Witajcie.
Mam strasznego doła.
Pożarłam się dzisiaj z moim mężem. Wyprowadził się, w sumie sama mu kazałam.
Poszło o papierosy, pali coraz więcej i zrobiłam jazdę, że nie będziemy na jego papierosy wydawać 300 zł, a on, że będziemy. To mu powiedziałam, że w takim razie ja będę 300 zł wydawać na kosmetyczkę i fryzjera i będzie sprawiedliwie.
Wiecie, co mi powiedział, żebym zarobiła 2500 to sobie będę wydawać

Tzn to, że zajmuję się dziećmi, piorę sprzątam i jego pomocy oczekuję tylko w weekendy to w ogóle jest nic wielkie GÓ......
On do mnie a spier.... to ja do niego, żeby się tak do mnie przy dzieciach nie wyrażał.
też mu powiedziałam, żeby spier..... a on spytał czy już?
Odpowiedziałam, że już a on 'powtórz"
powiedziałam chcesz, to idź.
Wyszedł.
Amelka 3 razy do niego dzwoniła i pytała z płaczem "tatusiu, gdzie ty będziesz spał, tatusiu ja się boję, bo zmarźniesz, przeziębisz się, chce, żebyś wrócił"
Powiedział, żeby się nie martwiła a mi wysłał sms, że dzieci na niego napuszczam, że nie umiem przeprosić, przyznać się do winy.
Mam dość

:-(