Ja nie lubię gdy ktos mi mówi, że bardzo dobrze się trzymam. Ostatnio usłyszałam od koleżanki, że świetnie sobie radzę, że jest duża różnica pomiędzy tym jak wyglądałam i się zachowywałam podczas naszego pierwszego spotkania po śmierci Olgi a tym jak wyglądam teraz. Nie wiem ale czy to nienormalne, że tydzień po pogrzebie dziecka nie byłam w stanie wyjść z domu czy się umalować? Odnoszę wrażenie, że ludziom wydaje się, że jeśli nie płaczę cały czas, wstaję z łóżka, nie chodzę w dresie z tłustymi włosami i bez makijażu to znaczy że czuje się dobrze. A jeśli przypadkiem zdarzy mi się zażartować to już wogóle jest rewelacja i znaczy że zapomniałam o śmierci mojego dziecka...
Myśle sobie, że ludziom wygodnie jest tak myśleć,do tej pory znali nas z innej strony i do takich nas się przyzwyczaili. Lepiej udawać, że jest już dobrze i wmawiając nam jak to sobie dajemy rade zabijają własne wyrzuty sumienia. W końcu nie muszą zmieniać swojego podejścia do nas skoro jest już jak dawniej. Każdy jest super mądry, wie co dla nas dobre, mówi nam jak się zachowywać, co robić. A skąd oni wiedzą jak my się czujemy, co siedzi nam w głowie, jakie mamy myśli, jak pęka nam serce na widok małych dzieci czy gdy ktoś wypowiada imię naszego ukochanego maleństwa?? Bo mądre ksiązki czytali czy interesujący program w tv widzieli?
A wręcz "zabawne" jest gdy ktoś mówi, że wie co czuje. Niby skąd? Nikt kto nie przeżył śmierci dziecka nawet nie jest w stanie wyobrazić sobie co czujemy.
A gdy padają jeszcze przykłady mające pokazać mi, że faktycznie wiedzą co przezywam to szlag mnie trafia. Ostatnio usłyszałam, że jedna z kolezanek, będąca w 5 miesiącu ciąży, wie co czuje bo w 3 miesiącu była w szpitalu na podtrzymaniu-ale nadal jest w ciaży i z pewnością urodzi pięknego dzieciaczka, a druga znowu stwierdziła że również wie ponieważ po urodzeniu syna źle się czuła psychicznie i nie miała na nic ochoty.... Nie ma co, super trafne porównania!