reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

to nie tak miało być...

Kłaczek - no wprost nie mogę się nadziwić jak czytam Twoją historię! Ja też wyszłam za beznadziejnego sadystę, który się pastwił nade mną czasem fizycznie ale psychicznie to już było mistrzostwo! O naszego syna nie dbał i w ogóle z nim nie przebywał a teraz znęca się nad nim psychicznie tak jak kiedyś nade mną, więc dzieciak ucieka od niego gdzie pieprz rośnie! Mieliśmy ślub kościelny i też wbrew woli Boskiej podałam pozew o rozwód i rozwiodłam się. Potem poznałam człowieka, który jest wspaniały! Nie miał co prawda żadnych przejść ale stanowi również bardzo dobry męski wzorzec dla mojego syna rozpuszczonego przez babcie! Też myślałam, że to kara, ale coś za dużo tych kar w moim życiu. Wolę raczej myśleć, że Bóg nawet jeśli istnieje, to nie ingeruje w nasze życie na ziemi. Dał nam wolną wolę i potem nas rozliczy ale teraz życie toczy się własnym torem bez jego ingerencji. Dla mnie dawanie życia i odbieranie go przed przyjściem na świat to bzdura. Myślę, że takie rzeczy reguluje natura i tyle. Był błąd, choroba jakieś niedomaganie naszego organizmu i dzidziuś nie przeżył. Może lepiej niż gdyby miał się urodzić chory lub nie daj Boże upośledzony. Pracuję z takimi osobami i wiem jak to jest. Myślę, że jeszcze może się nam udać chociaż jest to raczej dziełem przypadku ale próbować trzeba dopóki jesteśmy na tym świcie. Można by się poddać, usiąść i płakać ale nie na tym polega życie!
Pozdrawiam i życzę dużo siły i możliwości cieszenia się z drobnych radości jakie daje nam życie :tak:
 
reklama
Bo historie lubią się powielać? Widzisz... Pamiętam czego mnie uczyli na religii - Bóg ma plan wobec każdego z nas, nasza wolna wola może go zmieniać... itd. Po czym nasuwa mi się paradoks kamienia i już nie jestem taka pewna czy religia (jakakolwiek by nie była) to nie jest największy kit ludzkości. Spoko... Zbieram się do pracy - 60km w busie daje do wiwatu. Zwykle uczę się angielskiego z audiokursu, teraz nie potrafię się skupić na nauce. Kłębią się myśli, pytania... Wraca cały koszmar szpitala, mix radości i bólu... Jadę - zaraz mi bus zwieje. Będę wieczorem.
 
Z czasem człowiek przyzwyczaja się trochę do sytuacji i emocje nie są już takie silne. Pragnienie jednak pozostaje i towarzyszy codziennie. Natłok zajęć trochę pomaga ale myśli kłębią się nieustannie wokół tego, że chcesz być matką a twój mąż chce być ojcem! Strach to druga nieodłączna rzecz, zwłaszcza dla nas, które już prawie nie mają czasu. Czy jeszcze zdążę a jak będą jakieś przeszkody, czy leczenie jeszcze ma sens? Czy jeszcze zdążę urodzić to upragnione dziecko? I co z moim mężem? Ja dzieci mam ale on nie! Co będzie jak nigdy nie zostanie ojcem?! Co on czuje? Czy będzie chciał dziecka za wszelką cenę, czy sobie odpuści a po latach będzie żałował? Ta ciągła gonitwa myśli przyprawia o zawrót głowy ale trzeba z tym żyć i łudzić się, że może jednak ...
My jeszcze chcemy podjąć próbę, chociaż wiemy, że wyniki badania nasienia nie są za ciekawe! Towarzyszy mi niecierpliwość. Czekam od jednego badania do drugiego, od jednej wizyty do drugiej, żeby już przyszedł ten czas, że będzie na pewno można się starać i powalczyć o cud!
Trzymam kciuki za Ciebie i za siebie, chociaż często brakuje mi pozytywnego myślenia. Piszę z dziewczynami na wątku "ciąża po poronieniu" to daje ulgę. Przeżyły to samo, czasem kilka razy! Teraz niejedna z nich cieszy się już swoim skarbem lub urodzi lada moment. To jest to światełko w tunelu :blink:
 
Jestem. Dokladnie to - "ja mam dzieci, on nie... Zdążymy?" Dziś w Krakowie takie coś: Mała, może trzyletnia dziewczynka biegnie chodnikiem. Ciemne włoski na pazika, wielkie, ciemne oczka, roześmiana buzia. Zapędziła się do stoiska - dzieci często się zapędzają bo kolorowo i w słońcu błyszczy. Mama zawołała "Zosia! Zosiu chodź!" Cholera... Maleństwo miało mieć na imię Zosia gdyby było dziewczynką... Zamarłam. Znów wyję po kątach. NIe umiem się tego pozbyć.
 
Kłaczek - wszystko jest jeszcze świeże, będzie boleć jak cholera teraz i troszkę mniej "za chwilkę", bo czy tego chcesz czy nie chcesz nauczysz sie żyć z bólem i tęsknotą i tego faktu nie zmienisz. Natomiast ile czasu Ci to zajmie zależy już wyłącznie od Ciebie. Możesz pozostać w tej otchłani, a możesz podnieść głowę wysoko i powiedzieć sobie "dam radę, zrobię badania, dowiem się co było nie tak i spróbuję jeszcze raz." A Twój Aniołek tam wysoko w niebie pokaże innym Aniołkom "To moja Mama" i uśmiechnie się z radością i dumą, że ma tak wspaniałą Mamę.
 
Kłaczku - Lilijanka ma rację. A ja powiem Ci w sekrecie, że jest jedna rzecz, która daje mi nadzieję na to, że jeszcze jest jakaś szansa. Miałam prababcię, która umarła jak ja miałam 22 lata. Ta właśnie prababcia urodziła syna mając prawie 50 lat. Myślała, że to klimakterium a dzidziuś miał już 5 miesięcy. Poszła do lekarza, bo myślała, że ma guza skoro brzuch rośnie. Resztę życia zamartwiała się czy zdąży go wychować! A zmarła dopiero jak chłop miał już drugą żonę i troje dzieci na koncie :-D
Pozdrawiam i życzę wytrwałości. Dzisiaj wieczorem jest szansa, że jeszcze się odezwę.
 
Dziewczyny, ja nie kopię się w swojej żałobie, nie tarzam w poczuciu nieszczęścia, nie rozczulam się nad własnym bólem. Nie. Znam kobiety które miały gorzej - kobiety które nosiły niemal do końca, lub rodziły o czasie i... coś się stało, dzieci nie przeżyły. Wobec takiej sytuacji, zupełnie spokojnie mogę powiedzieć że moja to pikuś - tylko 10 tygodni, z czego w sumie 8 świadomej ciąży, żadnych ruchów świadczących o obecności małej istotki, tylko rzyganko (które paradoksalnie cieszyło jako znak życia), powiększenie piersi, trochę "wzdęty" brzuch - mało czasu, nikłe objawy...
Mam świadomość że czas pozwoli nabrać dystansu, choć nie pozwoli zapomnieć. Mam dodatkowy problem bo jestem deprechowiczem (leczonym swego czasu) i - podobnie jak nałogowcy - żyję w ciągłej "kiwance" z depresją. Ona się czai za każdym winklem, a ja kombinuję jak się z nią minąć. Kiedyś przebudowałam swoje życie, ona zgubiła trop, przez z górą 3 lata trzymałam ją na dystans. Po poronieniu zaczęła się pojawiać - mam dziką ochotę zaszyć się w domu, odciąć od ludzi, zwykłe wstanie z łóżka rano wymaga ostrej mobilizacji, śpię po 2-3 godziny, jem na siłę. A to to ja już znam i nie chcę powtarzać, bo w następnej kolejności zaczynają się rozważania na temat wyjść ostatecznych, myślenie potrafi się przebudować w sposób paradoksalny, więc na siłę wychodzę z domu, jadę do pracy (jestem "na swoim" i mam nie normowany czas) albo robię zakupy, odgruzowuję mieszkanie... Mieszkam sama, TŻ jest w UK. Z kotami dziwnie sie rozmawia, z teściami... nie umiem.
 
No i zatem dobrze trafiłaś - masz nas, my Ciebie :tak::tak::tak: Razem raźniej, lepiej, bezpieczniej. A tą deprechę postaraj się wywalić w najgłębszy kąt tak by nie potrafiła stamtąd wyjśc ;-)
 
Lilijanno, jak na starego krejzola przystało, dłubanie we własnym rozumku mam opanowane. Póki siedzę w domu, gdzie nie ma małych dzieci - mam luz. W miarę. Pozostaje uciekać, unikać tego co nasuwa skojarzenia i w ten sposób przeczekać aż czas znieświeży emocje, wytworzy dystans. Moim pręgierzem jest teraz radość jaką była ta ciąża - radość nie tylko moja bo cieszyliśmy się oboje - i poczucie winy bo zawiodłam również TŻ... A rachunek jest prosty - im większa radość tym głębszy ból - teraz "twarzujemy" wobec siebie nawzajem, trzymamy pion bo jak jedno się rozsypie to drugie też poleci, a na odległość... To kicha. TŻ przylatuje w niedzielę w nocy. Przyznam że cieszę sie i boję zarazem. Cieszę się bo jak znam życie świat zawiruje - polecimy w Polskę na motorkach, urządzimy sobie szalone wakacje, "odepniemy" na jakiś czas to co się stało, ale boję się że ten pion puści jednak w opcji face to face. Staram się zabudować skorupką, ale cholernie to jeszcze kruche.
 
reklama
A może warto razem popłakać i pogadać o tym, stawić temu czoła? I nie zawiodłaś TŻ, bo nie masz zielonego pojęcia czyja to wina, a po drugie nie można tu mówić o żadnej winie. Warto jednak zrobić badania i dociekać dlaczego.
 
Do góry