Witam,
Nasza pierwsza ciąża to była klasyczna wpadka, ot bocian pomylił adresy.
Kiedy dowiedziałam się o ciąży wiedziałam, że mój partner na pewno nie zostawi mnie samej ale nie byłam przekonana czy ułożymy sobie życie razem. Kiedy pokazałam mu pozytywny test zaległa długa cisza. Jednak pobraliśmy się, na świat przyszedł nasz pierworodny i …wciąż jesteśmy razem ;-)
Kiedy byłam jeszcze w ciąży marzyłam o rodzinie przynajmniej model 2+2, w dodatku chciałam by różnica wieku między dziećmi była możliwie minimalna.
Tuż po narodzinach syna podjęłam pierwsze rozmowy w tym kierunku. Mąż mnie szybko zbył argumentując, że muszę odczekać przynajmniej rok po porodzie ze względu na zabieg cesarskiego cięcia. Nie mogłam mu nie przyznać racji, jednak zamierzałam zdać się na zrządzenie losu i nie dbałam o antykoncepcję. Za to mój mąż dbał – stosunek przerywany.
W dniu pierwszych urodzin naszego syna zapytałam kiedy zaczniemy starania. Wtedy mój mąż się przyznał, że tak naprawdę nie ma odwagi na kolejne, nie wie czy damy sobie radę etc., etc. Mój świat wtedy legł w gruzach :-(
Wielokrotnie wracałam do tematu. W miedzy czasie wyszło na jaw, że borykam się z poważnym problemem tarczycowym (choroba Hashimoto) i wszelkie próby zaciążenia są zdecydowanie nie wskazane

ze względy na ryzyko poronienia. Tak więc musiałam się skupić na ustabilizowaniu pracy mojej tarczycy.
W wieczór sylwestrowy 2008roku zapytałam męża czy zrobi mi śliczną małą dziewczynkę – siostrę dla synka.
on: wiesz, że to nie takie proste wybrać płeć…
ja: ok, to zrobisz mi jeszcze jedno DZIECKO?
Przyznał, że na więcej niż dwójkę raczej nie ma ODWAGI. Powiedziałam, że na więcej niż dwójkę to JA raczej nie mam CZASU… (miałam skończone 35lat).
Tej nocy ustaliliśmy, że kiedy już uporam się z problemami endo- zaczniemy działać w tym kierunku. Wtedy też podjęliśmy jeszcze kilka innych ważnych dla nas decyzji.
Na wiosnę 2009 po raz kolejny zmieniłam endokrynologa, wyniki hormonów tarczycowych były co raz lepsze, pojawiło się światełko w tunelu. Mieliśmy zacząć starania po wakacjach. Jednak na początku czerwca wyjechaliśmy na kilka dni i …wtedy zaczął się nasz kolejny mały cud :-)
Dziewczyny, doskonale rozumiem jaka to rozpacz kiedy instynkt macierzyński głośno krzyczy "teraz!" a partner ciągle zwleka
Nie wiem co wpłynęło na mojego męża. Może to, że ciągle drążyłam temat, może widział że bardzo mi zależy, może sugestie rodziny, może zdał sobie w końcu sprawę że nie można chować głowy w piasek i trzeba stawić czoła, może zrozumiał że dążenie do lepszego bytu (lepszy samochód, mieszkanie, telewizor) to błędne koło, może…
Pozdrawiam i życzę powodzenia w negocjacjach

mon