Hejka!
Najpierw napiszę kilka słówek do Karoli - uważam tak samo jak Aneta, że dzidzia przed porodem się nie rusza (zresztą potwierdził to mój gin) a więc Twoje malutkie pewnie się bawiły tam nieziemsko, albo pukały mamusię aby miała lepszy humor



. Wiem że jest ci ciężko, pewnie dwa razy bardziej niż mamom pojedynczym, ale to już naprawdę nie długo - uszka do góry ;-). jestem przekonana że dasz radę i wszystko będzie dobrze!
Niki - czarne myśli chyba ma każda z nas, dobrze że to nie trwa długo i zawsze te myśli okazują się nieuzasadnione.
A ja dzisiaj mialam odlotowy dzień

. Rano pojechałam do gina. Mój samochód stał 3 tygodnie (bo tyle już leżę

) z zapalpną lampką. Małżon musiał mnie popchnąć



, jakoś się udało i zadowolona odjechałam w przeciwnym kierunku niż on. Ale niestety samochód w korku powiedział mi kategoryczne NIE! Akumulator zdechł! Tym sposobem zatkałam definitywnie jedą z głównych ulic maista bo prowadzącą na most... Nie mogłam włączyć nawet awaryjnych bo nie było pradu. Pewien "miły" Pan próbując mnie wyminąć w prostych żołnierskich słowach streścił całe moje drzewo genealogiczne (dopiero jak zobaczył ze jestem kobietą to postawił wiele diagnoz dotyczących mego stanu umysłowego! ). A ja zestersowana wizytą u gina (na którą już nie miałam szans zdążyć oraz przerażona tym że zaraz ktoś we mnie walnie , dostałam skurczy... )nie próbowałam nawet wychodzić z samochodu. Miałam nadzieję że przyjedzie policja i pomoże obywatelce w potzrebie (odstawi na parking samochód a mnie napewno odwiezie do lekarza - nie wiem dlaczego na to liczyłam


.) M był pierwszy, dzielny, poprostu bohater !!!! Zapchał mnie na najbliższy parking, nie bacząc na niebezpieczeństwo, rezygnując ze swoich wszystkich obowiązków służbowych. Dojechałam jakoś do lekarza z godzinnym poślizgiem. Ale chociaż u gina dobre wieści.... Potem kupiliśmy nowy akumulator.. 400 zł . Wizyta u giana kolwjny wydatek do tego jescze parę innych "drobiazgów" do szpitala. Koniec świata normalnie - teraz nie ruszam się z domu!

Buziaki