reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Znasz to? Dzień ledwo się zacznie, a Ty już masz na koncie przebieranie w półśnie, mycie części do laktatora i gorączkowe poszukiwania smoczka pod kanapą. Jeśli w tym chaosie marzysz choć o jednej rzeczy, która ułatwi Wam codzienność – weź udział w konkursie i wygraj urządzenia Baby Brezza, które naprawdę robią różnicę! Biorę udział w konkursie
reklama

Kto po in vitro?

Ja sobie nie wyobrażam pojechac bez meza, jesli do tego dojdzie. Gdyby wydarzylo się cos co by to uniemozliwilo to wiadomo- trzeba sobie poradzić. Przy pierwszej inseminacji, zaraz po wpuszczeniu, lekarz przykryl mnie jakas "szmatka" i zawolal meza, zeby przez te 15 min lezenia na fotelu mi towarzyszyl. Wlazl i oczywiście pierwsze co zrobil to zajrzal... jakie go zdziwienie złapalo.. nigdy z takiej petspektywy sie nie przygladal hahah i stwierdził tylko " ze nie moglby byc ginekologiem, ze jakos te dziury wydaja sie byc tak blisko siebie" [emoji23][emoji23][emoji23]
A to moj przy kazdym badaniu byl wiec widok mu nie straszny i nie krepujacy. No ja tez wolalabym by maz byl ze mna przy transferze ale ciezko mu z urlopem. Wiec zobaczymy
 
reklama
Ale to faceta przy transferze nie ma w gabinecie? U nas przy wszystkim byl obecny. A po fakcie dostalismy mila muzyke i zostawili nas na 20min samych mowiac, ze to wazny moment. W sumie dziwnie tak bez meza...
Mój był nieobecny w gabinecie czekał na korytarzu przy nieudanej próbie, przy drugiej udanej był i trzymał za rękę.
 
Dzieki. :):)Maz oczuwiscie jedzie moze nie zapomne go wziac haha. Za to dzis powiedIal ze na transfer to po co bedzie jechal. I wlasnie mu powiedzialam ze chyba soboe zartuje. No wlasnie jezdzilyscie same czy z facetami na transfer?
Ja jechałam z mężem zresztą i tak oboje dokumenty podpisywaliśmy więc inaczej się nie dało, ale myślę że w 2 zawsze raźniej ☺️
 
A to moj przy kazdym badaniu byl wiec widok mu nie straszny i nie krepujacy. No ja tez wolalabym by maz byl ze mna przy transferze ale ciezko mu z urlopem. Wiec zobaczymy
A i jeszcze jedno, o ile po punkcji wstałam i czułam się normalnie to po transferze nie dałabym rady prowadzić samochodu i było mi niedobrze przez jakieś dwie godziny. Mój facet jak mnie zobaczył po wyjściu z gabinetu po transferze to pytał co mi się stało (a rzadko to robi), fakt, że podczas zakładania tej rurki tak mnie zabolało, że myślałam, że tam odpłynę z bólu i byłam cała czerwona na twarzy (tak przynajmniej czułam)
 
A to moj przy kazdym badaniu byl wiec widok mu nie straszny i nie krepujacy. No ja tez wolalabym by maz byl ze mna przy transferze ale ciezko mu z urlopem. Wiec zobaczymy
Nawet jeśli mu się nie uda- myślami będzie razem z Tobą na pewno! Mnie tez przeraża ten urlop.. pracujac na etacie 26 dni w roku to strasznie malo.. od ponad 3 lat, pomijajac urlop w wakacje reszte dni tracimy na wizyty u lekarzy... mi zdarzylo sie wziac dwa razy l4. I te dwa razy byly nieplanowane- czyli szpital. Raz walka o zycie po peknietej pozamacicznej a raz tydzien na oddziale z wielka torbiela, ktora stwarzala zagrozenie skrecenia jajnika. I w obu przypadkach kolezanka z pracy nie do konca zadowolona, ze bylam na L4... niby kobieta niby wiedziala ze to powazne sprawy a nkejednokrotnie mi dogryzala, ze byla sama.. ze sciagneli ja z urlopu itd.. to strasznie przykre.. i wiem, ze sa sprawy wazniejsze a i tak nie chce brac L4 zeby nie marudzila. A wie o wszystkim. O naszym problemach i staraniach.. juz nie wspomne jaki organizm jest umeczony bez urlopu na odpoczynek. Na szczescie u meza nie robia zadnych problemów choc minusem jest to, ze 22 dni urlopu musi miec zaplanowane do konca wrzesnia roku poprzedzajacego.. i niestety ciagle musi pisac podania o przesuniecie urlopu.
 
Nawet jeśli mu się nie uda- myślami będzie razem z Tobą na pewno! Mnie tez przeraża ten urlop.. pracujac na etacie 26 dni w roku to strasznie malo.. od ponad 3 lat, pomijajac urlop w wakacje reszte dni tracimy na wizyty u lekarzy... mi zdarzylo sie wziac dwa razy l4. I te dwa razy byly nieplanowane- czyli szpital. Raz walka o zycie po peknietej pozamacicznej a raz tydzien na oddziale z wielka torbiela, ktora stwarzala zagrozenie skrecenia jajnika. I w obu przypadkach kolezanka z pracy nie do konca zadowolona, ze bylam na L4... niby kobieta niby wiedziala ze to powazne sprawy a nkejednokrotnie mi dogryzala, ze byla sama.. ze sciagneli ja z urlopu itd.. to strasznie przykre.. i wiem, ze sa sprawy wazniejsze a i tak nie chce brac L4 zeby nie marudzila. A wie o wszystkim. O naszym problemach i staraniach.. juz nie wspomne jaki organizm jest umeczony bez urlopu na odpoczynek. Na szczescie u meza nie robia zadnych problemów choc minusem jest to, ze 22 dni urlopu musi miec zaplanowane do konca wrzesnia roku poprzedzajacego.. i niestety ciagle musi pisac podania o przesuniecie urlopu.
Dodam, ze kolezanka rowniez nie mogla miec dzieci- problemy po stronie meza.. maja adoptowana corke. Wydawac by sie moglo, ze rozumie.. a jednak nie do konca.
 
A i jeszcze jedno, o ile po punkcji wstałam i czułam się normalnie to po transferze nie dałabym rady prowadzić samochodu i było mi niedobrze przez jakieś dwie godziny. Mój facet jak mnie zobaczył po wyjściu z gabinetu po transferze to pytał co mi się stało (a rzadko to robi), fakt, że podczas zakładania tej rurki tak mnie zabolało, że myślałam, że tam odpłynę z bólu i byłam cała czerwona na twarzy (tak przynajmniej czułam)
O kurcze to nie wiedzialam ze mozna po transferze gorzrj sie czuc.
 
O kurcze to nie wiedzialam ze mozna po transferze gorzrj sie czuc.
Może jestem przewrażliwiona, ale na transfer sama bym nie jechała, może byc ktokolwiek inny niż partner. U nas w wcześniejszym miesiącu gdyby był transfer to miał ze mną jechać jakiś kolega mojego faceta ( fakt u nas prawie trzy godziny jazdy samochodem, więc miał mi załatwić kierowcę)
 
A i jeszcze jedno, o ile po punkcji wstałam i czułam się normalnie to po transferze nie dałabym rady prowadzić samochodu i było mi niedobrze przez jakieś dwie godziny. Mój facet jak mnie zobaczył po wyjściu z gabinetu po transferze to pytał co mi się stało (a rzadko to robi), fakt, że podczas zakładania tej rurki tak mnie zabolało, że myślałam, że tam odpłynę z bólu i byłam cała czerwona na twarzy (tak przynajmniej czułam)

Jakiej rurki?
 
reklama
Dzieki. :):)Maz oczuwiscie jedzie moze nie zapomne go wziac haha. Za to dzis powiedIal ze na transfer to po co bedzie jechal. I wlasnie mu powiedzialam ze chyba soboe zartuje. No wlasnie jezdzilyscie same czy z facetami na transfer?
Mój zawsze wiernie towarzyszył. Po transferze jakieś żarełko na mieście i do domu wracałam jak gościówka na wpół leżąco w samochodzie. Nie żeby to było wymagane, ot tak dla wygody ;) W novum chyba może byc przy tobie więc będzie piękniej przeżywać to we dwoje :)
Ale to faceta przy transferze nie ma w gabinecie? U nas przy wszystkim byl obecny. A po fakcie dostalismy mila muzyke i zostawili nas na 20min samych mowiac, ze to wazny moment. W sumie dziwnie tak bez meza...
U mnie z dwoch klinikach nie mógł być na sali :/
 
Do góry