Emy, odbijam buziaki...i oby te "skurczyki" jak najszybciej się uspokoiły... ;-) Ja do ginka idę w czwartek koło 19, więc zobaczymy, co nam teraz wymyśli... Na razie powolutku "żegnam się" z oczyszczankiem - na początku miałam niezłą "masakrę piłą łańcuchową" (nawet nie wiedziałam, że można tyle krwi i "wątróbki" z siebie wyrzucić - przepraszam, jeśli któraś czuje się zniesmaczona, ale ten drugi raz naprawdę mocno dał mi się we znaki, aż mało w szpitalu nie wylądowałam, bo baliśmy się z moim M., żebym jakiegoś krwotoku nie dostała), no ale na szczęście sytuacja jest już opanowana i na strachu się skończyło. Teraz tylko zobaczymy w czwartek, w jakiej kondycji jest moja maciczka, poczekamy na @ (mam nadzieję, że cholera w miarę szybko przylezie - może któraś wyjątkowo odstąpi

), no i powoli wracamy do gry... Na początek jakieś badania, "ćwiczenia praktyczne", co by z wprawy nie wyjść ;-) , no a potem miejmy nadzieję właściwe boboseksy...
As 76, GRATULACJE! Jesteś wielka! Jak ty dziewczyno na to wszystko czas znajdujesz - twoja doba to ma chyba min. 48 godzin, a nie tylko 24...
zjola, &&& już mocno zaciśnięte za PROVITĘ... Jestem ciekawa, co załatwicie, zwłaszcza, że w pewnym momencie my też zaczęliśmy brać pod uwagę, żeby się tam zgłosić, ale póki co trafiłam na całkiem niezłego ginka, więc jeszcze dajemy mu szansę i zobaczymy, co z tego wyniknie, a Provitę bierzemy pod uwagę w następnej kolejności...zwłaszcza, że u nas póki co też nieźle z samym zachodzeniem, ale utrzymanie to już niestety inna bajka...
A tak a'propose emocjonalnego podejścia do tematu, to obawiam się, że ciężkie chwile przede mną...i szczerze mówiąc - boję się, jak to będzie... :-( Otóż, w połowie sierpnia jedziemy z moim M. na chrzciny jego kuzynki (jego ciotka, która jest tylko 6 lat od nas starsza, urodziła córkę - to jej trzecie dziecko - ma już dwójkę dorosłych) i na dodatek mój M. został poproszony na ojca chrzestnego... Impreza jest w W-wie, więc kawałek. Z racji odległości nie mieliśmy jeszcze okazji zobaczyć małej, ale o sam kontakt z nią się nie obawiam, bo zauważyłam, że owszem - podczas kontaktu z małym dzieckiem pojawia się na dnie serduszka jakieś ukłucie, ale ogólnie takie spotkanie mnie umacnia i daje mi kopa, aby tym bardziej walczyć o takie małe szczęście i starać się kolejny raz - aż do skutku, bo naprawdę warto...
Problem leży gdzie indziej... Boję się mianowicie swojej reakcji na zachwyty całej rodzinki mojego M. nad małą, a przy okazji komentarze typu "Teraz wasza kolej", "Bierzcie przykład", "No co z wami", "Dlaczego sobie takiego nie zrobicie" itp. A tego pewnie nie unikniemy, bo jednak większość nie wie, przez co przeszliśmy... :-( Ja jestem niestety wyjątkowo emocjonalna i obawiam się swojej reakcji, że będzie zbyt uczuciowa i że nie uda mi się dostatecznie kontrolować, żeby się np. nie popłakać... Na pewno nie chciałabym swoim zachowaniem zrobić z siebie ofiary czy panikary i zepsuć tym samym imprezę, bo to jest dzień tego dzieciątka i powinien być udany... Najchętniej to bym się jakoś wykręciła i nie pojechała, ale za bardzo nie wypada, no i mimo wszystko chciałabym zobaczyć mojego M. w akcji - to dla niego też ważny dzień...co prawda będzie "tylko" chrzestnym, ale jednak "ojcem" i to dla niego zupełny debiut, więc ze względu na niego chciałabym w tym uczestniczyć...
Ok, kończę już te swoje wywody - wybaczcie, że was tak zanudziłam, ale jakoś potrzebowałam się komuś wygadać, a nie bardzo mam komu...
