reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Mój poród - jak było?

reklama
No Kocia, myslalam, ze ja bylam szybka ale ty to express. A z tym dzieciaczkiem to chyba nie tak na zawsze tylko ze teraz nie planujesz, co. Zobacz jakie masz cudo w domciu, czy nie zal by ci bylo zmarnowac takich dobrych genow??:confused:
 
Kociu , to wogole nie mialas boli przedporodowych??

Z twojego opisu wynika ze nie mialas znieczulenia , tak ?? Jesli tak to jak ty wytrzymalas to 1,5 godzinne szycie ?

podziwiam
 
No wiec, zacznijmy od tego, ze teramin mialam na 24 lipca, zbliza sie data, a tu nic. Wyczekujemy, sprawdzamy ( bylam na KKG i USG), nic 0 skurczy. Nastepne USG na 31 lipca (tydzien po terminie). 30 jedziemy z mezem, mama i Mikim w brzuszku na przechadzke po IKEA, schodzi sie ok 3,5 godz. Caly czas jestem pod czujna obserwacja moich bliskich, czy przypadkiem od tego chodzenia skurcze mnie nie lapia. Nie lapia. Juz mysle ze w koncu beda wywolywac (tak zapowiedzieli na srode 2 sierpnia), albo cesarka, bo dziecko dosyc duze, a to pierwsze wiec moze byc ciezko. Ale sie nie boje, zalozylam sobie, ze nie bedzie bolalo:tak: . Po powrocie siedzimy jeszcze do ok. 23. Pozniej idziemy spac. Budze sie w nocy, ok.1.30 na siusiu. Za 1,5 godz. znowu mi sie siusiu chce, a przy okazji i nr 2. Zalatwiam to i znowu do lozeczka, po godzince znowu zaliczam kibelek, itd (siusiu mi sie chcialo coraz czesciej). Mysle sobie, o nie znowu nerki, kurcze. Brzusio troszke przy tym pobolewa, ale nie za bardzo. Rano, ok 8.30 budze meza, po kolejnej wizycie w WC. ( uwierzycie, ze nie obudzil sie ani razu przy l
tej mojej wedrowce ludu:szok: ). I mowie mu ze mnie troszke brzuszek boli (co 7 min) i sie martwie czy z malym wszystko ok, bo sie naczytalam o odklejeniu lozyska i takich tam. No ale na szczesie mam USG na 11.15, a wczesniej musze i tak odebrac skierowanie w przychodni wiec i tak pojedziemy. Biore prysznic, jem kanapke, zbieramy sie, dopakowujemy torbe (zupenie nie wiem po co, bo przeciez az tak nie boli, no ale moze cos byc nie wporzadku z maluszkiem i moga mnie zostawic w szpitalu na obserwacji-o naiwnosci!!). Jedziemy, ja leze na tylnich siedzeniach, bo troche mnie boli i strasznie mi sie chce spac, wkoncu chodzilam cala noc. Idziemy do okienka i mowie, ze ja odebrac skierowanie na USG, a tak przy okazji to czy moglby mnie zobaczyc jakis lekarz, bo cos mnie tak boli i moze juz bedzie porod niedlugo:confused: Blyskawicznie biora mnie do gabinetu, pan doktor pyta jak sie czuje (bardzo dobrze) i czy dam rade wejsc na lezanka (oczywiscie ze dam przeciez czuje sie znakomicie), siadam, doktor bada, no i tu szok- rozwarcie na 4 cm, zapraszam na izbe przyjec. Wychodzimy na poczekalnie, patrze na moja blada mamusie i mowie, idziemy rodzic:-) Podjezdzamy na izbe przyjec (przychodnia przyszpitalna, wiec to zaraz obok), blyskawicznie nas rejstruja i jedziemy na gore, na porodowke. Jestesmy tam rowniutko o 12.00. Sliczny pojedynczy pokoik z lazienka i drewnianymi mebelkami. Fajnie tu:tak: . Polozna mnie bada rozwarcie na 5. Oj to jeszcze potrwa, bo przy pierwszym dziecku, to tak cm na godz idzie. Myslimy i cale szczescie, maz zapomnial aparatu. Na szczescie do domu jakies 20, wiec w 2 strony wyrobi sie w godz. Jedzie, zostajemy same z mama. Robi mi sie niedobrze, ale nie wymiotuje. Po 50 min polozna znowu bada, rozwarcie na 8cm. Wola lekarza. Patrze na nia i mowie ze chyba wlasnie odeszly mi wody, rzeczywiscie odeszly:tak: .Mama w panice, Jacek nie zdarzy, dzwoni do niego zeby sie pospieszyl. Za jakies 20 min wpada moj maz, blady jak papierek lakmusowy. Zaczyna sie, skurcze sa coraz czestrze i coraz silniejsze. Przysypiam i budze sie tylko na skurcze. Jacek siedzi obok mnie i zupelnie skolowany nie wie co robic, nie chce zeby mnie dotykal ani sie do mnie odzywal, denerwuje mnie. Wiec tylko siedzi i patrzy sie na mnie jak szpak w gnat i podaje (na rzadanie) platki lodu do picia. Jest godz. ok 2, lekarz mowi ze czas przec. Jacek trzyma mi jedna noge, polozna druga, jak przychodza bole to pre. Wszyscy mowia ze swietnie mi idzie i ze chyba cwiczylam (ciekawe jak to mozna przecwiczyc??). Skoro tak swietnie, to czemu dziecko nie idzie?? Maly dochodzi i sie cofa. Ja miedzy bolami po prostu zasypiam (dobrze ze nie chrapie) i budze sie na parcie. I tak jakies 1,5 godz. W miedzyczasie boja sie o Jacka bo kolor na twarzy zmienia mu sie z bialego na szary, ale daje rade:-) . Lekarz podaje znieczulenie w krocze i mnie przecina. No i doslownie za 5 min, dokladnie o 15.35 wychodzi moj maly rozrabiaka. Zabieraja go od razu do mierzenia i wazenia, Jacek wszystko filmuje, ogrzewaja maluszka troszke, zawijaja, zakladaja czapeczke, ja w tym czasie rodze lozysko i mnie zszywaja. Jacek bierze Mikolajka na rece i przynosi go do mnie. I biore go w ramiona, mojego malego mezczyzne i nie wiem ktore uczucie jest we mnie silniejsze, radosc, szczescie czy strach. Strach przed wielka niewiadoma, ktora sie pojawila wraz z przyjsciem na swiat mojego chlopczyka. Chlopczyka, ktory jest najwiekszy i najmniejszy na swiecie. Bo to najmniejsze cialko, jakie w zyciu widzialam, ale najwieksza milosc jaka dostalam od losu.:-)

Acha, dodam jeszcze,ze oczywiscie godz podaje wdg tutejszej strefy czasowej
Przed wyjazdem do szpitala umowilismy sie, ze mama bedzie z nami czekala w pokoju, ale jak sie zacznie to ja po prostu wyprosze, bo wydawalo mi sie ze bede sie krepowala, a i mama powiedziala ze nie wie jak sie bedzie z tym czula. Akurat, jak juz sie zaczelo na dobre, to bylo mi wszystko jedno i gdyby tam stal caly pulk zolnierzy i nawet zagladal mi w krocze to i tak mialabym to gdzies, byle tylko nikt mnie nie dotykal;-) :-D
 
O rany, ale sie rozpisalam, sama nie myslalam ze tyle tego wyjdzie. Ale jak zaczelam pisac, to wszystko mi sie zaczelo przypominac i musialam sie z wami tym podzielic:tak:
 
Kaju,faktycznie nie miałam bóli przedporodowych-do szpitala pojechałam z lekkimi skurczami-skurcze właściwe próbowali wywoływać ale nic nie szło...Rozwarcie też było na 2 palce...I dlatego do cesarki zaczęli mnie szykować bo serduszko Zuzi coraz bardziej nierówno biło...Ni i w końcu lekarz dosłownie wycisnął ze mnie wody płodowe,i od tej pory bolało jak......ale jak pisałam-naprawdę tylko 1.5 godzinki.Położna śmiała się,że chyba z wściekłości(na wszystkich i wszysto)dostałam rozwarcia na 4 palce i przy takim urodziłam...A znieczulenie miałam tylko to z kroplówki-standardzik i jeden zastrzyk przeciwbólowy.A do samego szycia też dostałam takie lekkie znieczulenie miejscowe i tak naprawdę wszystko czułam ale już byłam taka szcześliwa,ze nawet to okropne przeciąganie nici mi nie przeszkadzało...A na ostatnie dwa szwy,jak już fest czułam-Mario przyniósł mi Zuzola na brzuch i cała reszta była mi obojętna...

Martag po takim opisie porodu,az chce się pomyslec nad drugim dzieciołkiem...;-)
 
Jeszcze ja tu nie pisałam. Hmm, od czego zacząć? ?Od początku, będzie najlepiej :) Ciąża była planowana. Jestem po 7 oparacjach stawów biodrowych, w wyniku obustronnego ich zwichnięcia podczas porodu mamy. Ortopeda mówił, żebym wybiła sobie z głowy dziecko, a jak juz, to leżeć 9miesiecy. Skończyło sie tak, że 6 miesięcy jeszcze pracowałam w szkole (jestem nauczycielką polskiego), a 3 juz sobie odpuściłam i byłam na zwolneiu. Wiedziałam, że będzie cięcie cesarskie, tylko czekać na skurcze trzeba było.Termin mieliśmy na 19.07 - w urodziny męża. Czas mijał i nic! 19lipca udałam sie wraz z mamą na wizyte kontrolną do swego lekarza i chciałam prosić o skierowanie do szpitala, bo mąż długo pracuje, ja jestem sama w domu i zwyczajnie sie boje.Przed gabinetem zaczęłam mieć lekkie skurcze, ale takie...że prawie nie czułam. Weszłam,powiedziałam,o co mi chodzi, lekarz na to, że zrobi mi jeszcze USG. Popatrzył na monitor, zrobił dziwną minę i zaprosił do badania. Było baaaaaaardzo szybkie. Znowu pytam o to skierowanie, a on....cytuję"kotuś, jedź do szpitala, bo zaczęłaś rodzic".Hmmm, byłam nieco zdziwiona. Wyszłam, mówię to mamie, a ona w panike i karetkę chce wzywać! Ja na to, że muszę jeszcze do domku i zadzwonić do Krzyska i torbę zabrac. Wróciłam do domku. Juz czułam nieco mocniejsze skurcze, ale luz. Przyszedł mój blay mąż. Od razu pojechaliśmy na porodówkę. Było gdzieś po 17. Lekarka mnie zbadała i wezwała położne, co by mnie przygotowały do porodu. Nadal byłam zdziwiona ! Podłaczyli KTG, czekałam na anestezjologa i wtedy...Jak nie zcęło boleć. Mój mąż też zmieniał kolory twarzy, a ja mu ściskałam dłoń .Wreszcie zabrali mnie na operacyjną. Powiedziaąłm do anestezjologa, ze jak mnie nie znieczuli natychmiast, to będę przeć, bo czuję, ze juz muszę. Poszło błyskawicznie. Na operacyjnej pojawiłam sie 0 20:30, a Michał był na świecie o 20:39! Wyciągnęli go i dostałam go na piersi. to było niesamowite i iękne uczucie!Czy chcęmieć jeszce dzieci? Jak Bóg mi pozwoli, to chcę, by Michaś miał rodzeństwo:)
 
reklama
Do góry