było później na położniczym. Mały miał podwyższone crp i był na antybiotyku, dlatego wyszliśmy dopiero na 6 dobę. Ale to bym jeszcze przeżyła, największy stres przeszłam kiedy był naświetlany. Biedny wciąż płakał, nie mógł się przyzwyczaić, że ma zasłonięte oczka. W 4 dobie powiedzieli mi, że zostanę wypisana, a mały zostanie w szpitalu, bo na hotelu nie ma miejsc i będę musiała dojeżdżać. Masakra, nie wyobrażałam sobie go samego zostawiać, zwłaszcza że ostatniej doby też miał być naświetlany. Siedziałam i ryczałam z bezsilności. Na szczęście miejsce się znalazło i zostałam w jeden sali z maluszkiem. Kolejne dni w domu wcale nie były łatwiejsze, wszyscy wiedzieli lepiej jak karmić, jak przebierać i jak nosić. Z domu nie wychodziłam, bo nie miał kto zostać z bobasem, czasami nie miałam już siły się nim zajmować. Całe szczęście po trzech tygodniach od porodu zły nastrój minął. Dla mnie było ogromnym zaskoczeniem to, że po porodzie mąż zwracał się do mnie bardzo czule i widać było, że mnie podziwia i jest dumny. Maluch ma już miesiąc, zaczął reagować uśmiechem na mój głos i jest pocieszny.
 
reklama
Czytałam przed 1 porodem, czytam i teraz (termin 11 maj) :)
U mnie z perspektywy czasu też było zabawnie.
Kilka dni przed terminem (11.07) rozpoczęłam generalne porządki, 7.07 przyjechała mi pomóc siostra męża. skończyłyśmy, pojechaliśmy do kina, wróciliśmy, poszłam siku i mówię mężowi, że chyba mi czop odchodzi więc pewnie jeszcze z tydzień do porodu..
Postanowiliśmy sprawdzić czy seks przyspiesza sprawę.

O 23 położyłam się spać, a o 2 obudziły mnie skurcze. Zmierzyłam- co 5 minut, myślę sobie dziwne... mówili, że najpierw są co 10..

Przypomniało mi się, że mamy wyładowane telefony i poszłam szukać ładowarki, s że nie mieliśmy szafy tylko kartony, to było to trudne..
Przyszedł mąż.
-co robisz?
-szukam ładowarki, gdzie ją dałeś?
- nie będę się nad tym zastanawiał w środku nocy
I poszedł spać.
Znalazłam, poszłam się spakować, wypiłam koktajl i myślę sobie- umyję się i jeszcze szybko wyprasuje rzeczy z suszarki.
Skurcze bolały, ale jaksię skupiłam na oddychaniu to było całkiem ok.
Mąż się przebudził ok 4 mówię, że się zaczęło, ale niech śpi skoro to ma trwać 20h, i że na 6 pojedziemy na Mszę omodlić malucha, a po zmianie dyżuru (po 7) do szpitala.

Wrszłam do wanny, pod ciepłą wodą było mi lepiej. Mąż nie umiał już spać, wstał ubrał się, zniósł torby, wraca i pyta co ile mam skurcze, ja, że nie licze.
Policzył (1min skurcz, 1min przerwa) i ponoć kazał mi wy**** z wanny do samochodu, czego nie pamiętam.
Dojechaliśmy przed 6, a tam ciemno, wszyscy śpią. Mąż dobudził jakąś położną. Ja z bólu nie byłam już w stanie mówić.
Przyszła zaspana, ja umieram, a ona
-kochaniutka nie przesadzaj, to są.dopiero bóle średniego natężenia..
Tym mnie dobiła.
W badaniu 3cm rozwarcia...
I myślę sobie- nie ma opcji, nie dam rady...

Kazała wypełniać papiery, ja nie umiałam mówić, ona przysypiała...
Poczułam, że muszę kupę, ona, że mnie zbada i mogę iść.
I obudziła się natychmiast - 7cm
Zadzwoniła po lekarza, mężowi dała papiery "pan to wypisze"
Lekarka chciała zrobić usg, ale nie było za wiele widać, bo dziecko za nisko..
Bada - 9cm i mówi - Panią.na wózek, bo już nie dojdzie...

Na porodówce cały czas kazali nie przeć- wybiła 7 - położne się zmieniały...

Jak przyszła kolejna zmiana to pozwolili przeć i w 40min miałam małą na brzuchu..
Ponoć w tym momencie wróciło we mnie życie, kolory i głos. :)

Od 1 skurczu 6h.

A teraz boję się, że będzie gorzej... ułożenie pośladkowe i lekarz mówi, że jak sie już nie obróci to jak będzie poniżej 4kg to będę rodzić, bo wieloródki rodzą...
 
Do góry