Postanowilam do was dolaczyc, zaczac mowic...
Stracilam swoja coreczke (mowie tak bo czulam i bardzo chcialam by to byla dziewczynka) w 10 tygodniu ciazy... Gdy pierwszy raz bylam u lekarza to byl 6ty tydzien i bylo widoczne bicie serduszka ... gdy w 10 pojawilo sie plamienie pojechalam do szpitala... tetna juz nie bylo... Gdy moja ginekolog to powiedziala... swiat mi sie w jednym momencie zawalil a lzy nie mogly przestac plynac...
Zostawili mnie w szpitalu, tego samego dnia mialam robiony zabieg pod narkoza... Nie moge nawet tego wspominac, to bylo tak nie dawno... 23.01.2012 ;(
Do tej pory zadaje sobie pytanie czemu? Zastanawiam sie jakby wygladalo nasze malenstwo...
Aktualnie czekam na wyniki histopatologiczne a potem ... zobaczymy...
To bardzo boli, i ten bol nigdy nie zniknie, wkurzajace jest to gdy inni mowia, ze wszystko bedzie dobrze, zebym nie plakala, ze tak musialo sie stac itp... Nie wiedza co czuje, nie wiedza co mysle, nie wiedza jak to boli... Wole zeby milczeli... Przepraszam was ze teraz zakoncze ale lzy splywaja po policzku...
[*] za wszystkie kochane i upragnione aniołki...