Byłam dzisiaj u lekarza z Filipkiem. Mały waży już 3600 czyli 700g więcej niż 2 tygodnie temu. Ale wielkiego kloca bym urodziła, gdyby był w terminie ;-)
Ogólnie nie jestem zadowolona z wizyty, babka mi nawkręcała, że mały ma podwyższoną bilirubinę, czego poprzednim razem (2tyg temu) nikt nie zauważył i jestem wkurzona. Jutro pobieranie krwi, w czwartek wizyta kontrolna i błagam, żeby nie kazali nam lecieć do szpitala, nie zniosę tego, stresuję się strasznie.
Dodatkowo pytałam się o wszystkie dolegliwości malucha, m.in. o wysypkę na twarzy. Powiedziała, że to prosaki, a prosaki są BIAŁE, a on ma czerwoną wysypkę. Nie wiedziałam o tym, przeczytałam w domu w necie dopiero. Z moich obserwacji wychodzi, że to jednak trądzik niemowlęcy i mam taką wielką nadzieję.
Co do oczu nie powiedziała za wiele, tylko upierała się, że samo zejdzie. A jak ma samo zejść, jak nawet antybiotyk nie pomógł?
Na płacz przy kupce i gazach też nic nie poradziła, bo oczywiście chemii nie powinno się stosować i z tym się zgadzam, ale przecież chyba można coś zrobić innego prawda?
Całe szczęście, że w czwartek następna wizyta, bo bym nie wytrzymała z tej niewiedzy. Idziemy do innej lekarki i mam nadzieję, że lepiej mnie poinformuje co się dzieje, od tej nic nie mogłam wycisnąć przez pół godzinną wizytę. Zebrało się tego nie mało, a ta nic, jeszcze wydawała się taka wkurzona.
Na poprzedniej wizycie byłam tak zadowolona z tej lekarki, a chyba dlatego taka była, bo był ze mną A. Teraz byłam sama i młoda mama pewnie jej nie przypadła do gustu i uznała, że może sobie odpuścić... fatalnie


