Dodalabym jeszcze, że plan porodu można sobie wsadzić. Mnie nikt nawet nie zapytał, czy mam, w ogóle o nic mnie nie pytali. Pewnie powinnam się cieszyć, że w ogóle mnie przyjęli, bo miejsc nie było, upychali rodzące po wszystkich oddziałach.
Mnie pytali o plan, ale nie miałam, bo po co. Ja w sumie nie wiedziałam co mnie czeka, wiedziałam, że będzie bolało i tyle

jak mnie podpięli to była 24 prawie, lekkie skurcze, ale ze względu, że noc, to nie mogli za bardzo działać, mocne skurcze miałam gdzieś o 3, miałam piłkę, mogłam skakać, ale ja podziękowałam próbowałam i bardziej bolało. Miałam gaz, ale nie dałam rady z tym współpracować. Pytały, czy zimno, czy chce koc. Niestety przez to, że Lena była jeszcze wysoko, to się dłużyło, czekaliśmy, aż samo się ruszy. Miałam czopek, a chwilę przed partymi dostałam dopiero oxy. To było po 6 już. Zaglądali do mnie, podkłady zmieniali, bo wody leciały jak nie wiem co. Drzemałam trochę. Ogólnie nie narzekam, bo co miały mi poradzić na ból, skurcze trzeba przeżyć i tyle. Narzeczony był przez cały czas, nawet jemu mówili, że może iść do pokoju drugiego, żeby się przespał. Po porodzie czułam się dobrze, a organizm mnie oszukał i zemdlałam, dostałam kroplówkę i leżałam, panie latały, bo się bały o mnie, na drugi dzień już latałam, tylko siedzieć ciężko było. A jeśli trzeba było pomocy to wzywałam, wiadomo jedna zmiana była serio spoko, inna mniej. A przez te 6 dni co byłam, to już się poznałam co i kto

śmieli się ze mnie, że jak przynosili żarcie, to ja spałam tylko z małą

zdjęcie siostrom wysłał narzeczony

wiadomo darłam się, błagałam o cc, że nie dam rady.