reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

jak długie poronienie

Opisałaś bardzo dokładnie, ja nawet kolorku blado-różowego nie mam, ehhh, a jak się pojawi krew to mam szybcikiem do szpitala bo krwotok silny może nastąpić.
 
reklama
Może. Jak mi się rozkręciło to "z siłą wodospadu" - w życiu tak nie miałam, nie nadążałam do toalety. PO zabiegu spokojnie - ledwie coś tam pokapało, dosłownie na następny dzień już tylko wspomnienie - pojechałam na motorze do brata, teściowa krwotokiem straszyła a tu nawet... Za to pierwsza @ po łyżeczkowaniu tez taka dobitna - żeby sobie człowiek nie myślał że jak jej chwilę nie było to już luzik.
 
edytakornel ty jedz do innego szpitala a nie czekaj bo to bez sensu, wszedzie musza cie przyjac, powiedz ze boli cie brzuch, źle sie czujesz itd nasciemniaj i cie przyjma. i nie wychodz bez badania usg, jak nie beda chcieli cie zbadac to powiedz ze chcesz na pismie miec napisane powod braku udzielenia pomocy.. nie ryzykuj swojego zdrowia z powodu wybrykow twojego szpitala. ja zabieg pierwszy i drugi mialam w szpitalach poza moja miejscowoscia i nie bylo z tym problemu a dlatego tak mialam bo lekarze ktorzy mnie prowadzili nie pracuja w szpitalu w moim miescie tylko w innych (ten pierwszy miał akurat tylko kolege z tego szpitala-Rybnik, a drugi pracuje w Rudzie śląskiej-50km od mojego miasta).
 
Jestem po wizycie u gina, wszystko jest w porządku, zakażenia nie ma, i nic mi nie grozi, powoli zaczyna się odklejać coś tam, i powoli otwiera się szyjka w środku, powiedzial że może mi zrobić zabieg ale wtedy będzie mechanicznie otwierać szyjki a co za tym idzie - może pęknąć. Także miałam do wyboru albo poddać się zabiegowi z narażeniem albo poczekać jeszcze tydzień, bo tak jak stwierdził potrwa to tyle. Wytłumaczył że jeśli się stwierdza obumarły płód a nie występuje krwawienie to proces do momentu wystąpienia krwawienia trwa średnio 6 tyg i to jest powszechnie uznawane, niektóre szpitale nie czekają i dlatego dają tabletki po to żeby kobieta psychicznie się nie męczyła. W moim szpitalu niestety tabletek nie dają dlatego miałabym ten zabieg robiony bez niczego. Także podjęłam decyzję że poczekam ten tydzień, uspokoiło mnie że nie ma infekcji i nic złego się nie dzieje. Muszę mu zaufać bo w końcu komu. Nadal uważam że w tym szpitalu powinny zmienić się przepisy.
na wywołanie poronienia powinni dac zawsze tabletki zeby szyjka sie rozwarła.. mi sie to w glowie nie miesci, ja bym do takiego szpitala nie poszła... a wybor jest zawsze i nalezy do ciebie albo poronienie wywołane farmakologicznie albo zabieg (połaczony z podaniem odpowiednich tabletek na wywołanie rozwarcia). ja za pierwszym razem mialam robiony zabieg z podaniem tych tabletek a za drugim razem moj obecny lekarz stwierdzil ze nie bedzie niszczyl mi szyjki jesli tylko tabletki zadzialaja-wywołał mi poronienie zamoistne. wszystko sie da tylko lekarz musi chciec a nie traktowac pacjentke jak kolejna osobe do "załatwienia".. a swoja droga skad twoj lekarz wie ze nie ma infekcji? na usg chyba tego nie widac? jak juz to posiew i jakies badania bakteriologiczne wg mnie...

jak juz mowilam ja bym nie czekala tyle tylko wybrala sie do innego szpitala
 
Dokładnie: w nocy na "sikundę" sobie wstałam i potem zauważyłam delikatne różowe "coś" - nawet nie byłam pewna czy to aby jest różowe czy mi się wydaje. Rano nadal była jakby tylko sugestia czegoś, potem zaczęło się pojawiać wyraźne, różowe zabarwienie. Takie rozwodnione jakby, ale róż. Pojechałam do szpitala, tam juz pojawił się brąz - jak powidła śliwkowe coś. Potem byłam na kroplówce i duphastonie, ale pojawiło się krwawienie - słabe, ale wyraźne. Na następny dzie usg, lekarz pokazał mi głowicę z tekstem "widzi pani, pani brudzi" - chodziło mu o potwierdzenie że ciąża jest obumarła, "brudzi" odnosiło się do koloru - brązowe zdecydowanie. Potem nie wzięłam duphastonu (bo i po co?) i się jazda rozkręciła - to już było silne krwawienie. Potem zabieg - ale nawet gdyby się jazda nie rozkręciła sama, lekarz zapowiedział że dostanę tabletki i potem zabieg. Nie dostałam tabletek bo organizm po odstawieniu tabletek kontynuował poronienie sam. Dokładniej nie potrafię.

no i kłaczek po co byl zabieg jak poronienie samo sie zaczelo... jak zwykle lekarzom sie śpieszylo, chyba ze bylo zagrozenie życia i zle wyniki morfologii.... ja chyba trafiłam na lekarza anioła

sorki za posty jeden pod drugim, jakkos tak mi dzis wyszlo :/
 
Pati.b - nie wiem. Ja się na tym nie znam. Lekarz który robił usg powiedział że dostanę tabletki które spowodują samoczynne wydalenie obumarłej ciąży, ale wiem że nic takiego nie było bo jak przyszła siostrzyczka z pigułami to ją spytałam co mi daje. Był Asmag i Duphaston - no to nie wzięłam, informując ją że to już mi zbędne. Mówiłam że mocno krwawię jeszcze przed zabiegiem, nawiasem mówiąc trudno było nie bo był lekki problem z zapakowaniem sie na "kozę" bez zostawienia szlaku na podłodze - więc jeśli chodzi o informację, to meldowałam na bieżąco. Może uznali że wyczyszczą jakby się miało samo nie oczyścić... Nie wiem. Morfologię miałam kiepską bo mi w ciąży anemia wyskoczyła, ale w szpitalu tych wyników nikt nie oglądał - dostałam zjebkę że nie są wpisane w kartę, tłumaczyłam się jak mały głupek że nie mogą być wpisane bo termin wizyty u gina miałam na ten sam dzień w którym miałam zabieg, a była to pierwsza wizyta po potwierdzeniu przez gina ciąży, więc kiedy miał wpisać? Nie miałam pobieranej krwi do badań w szpitalu - to było Boże Ciało i dzień po nim - długi weekend i totalny brak czegokolwiek. Dobrze ze nie musiałam na usg czekać do poniedziałku.
 
Dziewczyny a ja za pierwszym razem nie dostałam żadnych tabletek.. to, że serduszko nie bije wyszło na zwykłej wizycie kontrolnej... zero krwawienia czy czegokolwiek.. I musiałąm sama zdecydować czy chcę zabieg..

Za drugim razem krwawienie... ale w szpitalu na badaniu usłyszałąm,że "wszytsko pozamykane".. tydzień leżenia, ale beta hcg spadło, więc i tu decyzja o zabiegu.. I znów żadnej tabletki.. Czy to oznacza, że zabiegi źle mi wykonano?
 
nie wiem czy zle, ale na pewno to jest wieksza ingerencja w szyjke bo nie była rozwarta i musieli ja ci siła rozwierac, ja dostałam i oxytocyne ktora wywoluje skorcze jak do porodu i te tabletki na poronienie... w kolejnych ciazach aniunnia musisz uwazac na szyjke i kontrolowac ja bardziej dokładnie tzn dlugosc i czy sie nie rozwiera nawet od srodka mozna sprawdzic przez usg dopochwowe i tam wyraznie widac ile ma cm i czy nie ma rozwarcia juz od wewnatrz czyli we wczesnym stadium kiedy jeszcze mozna zalozyc szew lub pesser. dla mnie to bez sensu ze tych tabletek nie podaja jak to przeciez chodzi o przyszlosc, wasza przyszlosc.... eh za duzo zaczynam wiedziec na ten temat....

kłaczek tego ze ci krwi w szpitalu nie pobrali przy takim krwawieniu to tez nie rozumie... a gdybys miala mocna anemie? gdyby byłaby potrzebna transfuzja? nie trafiam juz za mysleniem lekarzy... ja lekarzem nie jestem ale czesto wydaje mi sie albo wiem wiecej od nich albo mysle bardziej racjonalnie... brak mi słów i tyle... mnie trzymali 4 dni przy drugim poronieniu, ktore jak juz pisałam bylo wywołane choc to byl juz 10tc i ponoc ciezko w tym tygodniu z wywołaniem poronienia, lekarz sprobowal po paru godzinach tabletki ze mnie wypadly ale mialam juz skórcze bo cos tam sie rozpuscilo (mialam 4 dopochwowo) potem juz dostawalam doustnie bo nie wymiotowalam po nich wiec mogli mi dać, i tak przez 4 dni mocno krwawilam a dwa pierwsze to mialam skórcze ponoc wygladaja jak przedporodowe i moze to i prawda bo bolało, codziennie sprawdzali na usg jak sie oczyszczam i bylo widac ze wszystko sie przesuwa do ujscia, krew badali mi chyba dwa razy.. po tych 4 dniach po usg bylo widac ze juz tylko troche zostalo i mogą wypuscic mnie do domu ale jakby co mialam isc do mojego lekarza (mialam przyjsc bez kolejki, bez zapisów i bezpłatnie choc na wizyty chodze do niego prywatnie)... nie powiem ze bylo to łatwe to drugie poronienie, dlugo trwało dlugo sie meczylam ale teraz mam przynajmniej pewnosc ze nie bylo ingerencji w moją szyjke bo nie byla po prostu potrzebna... przy pierwszym poronieniu tez dostalam tabletki i jakby sie im chcialo poczekac to mogliby podac druga dawke i pewnie tez by sie obylo bez zabiegu ale im sie spieszylo a ja wtedy zbyt mało wiedziałam... nie wiedziałam ze mam wybor miedzy zabiegiem a wywołaniem poronienia...

ja wam moglam napisac tylko jak bylo u mnie a to czy lekaze dobrze u was sie spisali nie mnie oceniac choc ja tu widze wiele "niedociagniec" i lenistwa.. może się mylę.
 
Pati.b - ja się na tym nie znam po prostu. To co widzę na plus w moim wypadku to to, że całość zamknęła się w kilku godzinach. Krwawiłam mocno, ale krótko - kilka godzin ledwie i może dlatego lekarze ni uznali za stosowne robic badań... Nie wiem. Może uznali że wyłyżeczkowanie skróci czas intensywnego krwawienia? Może wtedy właśnie mniej krwi się traci? Nie mam pojęcia. Może to kwestia że zabieg oczyści macicę na 100% a samoistne poronienie może coś zostawić? Fakt, że chyba wolę tak jak miałam niż leżeć kilka dni ze świadomością że godzina po godzinie moje dziecko (martwe już, wiem, ale jednak) odchodzi. Nie wiem... Zapakowali narkozę i obudziłam się "po wszystkim".
W kwestii olewaizmu? Uuu... A co powiesz na to, że po pierwszym porodzie przeleżałam dwa dni trupem, nie jedząc, śpiąc tylko, nie wstając do toalety, nie myjąc się, nie zmieniając nawet wkładki bo... położna po porodzie źle oceniła upływ krwi. Powiedziała "pisz: szklanka" - sama słyszałam. A ja przez dwa dni nie mogłam głowy podnieść bo mi eksplodowała. Spałam. Dziecko przynosili do karmienia i zabierali - karmili flachą. Posiłki przynosili i zabierali i nikt się nie zastanowił. Po dwóch dniach zwlokłam się do łazienki bo koszulę na plecach miałam sztywną od krwi, prześcieradłem można się było podrapać - padłam na korytarzu i dopiero się zrobił ajawaj. Okazało się że ciśnienie mam 220/180 - ruszyła wazopresyna - że miałam krwotok przy porodzie i dopiero litr krwi spowodował że zaczęłam się zbierać. Ale za to wypuścili mnie ze szpitala z zakażeniem szwów - jak się skarżyłam że mocno boli cięcie to usłyszałam że histeryzuję, a przecież wiem że ja tylko u dentysty umieram, poza tym jestem twarda sztuka.
 
reklama
Pati to mnie nastraszyłaś.. powiem szczerze, że nic w tym temacie nie wiedziałam... Po pierwszym poronieniu nawet nie siedziałam w necie, żeby czegokolwiek się dowiedzieć, bo nie chciałam zadawać sobie więcej bólu. Dopiero za drugim razem domyślając sie, że coś jest nie tak zaczęłam szperać.. Im więcej się dowiaduję , tym bardziej zaczynam się bać..
 
Do góry