Ja tu wyskoczę z prywatą - syn mojej przyjaciółki walczy od 4 lat z rakiem,IV st, nieoperacyjny mózgu i kręgosłupa (medulloblastoma). Jest ciężko ale żyje mimo, że rok temu dawali mu 3mc życia.
Wczoraj umarł szwagier jego mamy. Jej mąż dzwonił do księdza w sprawie pogrzebu brata a gosposia księdza, która jest katechetką - niewiadomo dlaczego - nagadała w szkole,że to umarł Arek

jego rodzeństwa nie było w szkole przez sytuacje z wujkiem i tylko ich dwoje kuzynów było - 10 letni chłopiec i 8 letnią dziewczynka - i wyobraźcie sobie,że dyrektor i nauczyciele składali tym dzieciom kondolencje z powodu śmierci Arka

Gdy dzieci wróciły ze szkoły zapłakane i pytały czy to prawda,że Arek umarł to wybuchła akcja. Tata Arka dzwonił do jego wychowawczyni po wyjaśnienia i wyszło,że to ta katechetka