Witajcie, zaglądałam na forum od jakiegoś czasu aż zdecydowałam się zarejestrować i podzielić się z Wami moją historią. Może dzięki temu poczuję się lżej, bo ostatnio czuję, że wariuję.
Mamy z mężem prawie 4letniego syna. "Począł się" natychmiastowo - pierwszy cykl, nawet nie śledziłam dni płodnych. Miałam 26 lat, mąż 38. Zawsze chciałam mieć dużą rodzinę, ale z racji naszych okoliczności wiedziałam, że dwójka dzieci to max. Trójka to raczej marzenie, marzenie... Odkąd Mały skończył 2 lata myślę o drugim, czasem rozmawialiśmy z mężem kiedy zaczynamy starania, czekałam też na sprzyjający czas w pracy, itp. Od trzech miesięcy się staramy.
Z jednej strony cieszę się, że zaczęliśmy starania, z drugiej to trudny czas dla nas jako pary. Starania o dziecko stało się tematem, który nas dzieli zamiast zbliżyć.
Nie kochamy się często, z mojego punktu widzenia chciałabym więcej, ale mąż nie chce, dlatego śledzę dni płodne i owulację, żeby trafić... Mąż chce spontanicznie, ale biorąc pod uwagę naszą częstotliwość stosunków nie do końca się tak da. On się frustruje jak wspominam o dniach płodnych, zamyka się na komunikację, mówi, że mam "projekt" a on tylko jest "dawcą", mówię mu, że go bardzo kocham, że nie chcę, żeby tak się czuł, ale jakby to do niego nie docierało, a ja czuję się niezrozumiana i to mnie najbardziej boli, bo zawsze mogłam na niego liczyć, a teraz nie ma między nami porozumienia.
Proszę doradźcie mi coś. Może przesadzam, może powinnam zmienić perspektywę, wyluzować? Choć mi ciężko, bo bardzo mi zależy...
Pozdrawiam Was ciepło