Widzisz lolitka ty patrzysz pod swoim kątem, a ja pod swoim. Ja miałam aż 10 zarodków i bardzo chętnie oszczędziłabym sobie zmarnowanego czasu i łez po każdej nieudanej próbie. Baaa, jakbym nie oddała komórek jajowych to mogłam mieć 21 zarodków i nawet nie wiem czy któryś z nich dałby ciążę. Każde podejście to jak los na loterii, ale zawsze można pomóc sobie dodatkowo. Po co zdawać się tylko na matkę naturę i skazywać się na kolejne nieudane stymulacje/punkcje, podawanie sporych dawek leków do transferów, które nie są bez znaczenia dla kobiet. Przecież każda ingerencja lekami zwiększa prawdopodobieństwo wystąpienia nowotworu.
Ja wolę aby zarodki obumarły w laboratorium i wyselekcjonować tylko te, które mogą dać realną szansę na ciążę. Po co narażać kobietę na ból, cierpienie fizyczne, psychiczne, zwiększać zagrożenie nowotworowe, niszczyć wątrobę lekami żeby tylko dać szansę zarodkom, które teoretycznie szans nie mają. To kto jest ważniejszy - kobieta czy zarodek?
Mi też lekarka opowiadała bajki, że miała pacjentki, którym zarodki implantowały się przy endometrium 5,7 mm. Zapytałam ile takich było? Odpowiedź 2 na kilkadziesiąt jest dla mnie niskim prawdopodobieństwem sukcesu.
I dlatego najważniejsze jest poszukiwanie przyczyn niepowodzeń, przyczyn złej stymulacji/braku reakcji na leki niż strzelanie w ciemno "bo może się uda". Trzeba optymalizować warunki a nie bawić się w totolotek. Dla mnie takie postępowanie jest wbrew zasadom etyki lekarskiej, bo nie można narażać życia kobiety dla nikłej szansy, trzeba wpierw zrobić wszystko aby z czystym sumieniem stwierdzić, że wszystko zostało zrobione aby dać większe szanse.
Póki co, żaden lekarz dla mnie tego nie zrobił i dlatego nie czuję się usatysfakcjonowana z dotychczasowego leczenia.
I zasadnicza sprawa - owszem wad genetycznych nie leczy się, ale można nie transferować uszkodzonych zarodków. Bo uważam za nieludzkie implantacje uszkodzonego zarodku i późniejsze ewentualne poronienie. Przecież uszkodzony zarodek nie da ci prawidłowej ciąży to po co skazywać się na niepowodzenie.
Natomiast statystyki jak znajdę z ostatnich lat to chętnie wstawię. Było to porównanie ciąż z badaniem genetycznym zarodków i bez. Różnica jest znaczna. Także tutaj nie mówimy już o plusach minusach, ale o realnych wynikach danego badania. Jednak takie badanie jest dla osób, które mają dużą ilość zarodków, a nie dla tych które miały 2 czy 4 zarodki.
A te 97% dotyczyło mojego zawodu. Ja już nie mówię o powodzeniu zabiegów implantacji w moim zawodzie, bo przy dobrej jakości implantach jest to 99,5%. Przy ginekologii jest to zapewne mniejsze szanse na zdiagnozowanie, ale patrząc na postępowanie lekarzy ginekologów i braku jakichkolwiek chęci do dokładnego diagnozowania śmiem twierdzić że jest to grupa zawodowa która raczej nie nadaje się na lekarzy.